28. [ostatni] we'll laugh at it in a year or three... whatever

1.2K 152 87
                                    

a/u: rozdział mega długi, ale za to ostatni!

Taehyung wzdrygnął się i otworzył oczy. Jego głowa leżała na udach Jungkooka, a reszta ciała na materacu, gdzie rozrzucone jak rozgwiazda kończyny kotłowały się z pozwijaną pościelą. Wciągnął do płuc powietrze szybkim haustem, jedną z rąk odruchowo przyciągając do klatki piersiowej. Serce zaraz wyskoczy mu na zewnątrz, prawdopodobnie przez gardło.

„Wreszcie," mruknął Jungkook. W jego głosie słuchać było ulgę, ale kiedy nachylał się nad nim, jego twarz obleczona burawym światłem wczesnego poranka wyrażała jedynie zmartwienie. „Nie mogłem cię dobudzić. Tak się miotałeś, że prawie podbiłeś mi oko. Na szczęście drugi raz to samo," dodał. Taehyung spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego jedynie niezdecydowany grymas. „Już dobrze... wszystko... będzie dobrze."

„Wiem," odpowiedział szybko. Pierwszy promień słońca przecisnął się przez zasłonięte rolety i wylądowawszy na brzegu materaca, momentalnie zniknął. To był tylko sen.

Był na campusie swojej uczelni i czekał na coś, siedząc na ławce. Nagle trawnik pod ławką zaczął drżeć, aż z rozgrzebanej na kształt kretowiska ziemi przedarły się pulchne palce tamtego chłopaka. Podniósł się, ale nie zdążył uciec i lepka od gruntu dłoń chwyciła go za kostkę. To, że próbował wciągnąć go pod ziemię wcale nie było najgorsze. O wiele straszniejsze było to, że ludzie wokół nie zwracali na niego żadnej uwagi, a on potrafił krzyczeć tylko imię Jungkooka. Nawet jeśli wiedział, że Jungkook jest już gdzieś daleko.

Teraz Jungkook siedział oparty o ścianę, a jego dłoń, ślizgając się po zroszonej gęstym potem skórze, sunęła wzdłuż szyi Taehyunga jak gdyby był to najzwyklejszy z poranków. Nie chciał mówić mu o tym śnie. W końcu cały ten czas leżał na jego udach, utulony i bezpieczny. Wierzył, że Jungkook go nie zostawi, czy nie wierzył? Gdzie wtedy był, skoro nie razem z nim?

„Gdzie teraz zamieszkamy? Wynajmiemy razem mieszkanie?" zapytał, a ostatnie słowa pokryły się z warkotem silnika przed domem. Jungkook zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na ścianę – patrzył się tam tak długo, aż dźwięk ucichł zupełnie. Wtedy spojrzał na niego znowu.

„Markety budowlane otwierają po ósmej," mruknął pod nosem. „Po chuj on tam już pojechał?"

Taehyung wzruszył ramionami – myślami był już przy pakowaniu walizki. Z jego strony nie miał zbyt dużo do zabrania. Właściwie nie posiadał nic poza szczoteczką do zębów oraz maszynką do golenia. Ubrania Jungkooka stały się jego ubraniami; z początku nieco zażenowany osiedlowym stylem, dziś rozumiał, jak wiele tracił, chodząc w obciskających spodniach i przylegających koszulach. Miał wręcz wrażenie, że luźność ubrań wpłynęła na jego charakter – był bardziej elastyczny, mniej spięty. I jeśli w końcu wybierze się na zakupy, będzie przekopywał sklepowe wieszaki w poszukiwaniu właśnie takich rzeczy.

Póki co jednak mieli trupa do pochowania.

„Pytałem, czy wynajmiemy razem mieszkanie," powtórzył.

Jungkook zacisnął wargi i zanim odpowiedział, patrzył mu się w oczy przez dłuższą chwilę, jakby to tam, a nie w jego własnej głowie znajdowała się odpowiedź. „Najpierw muszę znowu znaleźć jakąś robotę... i trochę odłożyć," westchnął. „Do przyszłego tygodnia będę spłukany, a ty masz zwaloną rękę. Nie dam rady zapłacić ci nawet za szpital, Taehyung. Musisz iść do lekarza. Musisz jeść normalne posiłki i spać w ciepłym łóżku." Jungkook odwrócił wzrok i mrugnął kilka razy. „Przepraszam cię, ale-"

„Ale muszę wrócić do rodziców?" miauknął, czując, jak w jego gardle formuje się gula wielkości włoskiego orzecha.

„Nie zostawiam cię przecież, to tylko-"

top shelf dregs |vkook & yoonseok|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz