Rozdział 15

359 16 0
                                    

-JAK TO JESTEŚ W CIĄŻY?!
- Ciii, nie drzyj się tak, nie musisz robić sensacji na całą szkołę- Cassandra za bardzo to przeżyła. Wiedziałam, że będzie zaskoczona.
- ALE...... Jak to? Znaczy...... Gratulacje dla ciebie i tatusia!
- No nie wiem.....- nie jest mi do śmiechu.
- Dlaczego?
- Bo urodzę dziecko wilkołaka. To dziecko będzie miało jego krew. Ja nie wiem, jak to będzie. Co powie cała moja rodzina. A co jeśli te dziecko będzie jakieś, nie wiem, zmutowane? Mam w sobie potomka wilkołaka! Poza tym, za 4 miesiące jest matura. Będę siedzieć na egzaminach z wielkim brzuchem. W ogóle, chodzić do szkoły z wielkim brzuchem. Jak wszyscy się dowiedzą, pewnie będzie jedna wielka katastrofa. Jeszcze do tego stracę formę, nie będę do końca roku ćwiczyć na wfie. I tak dalej i tak dalej.
- Och, nie przejmuj się tak- pociesza mnie- Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.
Taką mam nadzieję.

***

     Siedzimy na korytarzu w przychodni, ja i James. Czuję się strasznie nieswojo, bo jest tu pełno starszych ode mnie kobiet, a ja, taka młoda. Teraz moja kolej. Proszę Jamesa, żeby poczekał przed gabinetem.
Siadam na fotelu i zaczynam rozmawiać z lekarką, czyli mówię jej o wszystkich objawach, o dwóch kreskach na teście bla bla bla. Zaczyna robić mi badanie USG. Na ekranie widzę jakiś mały punkcik, a kobieta opowiada, że to właśnie moje dziecko.
- To mniej więcej 8 tydzień- mówi.
8 tydzień? Czyli zaszłam w ciążę 2 miesiące temu. No pewnie, w moje urodziny, kiedy robiliśmy to po raz pierwszy.
- Urodzisz pod koniec lub w połowie sierpnia.
Nie pociesza ta kobieta. Całe wakacje do dupy, problem z chodzeniem do szkoły, ze wszystkim.
James czeka na mnie zniecierpliwiony.
- Co tak patrzysz? Tak jestem w ciąży 8 tydzień urodzę w wakacje.....
- Cieszę się- całuje mnie i udajemy się do samochodu.
W domu pokazuje mu zdjęcie naszego dziecka. On sam cieszy się jak dziecko.
- Dlaczego się nie cieszysz?- pyta mnie.
- Nie mam powodów do radości. To dziecko zniszczyło mi życie. Nic nie będę mogła robić.
- Ej, nie przesadzaj, poradzimy sobie. Urodzisz i będziemy szczęśliwymi, młodymi rodzicami.
Prycham.
- Kto powiedział, że urodzę? W 8 tygodniu można jeszcze usunąć.
- CO TY MÓWISZ PRZEPRASZAM BARDZO?! O NIE, NIE POZWOLĘ NA TO. TO TEŻ MOJE DZIECKO I MAM TU COŚ DO POWIEDZENIA! ABORCJA NIE WCHODZI W GRĘ! URODZISZ I JAKOŚ SOBIE PORADZIMY, ROZUMIESZ?!
- Skończyłeś?
- Może tak, a może nie.
Przewracam oczami i idę do sypialni. Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Może faktycznie to nie dobry pomysł. Już zostawię to dziecko, ale jak po porodzie zauważę, że jestem beznadziejną matką, odejdę i zostawię je Jamesowi. Po chwili przed chwilą wymienione imię przychodzi i siada obok mnie.
- Moja rodzina już wie. Pozostaje tylko poinformować twoich rodziców.
- Wiem, pójdę tam jutro. Albo nie, teraz. Ale sama. Zawieź mnie i poczekaj w samochodzie.
Wstaję i udaję się w kierunku mojego domu rodzinnego.

Wilkołak: Miłość czy przymus?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz