Sidziałam pod wierzba nie czując kończyn.
Wzrok miałam skupiony na czymś co leżało obok mnie.
Widziałam postać tak dobrze mi znaną.
Blond włosy rozsypane na trawie, usta wygięte w głuchym krzyku, a oczy wpatrzone w nieistniejącą przestrzeń.
Nie oddychała.
Starałam się nie zwracać uwagi na czerwoną plamę na piersi dziewczyny.
Starałam się nie myśleć o tym, że identyczny kolor mam na dłoniach.
Wokół mnie rozsypane maliny.
Nagły podmuch wiatru.
- zabiłaś ją -szeptały listki
Czy to wszystko było warte wygranej?
- Dalczego świat jest taki niesprawiedliwy? - spytałam -Dlaczego to właśnie ja powoduje, że taki jest? - głos mi się załamał
Co mam teraz począć?
Wstałam jednocześnie podnosząc dzbanek malin.
- Pierdole przynajmniej napiszą o mnie książkę - odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę domu.