Siedziałam na półce skalnej wygrzebując brud z pod paznokci. Bardzo pasjonujące zajęcie. Swoje piękne, wymiętolone i wygodne, aczkolwiek brudne i śmierdzące ciuchy zostały mi siłą odebrane pod groźbą zamknięcia mnie w jednym pomieszczeniu z Edmundem. Tak też znalazłam się w s u k i e n c e. Mój outfit wisiał teraz susząc się w najlepsze po wielkim praniu, a ja już czysta, (po wykąpaniu w pobliskiej rzece) ukrywałam się przed tłumem gapiów. Moje tymczasowe ubranie sięgało lekko za kolano. Na nic dłuższego się nie zgodziłam, bo wiem, że skończyło by się to dla mnie śmiercią tragiczną. I tak przez pierwsze dziesięć minut przyzwyczajałam się, że nie mogę siadać jak chłop, ani robić jakichś gwałtownych ruchów nogami, bo to także miało by marne zakończenie. Sukienka utrzymana była w ciemnej kolorystyce oraz lekko podkreślała moją marną talię. Nie miała żadnych wzorków i zdobień co mi w stu procentach odpowiadało.
Po dziwnej sytuacji ze złamanym "czymś", dowiedziałam się, że cała nasza siedziba stanowi pewnego rodzaju grobowiec, a to "coś" jest miejscem w którym Aslan oddał niegdyś swoje życie w imię większego dobra.
W grobowcu jak i w jego okolicach panoszyły się magiczne istoty przeplatane towarzystwem rodzeństwa Pevensie bądź Kaspiana. Głównym, jak i w sumie jedynym tematem prowadzonym w naszym towarzystwie oraz pomiędzy wojownikami, były rozmowy o nadchodzącej wojnie z niejakim Mirazem. Jak się okazuje typek jest wujem Kaspiana, mającym na celu tylko i wyłącznie dotarcie do władzy, oraz zgładzenie narnijczyków co do jednego.
Mimo mojego względnie chłodnego nastawienia względem wszystkich tu zgromadzonych obywateli Narnii, to czuję sentyment do tych osób. Można by powiedzieć, że nawet pewien przejaw sympatii. Dlaczego? Zadziwia mnie to jak stworzenia są w stanie sobie pomagać w stresujących i nie raz trudnych sytuacjach. Fajnie by było jak by taka harmonia wkroczyła również do mojego codziennego, nużącego życia w sierocińcu, a przede wszystkim Anglii. Jeszcze miesiąc temu zastanawiałam się czy lepszym rozwiązaniem jest ucieczka z "domu" i olanie wszystkiego co jest mi narzucane, czy raczej lepsze jest rzucenie się od razu pod pociąg stacji kolejowej znajdującej się pod moim miejscem zamieszkania. (Mimo wszystko bardziej byłam za pomysłem numer jeden) . A tu też taka niespodzianka. Moje życie chodź na chwilę nabrało sensu, i pomimo, że trafiłam tu przez jakiś chory przypadek, to zawsze lepsze jest przeżycie przygody, przy okazji pomagając innym w dopełnieniu ich szczęścia, niż siedzenie w szkole i słuchania tego, co ludzie w większości bez jakiejkolwiek charyzmy, mają w nudny sposób do przekazania. Nie tęsknię za nikim, bo jak do niedawna, jedyna osoba która coś dla mnie znaczyła jest właśnie ze mną w tej magicznej krainie. Teraz wiem, że jest o wiele bardziej mi bliska, a dzięki niej poznałam jeszcze więcej wartościowych ludzi. Oczywiście istot także. Na przykład taki Ryczypisk. Mały ciałem, lecz wielki duchem oraz sercem. Poznałam go już na tyle, żeby móc stwierdzić, że za swych braci jest wstanie oddać wszystko, nawet życie. Odkąd tu trafiłam mam wrażenie, że zmieniłam się diametralnie. O wiele częściej się uśmiecham, czuję się praktycznie cały czas swobodnie. Oczywiście temperamentu nie straciłam, tak samo jak dziwnego poczucia humoru. Mogę rozwijać swoją pasję jaką jest szermierka, a w wolnym czasie, zamiast dostawać reprymendy od starych, nie spełnionych ludzi, jestem w stanie spędzać czas z osobami które lubię. Oczywiście z umiarem. Z łatwością więc stwierdzam, że podoba mi się tu. Nawet bardzo.
W ciągu moich prawie godzinnych przemyśleń, ze skubania paznokci, przeniosłam się na wyrywanie trawy znajdującej się centralnie pod moimi rękoma. Zbliżał się zmrok, dzięki któremu atmosfera w pobliskim lesie oraz polanie przed kopcem była bardzo klimatyczna. Lekki chłód przeszył moje ciało lecz nie przejęłam się tym bardziej. Przy wejściu do naszej kryjówki pałętało się tylko kilka osób, w tym istoty patrolujące teren, a reszta szykowała się do spoczynku po pracowitym dniu. Teoretycznie także powinnam szykować się do snu, jednakże nie czułam takiej potrzeby. Jak codziennie... Spoglądając na las otulający się powoli mrokiem, zastanawiałam się co by było jak by mi ktoś wyskoczył teraz z niego. Albo jak bym spostrzegła jakieś wielkie, świecące się oczy. Jest to pewnego rodzaju masochizm, bo pomimo faktu, że czuję niepokój patrząc na takie zjawisko podjudzane moją wyobraźnią, to i tak patrzę, dopatrując się szczegółów.

CZYTASZ
KIM JESTEŚ?! - Edmund Pevensie {W TRAKCIE POPRAWY}
Fanfiction"Marzeniem dziewczyn z sierocińca jest spotkanie rycerza na białym koniu, chodzenie na bankiety i życie jak królowa na usługach służby. Ja w to nie wierzę. Ja nawet tego nie chcę. (...) Adrianna Jones... nie brzmi to ani groźnie, ani miło. Tak można...