- Masz rację, jestem zmęczony. - Mruknąłem podążając za dziewczyną w stronę kuchni.
Muzyka niosła się przez cały dom, niczym zapach perfum wypuszczanych z fiolki. Usiedliśmy przy szklanym stole, na którym były przygotowane jakieś midgardzkie przysmaki. Spojrzałem na Wandę, która smarowała jakimś... Czymś kawałek chleba. "Poszedłem w ślad za nią" również nacierając kromkę żółtawą substancją. Na talerzyku przede mną napewno znajdowało się kilka rodzajów różnych mięsiw, chyba warzyw i serów. Niepewnie sięgnąłem po żółty plasterek sera, a na niego nałożyłem czerwony płat jakiegoś warzywa. Zjadłem swoją porcję i zacząłem delektować się smakiem bursztynowego naparu. Miałem dziwne wrażenie, że smak napoju uległ niewielkiej zmianie, był kwaśniejszy i odrobinę słodszy. W kubku pływało kułeczko z żółtymi brzegami, z pewnością był to jakiś owoc cytrusowy. Podniosłem swoje spojrzenie na jasnowłosą, a na moje usta włamał się nikły uśmiech.
Kiedy przybyłem na ziemię, moje życie ciągnięło się niemiłosiernie do przodu i nie małem czasu na sen czy choćby jedzenie. Nieustanna walka o coś co należy się komuś innemu, jeszcze bardziej motywuje do działania i przysłania wszelkie potrzeby. Westchnąłem aby po chwili jeszcze raz spojrzeć na jasnowłosą. Przetasowałem wzrokiem talerzyki na stole powtarzając w myślach nazwy poszczegulnych midgardzkich produktów. Ciekawił mnie ich smak ale nie potrafiłem zmusić rąk aby sięgnęły po te przysmaki. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerywały tylko nasze oddechy.
- Pójdę się już położyć. - Powiedziałem wstając od stołu i zasuwając za sobą krzesło. Ująłem w ręce talerz i pusty kubek po cherbacie a następnie położyłem je przy zlewie. Odwróciłem się w kierunku niebieskookiej
i kiwnąłem jej głową na pożegnanie, aby po chwili jak najszybciej udać się do swojego pokoju. W mgnieniu oka pokonałem schody prowadzące na piętro i po kilku korkach po korytarzu przekroczyłem próg komnaty. Opadłem na łoże z czarną jak moje włosy pościelą i pozwoliłem moim powiekom swobodnie opaść. Miała rację, to był ciężki dzień.Sprzątnęłam ze stołu i wstawiłam naczynia do zmywarki, a kiedy ją uruchomiłam zdałam sobie sprawę, że znów marnuje wodę. Ups... trudno. W tej chwili miałam ważniejsze sprawy na głowie niż ekologia, a raczej, po prostu dużo ciekawsze.
Wyłączyłam radio, poszłam do swojej "pracowni", zamknęłam drzwi, uruchomiłam dwa komputery stojące na szerokim biurku z jasnego drewna i wzięty wcześniej z dołu laptop, mój nieodłączny towarzysz.
Kiedy wszystkie urządzenia były już włączone przystąpiłam do działania.
W końcu, z programem - lepszym niż miałam na początku pracy sądziłam, że stworzymy - włamał się do głównej bazy T.A.R.C.Z.Y. i tutaj przyda się pewnie krótkie wyjaśnienie. System S.H.I.E.L.D., tak jak każdy komputer chociażby ma poziomy... powiedzmy wtajemniczenia. Na każdym z kolejnych, wyższych poziomów ma się coraz więcej uprawnień i coraz szerszy dostęp do organizacji. Ja na tą chwilę miałam łatwy dostęp do wewnętrznych jego sektorów, ale nie do wnętrza. Ten zaś "szturm" miał mi dać uprawnienia administratora, czyli pełen dostęp.
Jaśniej. System tej organizacji to tak jakby nowożytny gród. Ma kilka poziomów, a każdy z kolejnych jest coraz bogatszy i otoczony coraz potężniejszymi murami, a w samym centrum wznosi się zamek, którym mieszka król. Władca ma dostęp do wszystkich rejonów swego zamczyska, lecz jego mieszkańcy już niekoniecznie. Żeby zaś wejść do centrum i zdobyć z którego możemy już potem iść gdzie chcemy należy albo wziąć zamek szturmem, albo znaleźć w murze furtkę i przekonać strażników aby nas wpuścili do środka i to właśnie przez dobre dwie godziny robiłam.
Dużo? Nie, jak na taki system bardzo mało. Udało się? Tak, i to nawet potrójnie.
Po pierwsze zdobyłam uprawnienia, po drugie pozostałam właściwie niezauważona dla innych użytkowników, a po trzecie zrobiłam coś, co próbowałam stworzyć od dłuższego czasu. Wirusa, który będzie sam się rozwijał i "uczył" na błędach. Stworzyłam niemal S.I., sztuczną inteligencję i... nieco mnie to przeraziło, ale przecież nad tym panuje prawda? Z resztą skoro już miałam to co chciałam, na razie go nie potrzebowałam i wyłączyłam przysięgając sobie, że włączę go znowu tylko, gdy nie będę miała innego wyjścia.
Zmęczona przekazałam mojej grupie wieści, oraz dane i poprosiłam kilku przyjaciół by sprawdzili ich bazy danych i cały system pod kątem jakiejkolwiek obecności, czy ingerencji Hydry, a wszystkie dane wysyłali na bezpieczny adres mojego brata (dla nich po prostu Roda). Oczywiście wcześniej go o tym powiadamiając.
Ja miałam teraz inne, pilne sprawy, a oni powinni sami sobie z tym poradzić. Resztę nocy spędziłam ze słuchawkami na uszach, szukając powiązań pomiędzy informacjami i próbując zrozumieć sen.
Najpierw skupiłam się na chrapliwym głosie z mojego snu, na Nim o którym mówił Loki i tym "pociągiem" chcącym wtargnąć do moich myśli w tedy, w samolocie. Tworzyłam w powietrzu "animacje" 3D i pisałam po białych tablicach rozstawionych przy ścianach, ale przełom nastąpił dopiero kiedy wypisałam określenia pasujące do każdego z nich i o dziwo powtarzały się one. Dopiero wtedy uderzyła we mnie myśl, że to przecież logiczne, że to ta sama osoba, a ten drugi głos.... albo był jej przeciwieństwem, albo... uosobieniem mojej podświadomości? Tego jeszcze nie wiedziałam, ale to postanowiłam zostawić sobie na koniec. Zapisując jednak wszytko do czego już teraz doszłam. Potem przyszedł czas na sześć. Sześć czego? Czegoś co z pewnością nie żyje, jest stałe i materialne, nie stworzone przez żadną organizacje. Minerał? Kamień? Pierwiastek? Dwie pierwsze opcje wydawały się najbardziej prawdopodobne. Dalej takie Coś musiało być wytrzymałe, twarde niczym diament i najpewniej niepozorne. Musiało sobą coś reprezentować. Żywioły? Może.
Jeśli to coś, co w śnie we śnie stworzyło w okół mnie wir nimi było, to mają one różne kolory.
Niebieski, zielony, fioletowy, czerwony, pomarańczowy, żółty... jak tęcza. Tylko czego one były symbolem? I tu pomogła wiadomość od mojego braciszka: "Ten facet miał kamień umysłu. Włócznia z bardzo potężną, kosmiczną bronią. Tarcza obecnie nie ma pojęcia gdzie jest. Myślą że może ją mieć. Rozumiem że możesz nie mieć czasu na bawienie się w rozwiązanie Hydry, ale go mogłabyś nam znaleźć."
Kamień umysłu, a więc to były kamienie i... T.A.R.C.Z.A. musiała nie zdawać sobie sprawy z tego jak bardzo są one ważne i potężne. Weszłam ponownie do ich systemu, chcąc sprawdzić tę informację - potwierdziła się. Ekscytacja, ciekawość i wszystkie emocje, które mnie do tej pory napędzały nagle uszły. Odpisałam Jake'owi, że
"Ja to bym raczej obstawiała Hydre.", wstałam z fotela i wyszłam z pracowni, zostawiając za sobą uchylone drzwi i niewyłączony sprzęt. Poszłam do mojej sypialni, wzięłam prysznic i umyłam włosy, a potem bez życia opadłam na łóżko podświadomie raczej rejestrując że słońce jest już naprawdę wysoko. Tylko że w tej chwili jakoś mnie to nie obchodziło.Po prostu czekałam na sen.
CZYTASZ
Wander of the fog
Fanfiction"A w szarej mgle wznoszą się białe drapacze chmur, niczym grobowce w tym mieście zamieszkałym przez umarłych." Albert Camus "Prawda jest jak mgła, kłamstwo jak kamień. Czy już wiesz czemu ludzie wybierają, co wybierają?" Współautorka @L16Wops