4. banda wariatów

2.1K 71 7
                                    


Jeżeli kiedykolwiek jeszcze raz powiem komukolwiek, że mam słabą kondycję to nos urośnie mi półmetrowy. Z niedoszłej kryjówki wystartowałam niczym zawodowy biegacz.

Adrenalina buzująca w żyłach rozsadzała mi wszelkie komórki w moim ciele. Od zabójczego biegu nie wiedziałam, czy dam radę wziąć następny oddech, ale na szczęście (bądź nie) udawało się. W pięści kurczowo trzymałam swój "zabójczy" kamień, a energia, którą w niego wkładałam przecinała mi dłoń, po której spływały kropelki krwi. Ciężko odnaleziony plecak rzuciłam gdzie bądź. Jak przeżyję to po niego wrócę. Nie wiedziałam dokąd zmierzam. Troszeczkę jak wystraszone zwierzę biegnące na oślep w razie zagrożenia. Zaczynałam żałować, że nie siedzę teraz w szkolnym dormitorium słuchając jazgotu dziewczyn mieszkających ze mną przez cały rok szkolny. Problemu typu "kto z kim się dzisiaj całował" albo "ta szminka podkreśla twoje piękne oczy, ale też ogromny nos" brzmiały jakoś tak spokojniej niż walka o śmierć i życie. Pamiętacie jak wspominałam o świętej pamięci przyjaciołach? Nie byliby dumni, że uciekam, ale no cóż. Wszystkim nie dogodzisz.

Zaczęłam mieć już nadzieje, że może głupim fartem udało mi się uciec. Krzyki ucichły a ja nie słyszałam kroków za mną. Problem w tym, że mój zdyszany oddech i obecność piasku pod nogami bardzo zagłuszała wszelkie dźwięki otoczenia. Jak by co mam kamień. Hehh.

Nadzieją było dobiegnięcie do lasu. Był on na tyle gęsty, że w parę chwil udałoby mi się zaszyć w leśnej ściółce. Nie był on aż tak bardzo daleko, ale bieganie po piasku wykańczało razy dwa.

Nagle poczułam szarpnięcie za biodro. Cholera. Automatycznie wymierzyłam cios obracając się do tyłu zamierzając wykorzystać moją broń. Nie było to jednak tak łatwe. Mój cios został sparowany. Tak jak kolejny. I następny. Chłopak, który w żenująco łatwy sposób mnie pacyfikował był o wiele wyższy, ale nie wyglądał na dużo starszego. Chyba, bo w szale walki o "być albo nie być" nie miałam za bardzo czasu, żeby się przyjrzeć. Czułam, że jeżeli nie znajdę jakiegoś słabego punktu wynik walki będzie jednoznaczny na moją niekorzyść -rzecz jasna. Moje kolano w szybkim tempie kierowało się w stronę bardziej "czułą", ale szybko zostałam spacyfikowana i obrócona tyłem. Ręce miałam skrępowane, ale pozostały mi jeszcze nogi. A może sprowadzimy tę walkę do parteru? Próbując podciąć mu nogi sama się glebłam i to w iście kompromitujący sposób. Piach w oczach, który zdążył mi nalecieć leżąc twarzą w ziemi sprawił, że na chwilę straciłam widoczność. Totalna porażka. Dochodząc do jakiejkolwiek widoczności poczułam tylko metalowe ostrze lekko acz stanowczo przyłożone do mojej krtani. Teraz już wiedziałam, że jestem skończona. W oddali widziałam biegnącego jeszcze jednego chłopaka, a zanim w sukniach truchtały dwie dziewczyny. Chłopak, który ważył mój los miał kruczo czarne włosy i brązowe jak drewno wpatrujące się przenikliwie oczy. Blada twarz ozdobiona sporą ilością piegów. Nie był brzydki, ale w danych mi okolicznościach nie robiło mi różnicy czy zabije mnie olśniewająco piękny mężczyzna, czy ogr.

- Edmund!- krzyknęła znajomym mi dziwnie głosem dziewczynka biegnąca w oddali.

- może mnie łaskawie puścisz?- warknęłam zła do oprawcy- i tak wygrałeś to już mi jeden pies czy zginę tu, czy dwadzieścia metrów dalej — popatrzyłam z politowaniem i ukrytym przerażeniem na chłopaka.

- najpierw pytania. Skąd jesteś, co robisz w pobliżu ker paravelu i jakie są twoje zamiary — chłopak wręcz żołnierskim tonem wystrzelił jak z karabinu garść pytań z czego odpowiedź znałam tyko na "skąd jesteś".

Nie zdążyłam odpowiedzieć a podbiegła do nas reszta jak domniemam rodzeństwa bo byli całkiem podobni do siebie. Niejaki Edmund rozproszył swoją uwagę a ja niczym zdenerwowane dziecko zaczęłam kopać go po piszczelach. Ten jedynie niewzruszony spojrzał na mnie z mordem w oczach.

- Jako Król Piotr Wielki jeden z czterech władców Narnii nakazuję ci odpowiedzieć kim jesteś i jakie są twoje zamiary co do danej ziemi – starszy chłopak z pełną powagą patrzył na mnie wyczekująco a jedyna odpowiedź, na którą się zdobyłam to było:

- banda wariatów-

Ostrze klingi zacisnęło się na mojej szyi a z tyłu usłyszałam wysoki krzyk.

-Nie!!!- najmniejsza dziewczyna wyłoniła się zza pleców braci a ja ujrzałam znajomą w końcu twarz. Nie wiedziałam, czy to oznaka już pełnego stadium schizofrenii, czy nadchodzący ratunek. - To Ada, ja ją znam!- dziewczynka jak by niewzruszona zaistniałą sytuacją uśmiechała się od ucha do ucha patrząc na moją ściśniętą mieczem twarz. - chodzimy razem do szkoły, sporo czasu spędzamy razem- Łusia tłumaczyła spokojnie rodzeństwu a Edmund zaczął odstępować z naciskiem broni. Postanowiłam się odezwać.

- Łucja wytłumacz mi co się tu do kurki jasnej dzieje, bo ja się czuję — zrobiłam lekką pauzę- ZAGUBIONA. - Spojrzałam na nią z nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź.

- Najpierw Edek zejdź z Ady a teraz tłumaczę. Jesteśmy rzecz jasna w Narnii. To kraina kierowana przez Aslana a ja wraz z rodzeństwem byliśmy oficjalnymi władcami dopóki nie wróciliśmy przypadkiem do Anglii. To nasz drugi dom, ale trochę bardziej. - dziewczynka chyba naprawdę liczyła, że ta wypowiedź mnie zadowoli.

- rzecz jasna w Narnii - powtórzyłam głucho po Łucji nie drążąc już tematu bo wiedziałam, że i tak nie zrozumiem. - A wiecie może co JA tu robię?- zaakcentowałam mocno licząc, że może chociaż tego się dowiem.

- Jeszcze tego nie wiemy, ale wiedz, że nikt nie trafia do Narnii z przypadku. Aslan ma na ciebie jakiś plan- tym razem odezwał się najstarszy z rodzeństwa.

- Adziu poznaj w takim razie Piotra — Łucja pokazała na chłopaka, który przedstawił mi się chwilę temu tytułami szlacheckimi – starszą siostrę Zuzie - Zuzanna wyglądała na niesamowicie opanowaną i całkiem mądrą. Nie wypowiedziała jednak od początku żadnego słowa. - no i Edmunda, którego już zdążyłaś niechlubnie poznać — tu dziewczynka spojrzała ze złością na chłopaka a ten wzruszył ramionami.

- Miło mi was poznać mimo okoliczności, jestem Ada-uśmiechnęłam się nieśmiało podnosząc się z ziemi. Coś lepkiego zebrało mi się na ręce. Spojrzałam na nią już nawet nie zdziwiona zadając standardowe dla mnie pytanie – Ma ktoś może apteczkę?

.................................................................................................................................

Miłego Wieczorka <3<3

KIM JESTEŚ?! - Edmund Pevensie    {W TRAKCIE POPRAWY}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz