„...nie chce wracać do Hogwartu..."

3.2K 252 69
                                    

    - Draco! Obudź się! Draco!

    Czy on oszalał?! Ja nie spałem, jaumierałem! Każdy następny oddech był płytszy. Głaz coraz bardziej miażdżył miklatkę piersiowa. W końcu nie mogłem złapać kolejnego łyku powietrza. Chciałemsięgnąć dłońmi do szyi próbując irracjonalnie rozerwać ściskającą mnie tampętle, jednak nawet ręce miałem uwięzione. W rozpaczy szeroko otworzyłem usta jakryba wyjęta z wody.

    Poczułem czyjeś wargi na swoich, a wraz znimi powietrze wdmuchiwane mi do ust. Były go tak dużo, że głaz na mychpiersiach rozprysnął się na kawałki pod wpływem siły unoszącej klatkępiersiową. Czekoladowy posmak warg zadziałał jak eliksir lecząc strzaskaneżebra i uśmierzający ból. Gdy usta zniknęły potrafiłem już sam złapać oddech,zdołałem też otworzyć oczy.

    Oślepiająca biel uderzyła w moje źrenicezmuszając mnie do ponownego osłonięcia ich powiekami. Gdy po raz kolejny spróbowałemrozejrzeć się wokół, ostrożnie otwierając oczy, nie było już tak jasno.Przyczyną był zapewne niewyraźny czarny cień wiszący nade mną i powolinabierający ludzkich kształtów. Ujrzałem czarne, rozczochrane włosy, kuszącowyglądające usta ułożone w szerokim uśmiechu i skrzące się radością oczy wkolorze Avady.

    - Harry – mruknąłem po czym zacząłemkaszleć, tak sucho miałem w gardle.

    - Nareszcie się obudziłeś! Czekaj zawołampielęgniarkę, da ci cos do picia – poderwał się chłopak.

    - Nie! – spróbowałem złapać go za rękę,ale moją dłoń przeszył przerażający ból, straszniejszy od tego we śnie.Zacisnąłem oczy i zęby, by nie krzyknąć.

    Delikatny pocałunek w policzek jakby ukoiłból, przynajmniej na tyle bym mógł znów spojrzeć na Harry’ego. W oczachchłopaka tym razem odbijała się troska i zmartwienie.

    - Nie powinieneś się ruszać. Jeszcze niewszystkie rany się zaleczyły – powiedział poważnie.

    - Gdzie jesteśmy? – zapytałem słabousilnie starając się nie odpłynąć w niebyt.

    - W Mungu. Dumbledore przyszedł za mną iwyciągnął nas stamtąd.

    Widziałem jak Harry się krzywi mówiąc to.Sam też czułem się źle słysząc komu zawdzięczam życie. Wolałbym umrzeć niżprzyjąć pomoc od dyrektora Hogwartu, szczególnie po tym jak on traktował Harry’ego.Z drugiej strony… żyłem i żył mój ukochany. To otwierało przed namimożliwości o jakich nie chciałem myśleć w lochach. Mieliśmy jednak jakaśprzyszłość, wspólna przyszłość. Gdy byłem uwięziony, bez nadziei na wolnośćwszystkie marzenia i plany zamknąłem za wielką tamą, spychając je na samo dnoumysłu. Teraz ta tama pękła z trzaskiem, a mój umysł zalały pragnienia imożliwości, od których aż zakręciło mi się w głowie. Musiałem zamknąć oczy ioprzeć głowę na poduszce.

    - Dobrze się czujesz? – zapytałzaniepokojony Harry.

    Nie odpowiedziałem, ale na moje ustawkradł się uśmiech tak szeroki jak nigdy wcześniej. Ogarnęła mnie euforia.Miałem ochotę skakać wokół i krzyczeć, tak by o moim szczęściu wiedział całyświat. Jednak natura Malfoy’a nie pozwoliła na takie wybryki. Zamiastszaleństwa na zewnątrz delektowałem się tym uczuciem w środku. Pozwalałem by,na kształt kostki czekolady, rozpływało się powoli w mym sercu. Stamtądwędrowało do każdej komórki mojego ciała, rozgrzewając je i wypełniając słodyczą,by zaatakować znienacka nerwy, powodując przyjemne dreszcze. Wszystko toponownie wracało do serca, takie same, a jednak odmienione, uderzając w nie zsilą nieomal doprowadzającą do duchowej ekstazy.

    - Harry – szepnąłem cicho.

    Mój ukochany przysunął się bliżejprzytulając się na tyle na ile pozwalało szpitalne łóżko. Jego oddech i ustadrażniły mój policzek, a ja poczułem jak spod powiek wypływa zdradziecka łza –łza szczęścia.

Draco Malfoy Diary || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz