Smak Wiśni

3.4K 236 61
                                    

    Nie wiem ile dni leżałem w celi, nienękany przez nikogo, może tylko dwa, a równie dobrze mógł to być okrągłytydzień. Nie sięgały tu ani promienie słońca, ani światło księżyca, nie mogłemwięc obliczyć upływającego czasu. Co jakiś czas przynoszono mi posiłek,czerstwy chleb i trochę wody, ale rzadko i nieregularnie. Efekty uboczneCruciatusa minęły, rany zaczęły się goić, przynajmniej te na plecach, bo zpalca wciąż płynęła krew, a cała dłoń spuchła i zsiniała. Poza bólem fizycznymdokuczało mi serce ściśnięte niepokojem o Harry’ego. Czy to możliwe, że już pomnie przyszedł i go zabili? Gdyby tak się stało nic bym o tym nie wiedział isiedziałbym tu umierając ze zmartwienia, tak jak teraz. Z drugiej strony wciążżyłem, więc byłem im do czegoś potrzebny. Mogą mnie pokroić na kawałki bylebyHarry był bezpieczny. Trzymałem się kurczowo tej nadziei i wspominając wspólnechwile leżałem na wiązce słomy nie mając innego sposobu na zabicie czasu do…końca?

    Zdołałem przywyknąć do tego, że co jakiśczas drzwi celi się otwierają i Pettigrew wrzuca mi tace z jedzeniem,dlatego  gdy pewnego dnia (lub nocy)usłyszałem szczek zamka nawet nie otworzyłem oczu. Leżałem na brzuchu, by niedrażnić wciąż lekko opuchniętych pleców, tyłem do drzwi z zamkniętymi oczami iczekałem na trzask tacy uderzającej w posadzkę. Zamiast oczekiwanego dźwiękuusłyszałem zaklęcie:

    - Crucio!

    Momentalnie zwinąłem się z bólu wydajączduszony jęk. Usta przywykły już do milczenia mimo bólu, dlatego nie wyrwał sięz nich żaden inny dźwięk. Pod wpływem zaklęcia, co głębsze rany na plecachotworzyły się potęgując jeszcze torturę. Oczekiwałem długiego cierpienia,tymczasem czar został cofnięty stosunkowo szybko. Zdziwiony podniosłem siępowoli z ziemi siadając na podłodze i wzrokiem szukając oprawcy. Gdy tylkoujrzałem znajome, czerwone usta, wykrzywione w psotnym uśmiechu moja i zimneczerwone tęczówki, rękę przeszył ból, jakby echo odciętego palca. To była tasama kobieta, która podała mi eliksir i okaleczyła dłoń.

    - Mam dla ciebie złe wieści. Twój kochanekjeszcze się nie pojawił – wbrew słowom jej głos brzmiał radośnie. – Musimy muprzypomnieć, że ty tu czekasz z wytęsknieniem.

    Wydawało mi się, że zaraz podskoczy zradości, jak dziecko na widok lizaka, ale ona tylko wyciągnęła mały srebrnysztylet. Otworzyłem szeroko oczy i spiąłem wszystkie mięśnie szykując się doucieczki, chociaż doskonale wiedziałem, że nie mam dokąd uciec. Nie zdążyłemnawet drgnąć, a już stopa obuta w wysokiego czarnego glana przycisnęła do ziemimoją okaleczoną dłoń. Ból był nawet silniejszy niż Cruciatus i tak nieoczekiwany,że mimowolnie krzyknąłem.

    - No proszę jednak z twoimi strunamigłosowymi wszystko w porządku, Lord się ucieszy, gdy znów będzie miał kapryscię potorturować – Kobieta pochyliła się patrząc mi prosto w oczy. Mimo łezwyraźnie widziałem te czerwone tęczówki, dziś wypełnione ciekawością. –Myślisz, że Potter naprawdę cię kocha? Bo skoro jeszcze się nie pojawił…

    Jej słowa wywołały bolesny skurcz w sercu,bo chociaż powiedziane lekkim tonem, niosły ze sobą bolesną prawdę. Mimo jejhipnotyzującego spojrzenia zacisnąłem oczy i odwróciłem głowę w bok. Miałemochotę zwinąć się w kącie w kulkę i otulić się ramionami jak dziecko pragnąceczułości, ale moja dłoń wciąż była uwięziona pod jej butem. Poczułem jakśmierciożerczyni klęka obok mnie. Zimna dłoń znów okazała się niespodziewaniedelikatna, gdy kobieta złapała mnie za brodę i niemal czule przekręciła mojągłowę tak, bym ponownie patrzył prosto na nią. Po raz kolejny wydawało mi się,że dotyka mnie sama śmierć, to była niemalże pieszczota, a jednak z jej palcówemanowało coś niebezpiecznego, nieludzko groźnego. Przypominała mięsożernykwiat, pozornie kruchy i delikatny, wabiący swoim zapachem i kształtem ofiary,które następnie więził w śmiercionośnym uścisku by wyssać z nich życie. Tymrazem uśmiech kobiety był równie czuły jak dotyk, tylko oczy wciąż pozostałyzimne.

    - No już, nie martw się. Postaramy się,żeby przyszedł po ciebie, bo tego chcesz, prawda? Chcesz tu mieć swojegokochanka.

    Treść jej słów nie dotarła do mnie odrazu. Byłem kompletnie zahipnotyzowany jej spojrzeniem, tak, że nawet niezauważyłem gdy się zbliżyła. Dopiero gdy poczułem jej oddech na swoich ustachzrozumiałem jak blisko jest. Nie wiem, dlaczego wtedy nie uciekłem, może niemiałem czasu, gdyż ułamek sekundy później nasze wargi zetknęły się w delikatnympocałunku. Usta miała równie zimne jak dłonie, ale delikatnością przypominałyatłas, były pełne i soczyste niczym dojrzały owoc, a delikatny smak pomadkiwiśniowej tylko potęgował to wrażenie. Mój umysł kompletnie się wyłączył wtamtej chwili, a ciało spragnione bliskości drugiej osoby po dniach samotnościi bólu chciało przysunąć się bliżej i objąć ją, usta już oddawały pieszczotęzachłannie domagając się więcej. Nie zdążyłem się przytulić, nawet przysunąćsię bardziej w jej stronę, gdyż moją dłoń znów przeszył nieznośny ból, a moimciałem szarpnęło w tył. Kobieta wstała lekko uwalniając moją dłoń i zdziecięcym zachwytem przyglądała się zdobyczy trzymanej w palcach lewej dłoni.Krew spływała ze sztyletu wprost na posadzkę, ta sama krew płynęła po mojejdłoni, w której brakowało już dwóch palców. Przyciskając kikut do piersispojrzałem z lękiem na kobietę, ta zaśmiała się perliście, jak maładziewczynka:

    - Dopilnuje by to trafiło do Potter’a. Aty odpoczywaj, Lord niedługo będzie miał więcej czasu na zabawy z więźniami –dygnęła lekko łapiąc dłońmi skraj szaty jakby w pożegnaniu i wyszła zamykającza sobą drzwi.

    Oszołomiony siedziałem jeszcze jakiś czasbez ruchu patrząc się tępo w miejsce, gdzie stała przed chwilą. Ta kobieta,kimkolwiek była, była straszna, przerażała mnie śmiertelnie i jeszcze coś…wiązało się z nią inne uczucie, nie strach i nie ból, coś dziwnego… Dotknąłemzdrowa ręką swoich ust, a gdy zdałem sobie sprawę z tego co robię otrząsnąłemsię. Miałem ochotę dać sobie w pysk za te myśli, które jeszcze się niewyklarowały, ale już czaiły się na obrzeżach mojego umysłu. Nie byłem jednakzwolennikiem samookaleczania się, i bez tego byłem w marnym stanie. Zamiasttego wstałem i przeszedłem się kilka razy wokół małej celi (przypominało tobardziej dreptanie w miejscu niż spacer) by oczyścić myśli, po czym ponowniesię położyłem na brzuchu uważając by nie uszkodzić bardziej dłoni.

    Skorzystałem z jedynego dostępnego miśrodka przeciwbólowego – odpłynąłem myślami w stronę Harry’ego przypominającsobie, jak słodko wyglądał, gdy jadł czekoladę. Wciąż się nie pojawił, czylibył bezpieczny, pewnie pilnowali go lepiej niż myślałem, albo… nie to niemogło być prawdą. Jednak słowa śmierciożerczyni dźwięczały mi w uszach i imdłużej nad nimi myślałem tym bardziej prawdziwe się wydawały. Przecież znałemHarry’ego, gdyby naprawdę chciał mnie ratować nic by go nie powstrzymało.Zawsze tak robił, bez namysłu leciał na pomoc swoim przyjaciołom, a skoro mniekochał, powinienem być ważniejsi niż oni… Nie, nie mogłem tak myśleć, Harrybył bezpieczny i tylko to się liczyło, niech chociaż on przeżyje, bo ja jużjestem skazany. Na pewno mnie kocha, tylko zmądrzał i wie, że próba uratowaniamnie byłaby samobójstwem. Jego też musi to boleć… dostanie już mój drugipalec, na pewno się martwi i płacze próbując wymyślić sposób by mnie stadwyciągnąć, ale nie znajdzie bo nie ma możliwości ucieczki. Te myśli chociażtrochę podniosły mnie na duchu.

    Z westchnieniem przewróciłem się na bokpodkulając nogi pod brzuch. Przypomniał mi się kolejny bezpodstawny zarzutkobiety, że chcę by Harry tu przyszedł. Przecież nie chcę tego! Nie chcę jegośmierci… chociaż wiele bym dał by jeszcze raz móc się do niego przytulić,pocałować go… Jego usta o smaku czekolady… wiśni…

    Nie znów to samo! Znów o niej myślę! Kimona jest?! Wcieleniem diabła? Nienawidzę jej! Wprowadza zamęt, torturuje mnie iponiekąd Harry’ego, wysyłając mu moje palce. Gdyby wycisnąć z niej sok, pewniebyłaby to czysta esencja zła, piękna ale śmiertelna, o delikatnym zapachu iposmaku truskawek, słodka i śmiertelnie niebezpieczna. Musiała należeć doczarodziejskiej arystokracji, to po prostu było czuć od niej – piękno,elegancja, czysta krew, a zarazem silny charakter. To delikatne dygnięcie napożegnanie zapewne wyuczone jeszcze w dzieciństwie… Mój ojciec zapewneuznałby ją za idealną kandydatkę na synową. Na szczęście już nie ma nade mnąwładzy! A ja musze natychmiast przestać myśleć o tej okrutnej kobiecie! Zaczynamsadzić, że jest gorsza od Voldemorta, on torturuje tylko moje ciało, a onadodatkowo duszę i serce.

Draco Malfoy Diary || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz