Matsuzawa Yuki
Weszłam do domu, ocierając łzy wierzchem dłoni. Rzuciłam torbą o ścianę i poszłam do salonu. Oikawa i Akatsu siedzieli przed telewizorem i grali w Until Dawn. Na mój widok obaj rzucili się w moją stronę. Oikawa dopadł do mnie jako pierwszy i zamknął w uścisku. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, wdychając zapach jego perfum. Nie hamowałam łez. Przy nich mogłam pozwolić sobie na płacz.
— Matsucchi, co się stało? — zapytał z troską Tōru, sadzając mnie na kanapie. Przykrył mnie puchatym kocem i objął, przyciągając do siebie, podczas gdy Akatsu biegał po kuchni, by po chwili przynieść mi kubek ukochanej gorącej herbaty. Szesnastolatek usiadł po mojej lewej i objął ramieniem. Tōru zaczął gładzić mnie uspokajająco po włosach.
— Yuki, co się stało? — zapytał Akatsu, kładąc mi dłoń na kolanie.
— Tsukishima... — zaczęłam.
— Zabiję gnoja! — warknął chłopak, podnosząc się z miejsca i łapiąc za telefon. Nie miał pojęcia co zamierza i szczerze mówiąc, w tamtej chwili, miałam to gdzieś.
— Zaraz nam wszystko opowiesz, dobrze Matsucchi? — zapytał łagodnie Oikawa, jakby przemawiał do przestraszonego zwierzątka. Cóż, mój stan był porównywalny.
— Kageyama? — usłyszałam po chwili głos brata. — Mógłbyś przyjechać? Teraz. Nie, nic... Tylko przyjedź. Jasne. Ale pod warunkiem, że nie będziesz się kłócić z Oikawą! Tak, jest. Zamknij się i decyduj! Dobra. Do zobaczenia.
Oparłam głowę na ramieniu Oikawy i westchnęłam.
— Opowiadasz nam teraz czy czekamy na tego kretyna? — zapytał Oikawa.
— Tōru... — jęknęłam błagalnie.
— No dobrze, obiecuję, już nie będę — powiedział i otarł mi łzę z policzka. — Tylko proszę, Matsucchi, nie płacz już.
***
Tobio siedział naprzeciwko mnie i patrzył mi w oczy. Spojrzenie miał przepełnione wściekłością.
— Idiota — mruknął po raz kolejny, usłyszawszy całą historię.
— Nie znasz innych epitetów? — zakpił Tōru. Kageyama rzucił mu mordercze spojrzenie.
— Chłopaki — ostrzegł Akatsu. Wzięłam łyk chłodnej już herbaty i ponownie oparłam się o ramię, którym mnie obejmował.
— Już mi lepiej — powiedziałam. — Dziękuję.
— Ależ nie ma sprawy — odparł Akatsu, a Tobio pokiwał głową.
— Daj sobie z nim spokój, Matsucchi, i wyjdź za mnie — Tōru wyszczerzył zęby. Uśmiechnęłam się.
— Po moim trupie — warknął Kageyama. Oikawa rzucił w jego stronę zabójcze spojrzenie. Akatsu wyglądał jakby też chciał zaoponować, ale nie odezwał się.
— Kocham was — powiedziałam,
łamiącym się głosem, na co Akatsu i Tōru zamknęli mnie w uścisku. Wstałam, widząc zazdrosne spojrzenie Tobio i przytuliłam go. Pogładził mnie po plecach.— Przepraszam — wyszeptał. — Nie powinienem zostawiać cię samej na tym treningu.
— Zamknij się — mruknęłam w odpowiedzi. Wstałam i spojrzałam na trzech nastolatków, patrzących na mnie ze współczuciem. — Chyba się położę.
— Jasne — uśmiechnął się Oikawa. — Dobranoc, Matsucchi.
— Dobranoc, Tōru — odparłam i ruszyłam w stronę pokoju. Kageyama złapał mnie za nadgarstek.
— Możemy... Jeszcze chwilę pogadać?
Pokiwałam głową i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Tobio zajął miejsce obok mnie.
— Yhm... Przepraszam — powiedział. — Za te akcję z Oikawą.
— Nie przejmuj się — powiedziałam. — Ja też narobiłam głupot.
— A nie mówiłem, żebyś się nie zakochiwała? Mówiłem?
Przytaknęłam, uśmiechając się smutno i przytuliłam go.
— Śpij, Matsuzawa — powiedział cicho. — Jutro masz trening, a już za tydzień gramy ważny mecz. To wasz debiut.
— Nie przypominaj mi — jęknęłam. — Drżę na samą myśl.
— Będziecie świetne — powiedział, po czym zmierzwił mi włosy i wyszedł. Odczekałam chwilę, a gdy usłyszałam odgłosy kłótni w salonie parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, że nie dadzą rady się powstrzymać.
***
Poprawiłam torbę na ramieniu i założyłam kosmyk włosów za ucho. Szłam w stronę sali, rozglądając się za Tobio. Kątem oka zauważyłam wysoką postać blondwłosego siatkarza. Mimowolnie spięłam się i przyspieszyłam.
— Matsuzawa — usłyszałam za sobą. "Zostaw mnie. Nie idź za mną. Nie chcę z tobą gadać. Nie idź za mną!" - powtarzałam w głowie. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że omal nie wpadłam na Kageyamę.
— Przepra... Dzięki Bogu — jęknęłam, gdy zdałam sobie sprawę przed kim stoję. — Powiedz, że on na mnie nie patrzy.
— Kto? — zapytał chłopak, przebiegając wzrokiem korytarz ponad moim ramieniem.
— Tsukishima — mruknęłam.
— Nie ma go tam — odparł czarnowłosy, marszcząc brwi.
— No błagam cię — jęknęłam. — Facet ma prawie dwa metry wzrostu i blond włosy. Jak można go nie zauważyć!?
— Może masz jakieś halucynacje — Kageyama spojrzał na mnie z troską. — Brałaś coś?
— Nie.
— Jadłaś? — dopytywał.
— Tak.
— Ile spałaś?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— Czy ty mi matkujesz? — zapytałam z wyrzutem. Chłopak wzruszył ramionami.
— Ktoś musi.
Prychnęłam zirytowana.
— Nie musi.
— Matsuzawa — rzucił ostrzegawczo. — Martwię się, idiotko. Wyglądasz jakbyś miała umrzeć.
— Nic mi nie jest — zapewniłam. Chłopak wzruszył ramionami.
— Niech ci będzie — mruknął. — Ale jeżeli nie przyjdziesz na mecz z powodu tego dupka, to cię zabiję.
— Zapamiętam — mruknęłam, wchodząc do klasy.
CZYTASZ
✔️W oczekiwaniu na księżyc || Tsukishima Kei x OC
أدب الهواة"Znasz uczucie, kiedy czujesz, że coś jest nie tak, jakby zabrakło jakiejś części Ciebie? I w kim ją widzisz? W kimś, kto miesza Cię z błotem i nie zależy mu na Tobie. Tak, ja też mam tego dość" Tsukishima Kei x OC