Rozdział 19

448 44 11
                                    

Jedenasta. Salon i kuchnia sprzątnięte, został więc tylko Loki. Mam nadzieję, że uda mu się ogarnąć do siedemnastej. Nie ukrywam, jego
obecny stan mnie nawet cieszył, bo wciąż byłam na niego zła za
wczoraj, ale... coś innego nie dawało mi spokoju. Już odkąd wczoraj
wróciliśmy do domu COŚ było nie tak. W tym jednak sęk, że nie wiem co
to było, a raczej nie wiedziałam. Mimo, że tkwiło TO gdzieś w mojej
podświadomości.

Dopóki nie spojrzałam na obraz, wiszący w przedpokoju, który
wcześniej, błędnie nazwany został przez Lokiego zdjęciem. W tedy, w
końcu zrozumiałam co TO było. Gdy zobaczyłam czarnowłosego,
zataczającego się na drodze nie miał on na sobie iluzji, a więc...
Szybko odpaliłam laptop, weszłam do bazy T.A.R.C.Z.Y. i... Tak. Nie
wiedzieli w jakim domu, ale mieli już nazwę miejscowości.
Najprawdopodobniej więc będą chodzić od domu, do domu i o niego pytać, a ponieważ nie jest on zwykłym przestępcą, więc w grę wchodzi też
najpewniej pobieżne przeszukanie. Na myśl o tym zbladłam. W końcu cała akcja miała miejsce w nocy, a więc teraz...

Wystrzeliłam jak torpeda i zaczęłam chować w dyskretnych miejscach
wszystko co mogło wydawać się podejrzane. Został mi tylko Loki,
kiedy... usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam kilka głębokich wdechów
i poszłam otworzyć w między czasie, na chwilę spuszczając blokadę ze
swoich myśli i mając jednocześnie nadzieję, że bożek te akurat odczyta
i dobrze zinterpretuje.
"Loki, nie wychodź z pokoju, a najlepiej się gdzieś ukryj i nie strój
fochów, proszę. Oni nie wiedzą, że tu jesteś, ale przez twoją
wczorajszą akcję wiedzą, że gdzieś w tej okolicy, więc spokojnie i bez
głupot. Okey?" - Pomyślałam przekręcając klamkę.

***
Słysząc słowa Wandy znieruchomiałem, musiałem działać szybko, ale zarazem bardzo ostrożnie.
"Będę w łazience" - Przesłałem wiadomość i zrobiłem dokładnie odwrotnie do wypowiedzianych słów.
Najciszej jak potrafiłem uchyliłem drzwi i wychyliłem lekko głowę, czekając na rozwój wydarzeń.

***

- Pani... Wanda?
- Xavier.
- Córka?
- Profesora Charlesa Francisa Xaviera.
- Profesora X? - Wtrącił blondyn posyłając w moją stronę przyjazny uśmiech.
- A i owszem. - Odpowiedziałam mu tym samym.
- Ale nie należy pani do X-Menów? - Zapytał wyglądając przy tym tak
przyjaźnie, serdecznie wręcz, że gdyby nie fakt, iż właśnie
przeszukiwał mi komodę poczułabym się całkiem swobodnie.
- Nie. - Odparłam, kręcąc przy tym głową.
- A to czemu? - Dopytywał... byłam pewna, że skądś go kojarzę.
- Skąd ja pana znam? - Spytałam, tym samym unikając odpowiedzi na jego pytanie.
- Możliwe, że widzieliśmy się kiedyś przelotnie. Ja też panią kojarzę.
- Odpowiedział wciąż się uśmiechając. To aż dziwne.
- Możliwe... - Odparłam przeciągając samogłoski. - A pana nazwisko to...
- Barton. - Powiedział mężczyzna kłaniając się teatralnie.
- Havkey! - Skarcił go agent. - Jest nieistotne, skąd się znacie.
Istotne jest, gdzie ON jest, i gdzie pani była w czasie ataku? - Dodał
widząc, że blondyn już otwierał usta, żeby zaprotestować.
- W czasie ataku... na Manhattan, tak? - Mężczyźni skinęli głowami.
- W Pentagonie. - Powiedziałam siadając wygodniej na krześle.
- A co pani tam... to ściśle tajne, prawda? - Tym razem to ja skinęłam
głową agentom.
- Po co panowie go tu szukają? Pewnie już jest gdzieś na Malediwach.
Oczywiście, jeśli to co mówią media jest prawdą. - Wymawiając ostatnie
zdanie, uniosłam jedną brew do góry, jak gdybym powątpiewała we własne
słowa.
- Rzeczywiście, ma pani rację. Szukamy go bo... zrobił coś o wiele
gorszego niż oszustwa podatkowe. Jeśli pani zauważy coś niepokojącego,
proszę nam dać znać. Dobrze? - Powiedział agent wstając i podając mi
czarną wizytówkę z logiem T.A.R.C.Z.Y. . - Nie wydaje się pani być poj jego wpływem i... oczywiście jest pani po za wszelkimi podejrzeniami.
Dokończymy więc tylko przeszukanie i kończymy.
- Tak, oczywiście. - Powiedziałam biorąc od niego wizytówkę. - Tylko
wie pan.. dom jest na szkołę i... - Zamilkłam licząc, że zrozumieją
symulowany powód, dla którego JUŻ musimy kończyć.
- Oczywiście. Pani jest po za podejrzeniami, więc dom też.
Jednak powinniśmy go chociaż pobieżnie sprawdzić. Wie pani? Zajrzymy jedynie do wszystkich pokoi i będziemy mieli to już odhaczone. Może nas pani po prostu oprowadzić, jeśli chce? - Rzucił ugodowo blondyn.
Skinęłam głową, również wstając od stołu.

Wander of the fogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz