Po dzisiejszym treningu Marcel zatrzymał na chwilę swojego przyjaciela z drużyny i poprosił o pomoc w sprawach miłosnych. Opowiedział Marcowi całą historię i obaj zaczęli myśleć jak zapytać dziewczynę o chodzenie. Po burzy mózgów znaleźli idealny sposób. Reus zapewnił Schmelzera, że zajmie się całą oprawą, a on ma tylko zaprosić swoją wybrankę. Po obiedzie młodszy z mężczyzn udał się z zamówionym jedzeniem do domu przyjaciela, aby dotrzymać swojej obietnicy.
-Tutaj masz zapasowe klucze, jak będziesz wychodził to zamknij drzwi. Pojadę po nią, więc będę za pół godziny.- Marcel dawał ostatnie wskazówki swojemu koledze i przygotowywał się do wyjść.
-Dobra, dobra. Wszystko wiem, już idź, bo Twoja wybranka będzie się niecierpliwić.- zaśmiał się Reus, na co drugi mężczyzna skiną na pożegnanie głową, jeszcze raz podziękował i wyszedł z domu. W czasie nieobecności, Marco wypakował dania zamówione wcześniej, udekorował romantycznie stół i już miał wychodzić kiedy usłyszał tupot pary. W popłochu schował się w niedużej garderobie naprzeciwko kuchni. W całej tej sytuacji był plus, bo miał przy sobie telefon, więc nie będzie się nudzić. Z drugiej strony nie chciał słuchać prywatnych rozmów Marcela.
- O jeju, moje ulubione kwiaty! – powiedziała z entuzjazmem dziewczyna, widząc na stole białe róże. - Szpiegowałeś mnie czy strzelałeś przy kupnie?
-Szczerze?- dopytał się Marcel, na co brunetka pokiwała głową.- Mój przyjaciel kupił te kwiaty.
-A Pan Schmelzer nie umie sam pofatygować się do kwiaciarni? Nie wiem czy mogę przyjąć te kwiaty od Twojego kolegi.
-Przepraszam Cię za to , jutro sam kupię Ci bukiet białych róż!- obiecał blondyn, po czym dziewczyna zachichotała.
Oboje w miłej atmosferze jedli kolację, przy tym śmiejąc sę i rozmawiając, a tego wszystkiemu przysłuchiwał się Marco, któremu po godzinie użytkowania rozładowała się bateria w telefonie.
-Chciałbym Cię o coś zapytać.
-Pytaj o co chcesz.
-Liso Braun czy chcesz być moją dziewczyną?
Tym pytaniem zdziwił nie tylko kobietę, ale również swojego przyjaciela siedzącego w szafie. Jego Lisa właśnie ma zostać dziewczyną Marcela. Wszystko się w nim gotowało. Marco myślał czy nie zdekonspirować się i powstrzymać sąsiadki, którą kochał, jednak nie miał na tyle odwagi. Siedział cicho jak mysz pod miotłą i czekał na odpowiedź. Jednak usłyszał tylko zamykające się drzwi wejściowe. Po kilku minutach osoba znajdując się w domu udała się na górę. W tym czasie Marco wydostał się z szafy i wyszedł od Marcela. Zdenerwowany wbiegł do domu i z hukiem zamknął drzwi.
***
Marco wściekły wkroczył na murawę, a kiedy tylko zauważył Marcela jak najszybciej do niego podszedł.
-Najpierw zabrałeś mi opaskę kapitana, a teraz chcesz zabrać mi miłość. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!- krzyczał Reus popychając Marcela coraz mocniej.
-O czym ty mówisz stary?- Schmelzer przytrzymał ręce kolegi, aby uniknąć jakichkolwiek kłopotów. Mieli niedługo ważny mecz i nie chciał, aby Reus stracił okazję do grania przez jakiś konflikt.
-Czy Twoja dziewczyna nie przypomina Ci mojej sąsiadki, którą Ci idealnie opisywałem. O niee! Przecież to nie jest Twoja dziewczyna!
-Marco... Chodź i uspokój się.- Marcel pociągnął blondyna w stronę ławek. Czuł się trochę winny za całe zamieszanie, bo przyjaciel miał rację. Dobrze wiedział jak wygląda obiekt westchnień Marco, ale ani przez moment nie pomyślał, że to może być ta sama dziewczyna. – Przepraszam Cię, źle postąpiłem, ale kiedy jestem z Lisą zapominam o całym świecie.
Reus jedynie parsknął i odszedł do pozostałych piłkarzy. Schmelzer spokojnie usiadł i przetarł twarz dłońmi. Zastanawiał się jak mógł dopuści do kłótni z przyjacielem o dziewczynę, która od początku zajmowała miejsce w sercu Marco.
***
Reus wrócił po treningu do mieszkania i nie czuł się w nim tak jak wcześniej. Jego myśli wciąż biegały wokół pięknej brunetki, mieszkającej obok. Bał się, że straci ją, tak jak prawie stracił ją wczoraj. Z szybciej bijącym sercem zapukał do sąsiadki. Chciał jej wszystko wyjaśnić i mimo, że raz już dostał od niej kosza, nie mógł trzymać tego w sobie. Nikt nie otworzył mu drzwi więc stuknął jeszcze raz. Po chwili otworzyła mu dziewczyna w niedbałym koku i dresach. Pomimo stroju dla Marco nadal wyglądała pięknie.
-Przeszkadzam Ci?- zapytał się stojąc w progu i wpatrując się na jej twarz. Nie było widać, że płakała, nie w tym rzecz. Jej buzia była zamyślona i zmęczona, na co wskazywały worki pod oczami.
-Nie, wchodź. Potrzebuje z kimś porozmawiać.- rzekła i zamknęła drzwi za sąsiadem.-Usiądź i powiedz jaką herbatę wolisz: zieloną malina granatem czy czarną z nutką słodyczy? Mam jeszcze białą z granatem.
-Widzę, że przygotowałaś się od naszego ostatniego spotkania.- zaśmiał się gość przyglądając się jak dziewczyna krząta się po kuchni.
-Powiedziałeś, że kochasz herbaty, a ja wiedziałam, że jeszcze kiedyś do mnie przyjdziesz. To jestem zwarta i gotowa!
Marco w myślach powiedział sobie, że dlatego coś do niej czuję. Nie dla wyglądy, nie dla znajomości, ale dlatego, że ma cudowny charakter.
-To, którą chcesz? Szybko, bo woda się zagotowała!- ponagliła go kobieta stojąc nad nim z trzeba opakowaniami od ziół.
-Poproszę białą.
Po chwili Lisa ustawiła przed nimi kubki z naparem, a sama usiadła na kanapie przykrywając się kocem. Gestem ręki zaprosiła pod niego blondyna, na co ona się uśmiechnął i wszedł pod ciepły materiał. Czuli się bardzo miło w swoim towarzystwie siedząc tak blisko.
-Wiem co się wczoraj wydarzyło.-zaczął mężczyzna lekko przerażony jakie emocje może wywołać u Braun, ale nie mógł ominąć tego tematu.
-Proszę nie mów nic.- brunetka nawet nie pytała się skąd o tym wszystkim wie. Ona wiedziała. –Po prostu mnie przytul.
Blondyn lekko się zdziwił tak śmiałą prośbą, ale bez skrupułów wykonał polecenie i to najlepiej jak potrafił. Wtuleni w siebie spędzali kolejne minuty. Nic nie mogło zepsuć tej chwili, która należała do nich.
Pod wieczór Marco powoli rozstawał się z Lisą i stojąc w przy drzwiach na chwilę się zatrzymał.
-Nie dziwiło Cię skąd wiem o Marcelu i całym wczorajszym zajściu?
-Nie. Ja po prostu wiem, że tam byłeś. –zachichotała dziewczyna patrząc na minę mężczyzny, która wskazywała zaszokowanie.- Poznałam Twoje buty na półce.
-Wiedziałem, że o czymś zapomniałem!- zganił się i ruszył do swojego mieszkania. Jednak tym razem zatrzymał go głos Lisy.
-Po co dziś do mnie przyszedłeś?
-Wiesz, to chyba nie jest odpowiednia chwila, aby Ci to mówić.- wywinął się lekko skonsternowany. Nie chciał pogarszać sytuacji swoimi uczuciami. Chciał poczekać jeszcze trochę, ale przeszywający wzrok Lisy nie dawał mu spokoju w tym momencie.
-Jak nie teraz, to nigdy mi tego nie powiesz.- powiedziała jakby coś przeczuwając. Wygrała. Marco poddał się bez specjalnego namawiania.
-Chciałem Ci oznajmić, że jesteś dla mnie bardzo ważna i przez to co się wczoraj wydarzyło wiem, że nie chce Cię stracić. Pragnę byś wiedziała, że chyba Cię kocham i poczekam na Ciebie jeśli nie jesteś gotowa.- wyznał i wyszedł z mieszkania z wielką ulgą, ale i strachem. Już wkładał klucz do zamka w drzwiach od swojego domu, kiedy poczuł na swojej twarzy dłonie, które odwracają jego głowę w lewą stronę, a następnie słodkie usta, na które czekał od pamiętnej nocy w niedużej kamieniczce.
CZYTASZ
Sąsiedzi
FanfictionMyślała całe dnie o nim. O tym przystojnym blondynie z mieszkania obok. O Jego umięśnionym ciele kiedy wracał z treningów swojego klubu. Tak było odkąd skończyła piętnaście lat. Odkąd poznała go na szkolnej stołówce. Była tak zadowolona kiedy prze...