Rozdział 17

1.8K 151 17
                                    

Erwin poczuł  na ramieniu czyjąś dłoń, ale nim zdążył się odwrócić usłyszał dobrze sobie znany głos

- Było blisko, co?- Hange ze śmiechem patrzyła na zdezorientowanego Smitha, który nie rozumiał o czym mówi jego koleżanka. W głowie wciąż miał rozmazany obraz Tytana trzymającego w swych dłoniach bezwiedne ciało Levi'a i czuł przeszywający żal. Zamiast jak zawsze opanowanym głosem, warknął do kobiety

-O czym Ty mówisz?

-O tej  małej- powiedziała i klepiąc go po ramieniu oddaliła się by dalej uczestniczyć w walce, która nie zatrzymała się ani na moment

- Jakiej małej?- zawołał za nią, ale ona już go nie słyszała. Używając sprzętu do trójwymiarowego manewru  wirowała w powietrzu tnąc karki kolejnym nadciągającym Tytanom. Erwin  próbował się otrząsnąć, ale nie czuł się najlepiej. Potrząsnął głową i wzbił się w powietrze. Widział, że jego podwładni go potrzebują dlatego postanowił tylko na chwilę wzbić się na Mur. Kiedy już się tam znalazł, zobaczył że sporo osób pochyla się nad jakimś rannym. Przeczuwając  najgorsze Smith podszedł tam. Widząc swojego Generała ludzie się rozstąpili, jednak niepotrzebnie. Widząc blade, zakrwawione ciało Levi'a sam się zatrzymał. Nie wiedział tylko czy z powodu szoku jakiego doznał widząc swojego przyjaciela, ledwie żywego, ale nadal żywego czy też z powodu stanu w jakim znajdował się Kapitan.  Na chwiejnych nogach podszedł do Marco, który widząc go wstał

- Tobie też coś jest Erwin?

-Nie- powiedział chwiejnym głosem- Co z nim?

- Jest ciężko, ale żyje..- Lekarz chciał dodać coś jeszcze, ale podbiegł do nich jeden z żołnierzy 

- Generale jest coraz gorzej, potrzebujemy Pana- Erwin wiedząc, że nie jest już w stanie pomóc Ackermanowi odszedł. Ulżyło mu, że mężczyzna żyje. Z nową energią ruszył do walki dziękując Bogu za szczęście jakim obdarzył on cały ich oddział.



Levi czuł ból na całym ciele. Z trudem otworzy powieki bojąc się rażących promieni słońca. Ku jego zdziwieniu w pomieszczeniu, w którym się znajdował było półmrok. Powoli rozejrzał się dookoła, ale jedyne co był w stanie zidentyfikować to łóżko, na którym aktualnie leżał. Próba podniesienia się spaliła na panewce ponieważ połamane, niezrośnięte jeszcze kości nie  były w stanie unieść jego umięśnionego ciała. Z westchnieniem opadł na poduszki. Patrząc w sufit próbował sobie przypomnieć jak się znalazł w tym miejscu. Jego wspomnienia urwały się na chwili, gdy ogromne łapska złapały go wpół, a z powodu bólu stracił świadomość.

-Kapitanie?- słysząc dziewczęcy głos Ackerman rozejrzał się gwałtownie dookoła lecz czując ciche strzelenie w karku natychmiast tego pożałował.

- Spokojnie - powiedziała dziewczyna i stanęła przed nim kładąc tacę z jedzeniem obok łóżka- Jak się Pan czuje?

-Gdzie ja jestem?- pomimo jak zawsze wielkiej pewności siebie, Levi czuł się lekko zagubiony. Starał się nie dać  tego po sobie poznać, jednak wydarzenia i urazy dnia sprawiły, że szło mu to bardzo mizernie.

-W sypialni Marco

- O widzę, że już mówicie sobie na ty- powiedział siląc się na zgryźliwość- Co Ty tu tak właściwie robisz? Miałaś siedzieć razem ze wszystkimi w bezpiecznym miejscu, a nie na froncie.- Lisa udawała, że nie dostrzega jego niemiłego zachowania i czepialskiego spojrzenia. Zamiast tego zapytała zmieniając temat

- Da Pan Kapitanie radę zjeść sam?

- Oczywiście- powiedział zirytowany. Dziewczyna podniosła tacę i położyła mu ją na kolanach. Mężczyzna podniósł rękę i złapał łyżkę, ale nim włożył ją do  ust, cała zawartość wylała się na pościel. Nastolatka siedziała obok nic nie mówiąc i udając, że nie widzi jego nieudolności. Dopiero słysząc jego głośne sapnięcie spojrzała na jego twarz. 

-Może pomogę?- zapytała cicho, ale czujący swoją bezradność wściekły Kapitan gwałtownie się poruszył i rozlał trochę zupy na pościel. Lisa natychmiast zdjęła tacę i położyła ją obok. Po chwili zdjęła też pościel odsłaniając ubranego jedynie w bokserki Levi'a. Speszona odwróciła się i przyniosła z kąta drugą pościel, którą przewidujący Marco zostawił tam "na wszelki wypadek".Przykryła mężczyznę w kompletnej ciszy starając się nie patrzeć na jego umięśnione ciało. Po skończeniu, usiadła koło niego i powiedziała

- Kapitanie musi pan jeść, dlatego może pomogę, albo chociaż zawołam kogoś innego?- mężczyzna pomyślał chwilę, ale świadomość tego, że miałby mu pomagać np. Marco nie przekonała go. Nie zniósłby zaczepek swojego lubiącego śmieszkować kolegi.

- Niech będzie, ale masz uważać- burknął.

- Oczywiście - odpowiedziała i zaczęła go karmić. Po paru minutach, gdy zjadł już niemal cała zupę, drzwi do pomieszczenia otworzyły się z głośnym hukiem i do środka wparował Marco i Erwin. Widząc szyderczy uśmiech swojego lekarz zatrząsł się w środku. Domyślał się, że lekko drgające ramiona Erwina, który odwrócił się, aby odsłonić okno znaczą to samo. Widząc jego zmieszanie Lisa odłożyła naczynie na bok i wstała szykując się do wyjścia.

-A Ty dokąd?- zapytał groźnie Levi przewidując zamiar dziewczyny- Już i tak złamałaś za dużo moich zakazów. Marco!Co ona tu robi? Miałeś pilnować, żeby nic się jej nie stało

- Pilnowałem. Jest cała nie widzisz? -powiedział szczerząc się jak modelka na wybiegu.

- Jak to się  w ogóle stało, że on żyje?- zapytał Erwin odwracając się od okna i spoglądając na Lisę.

[Snk] Levi kim jesteś? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz