Spokojnie czekałem w bibliotece aż Anniesię przebierze. Przekąska przygotowana przez skrzaty już pyszniła się nastoliku. Zdawało się, że bajecznie udekorowane ciasta i ciasteczka wręczszepczą kusząco by je zjeść.
Gdy dziewczyna wróciła, ubrana welegancką, choć trochę na nią za dużą suknie grzeczność zmusiła mnie dopowiedzenia kilku pochlebnych słow:
- Ślicznie wyglądasz Annie, niemal jakksiężniczka.
To nie była do końca prawda. Ciemny różsukni gryzł się z jej włosami, a falbanki i marszczenia, które tak pasowały domojej matki zdawały się pochłaniać drobną dziewczynę. Musiała być idiotką jeślinie dostrzegła w moich słowach kłamstwa, a nie dostrzegła. Na jej buzieponownie wypłynął nieśmiały rumieniec, a na ustach pojawił się delikatnyuśmiech, jakby nigdy nie słyszała tak pięknego komplementu. Kiedy usiadła wfotelu po drugiej stronie stolika wydawała się jeszcze drobniejsza i brzydsza wtej sukni. Mimo to z uśmiechem podsunąłem jej tacę z ciastkami:
- Częstuj się, skrzaty w ten sposób chcąprzeprosić za swoje zachowanie.
Znów uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęłapo czekoladowe ciastko z lukrem. Starała się chyba jeść małymi kęsami, jakprzystało na kogoś dobrze wychowanego, ale niezbyt jej to wychodziło. Kilkaokruszków spadło na suknie, a w kąciku ust zostało trochę czekoladowegonadzienia. Mogła wydawać się słodka z tą swoją prostacką niewinnością izagubieniem, ale w tamtej chwili mnie męczyła.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytałemjak zawsze uroczo uśmiechnięty.
- Oh, zapomniałam powiedzieć, a tak tuwtargnęłam, niegrzecznie… Je chciałam… znaczy, nie było pana…
- Spokojnie i po kolei – poprosiłemuśmiechając się uspokajająco.
Annie wzięła głębszy oddech i chwile sięzastanawiała jakby nie wiedziała od czego zacząć. W szpitalu z tym swoimnotatnikiem wydawała się być bardziej pozbierana i rozsądna.
- Nie było dziś pana w pracy – stwierdziła.
- Źle się czułem z rana i postanowiłemzostać w domu – nie do końca kłamstwo zabrzmiało w mych ustach jak najczystszaprawda.
- Myślałam, że chodzi o Ha… panaPotter’a. Widziałam gazety i…
- Jakie gazety? – zmarszczyłem brwi, adrut kolczasty owijający moje serce zacisnął się o kilka oczek.
- No w każdej teraz o tym piszą. Napierwszej stronie Le Figaro, LeMonde i innych dzienników – dziewczyna sięgnęłado torebki lezącej na stoliku i wyciągnęła kilka równo złożonych, czarnobiałych stron. – Jeśli pan tego jeszcze nie widział… – wręczyła mi je.
Moja mina jak zawsze nie zdradzała niczegogdy sięgałem po gazetę. Ze spokojem rozłożyłem strony i spojrzałem na zdjęciezdobiące pierwszą z nich. Czarno biały wiwatujący tłum, a pośrodku niegopodniesienie, a na nim jakieś dwie osoby. Jedna z nich, wyraźnie ważniejszastała z przodu i delikatnym gestem zdawała się pozdrawiać ludzi. Poniżej byłozbliżenie na tą osobę. Nawet jeden mięsień mi nie drgnął na widok Harry’ego.Choć wewnątrz cały się trzęsłem, krzyczałem i wyłem zdołałem się opanować, tak,że Annie niczego nie zauważyła. Byłem z siebie dumny. Z pozornym spokojemzagłębiłem się w artykuł o dźwięcznym tytule „Bohater narodowy powraca, byobjąć stanowisko Ministra Magii”. Z artykułu jasno wynikało, że Harry pojawiłsię w Anglii w momencie, gdy poszukiwano kandydatów na nowego ministra. Mójukochany już raz zbawił czarodziejski świat i po tym miał wiele propozycjiobjęcia stanowisk urzędniczych i nie tylko. Teraz gdy w końcu wyraził ochotę bysięgnąć po władze został jednogłośnie okrzyknięty nowym Ministrem Magii.Wybory, które miały się odbyć w przeciągu dwóch dni to była właściwie tylkoformalność.
CZYTASZ
Draco Malfoy Diary || Drarry
Fanfic#442 miejsce- 23.12.2017 #339 miejsce- 08.01.2018 #317 miejsce- 11.01.2018 #250 miejsce- 14.01.2018 #21 miejsce- 13.05.2018 #2 miejsce- 26.06.2020