#4 " Kim ona jest?"

624 35 5
                                    

Przemyślenia na temat wyjazdu nękały mnie jeszcze przez kilka tygodni. Nie potrafiłam wyobrazić sobie zostawienia wszystkiego z dnia na dzień. Tak bardzo zależało mi na dokończeniu studiów, które były nie lada wyzwaniem. To przez nie moje stosunki z rodzicami ograniczyły się do minimum a moje zdrowie podupadło. Nie chciałam zostawiać rodziców, na których mimo złego kontaktu, mogłam zawsze liczyć. Wiedziałam, że w każdym wypadku byli by skłoni przyjechać pomimo dzielących nas kilometrów i poglądów. Nie chciałam zostawiać Gemmy, która była dla mnie jak siostra. Gemma miała tutaj swoje życie i wiedziałam, że nigdy nie zgodziłaby się na wyjazd na całą trasę koncertową choć nie wiadomo jak bardzo bym ją prosiła. Śmieszne, prawda?  Nawet  własna siostra Harrego nie była wplątana w to wszystko tak jak ja. Z drugiej strony pamiętałam każdą noc, którą Harry spędził u mego boku ocierając kolejne łzy wywołane złamanym sercem. Pamiętałam jego poświecenie gdy nawet po wyczerpujących koncertach i serii niekończących się wywiadów wsiadał w samolot, nawet będąc na drugim końcu kuli ziemskiej by spędzić ze mną choćby jeden dzień. Każde wspomnienie coraz bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, ze jestem zobowiązana mu pomóc. "Przecież mamy tylko siebie - na zawsze, w każdej sytuacji." - jego słowa grzmiały w mojej głowie a serce kazało zacząć pakować walizki. 

Tak też się stało. Miesiąc po propozycji chłopaka siedziałam w prywatnym samolocie zespołu będąc w drodze do Paryża. Ostatni raz spojrzałam przez okna samolotu zdając sobie sprawę, że kiedy tu powrócę moje życie nie będzie już takie samo. Ciężko odetchnęłam i upiłam herbatę, którą przyniosła jedna ze stewardess. Wiedziałam, że zaczynał się nowy okres w moim życiu, który może przynieść wiele dobrego. Wtedy zapomniałam tylko o jednym. Że życie, które zaczynało się w Paryżu miało też swoje złe strony, o których niebawem miałam się brutalnie przekonać.

Gdy pilot poinformował nas o zbliżającym się lądowaniu zapięłam pas i ciężko przełknęłam ślinę. Mój żołądek skręcił się o 180 stopni a moje dłonie stawały się coraz bardziej mokre. Nie wiedziałam czego mogę spodziewać się po opuszczeniu samolotu. Spodziewałam się wszystkiego - od samego Harrego czekającego na hali przylotów do fanów patrzących na mnie z nienawiścią, jednak to co ujrzałam przerosło wszystkie moje wyobrażenia. Gdy opuściły się schody samolotu ustały wszelkie głosy. Nie słyszałam już śpiewających fanów ani obsługi samolotu. Widziałam tylko jego. Stojącego samotnie na płycie lotniska z bukietem ogromnych, czerwonych róż. Przełożyłam włosy na prawe ramie i chwyciłam za walizkę, ostrożnie schodząc po wysuniętych schodach. Jego uśmiech na twarzy był jedyną rzeczą, która w tym momencie dodawała mi otuchy. Natychmiast podbiegł do mnie wyrywając bagaże z mojej dłoni. Przytuliłam go, jakby jego ramiona miały ochronić mnie od wszystkiego co działo się za szybą. 

- W końcu! - chłopak krzyknął radośnie zaciskając swoje dłonie na moich biodrach - tęskniłem za tobą - uśmiechnął się całując mój policzek. Miny za szybą były zmieszane a fotoreportaży natychmiast zabrali się do swojej pracy tworząc ścianę odbijającego się światła. 

- Nie wiem czy był to dobry pomysł - nadal nie chciałam puścić chłopaka, który był dla mnie jedynym synonimem bezpieczeństwa. Przyjaciel złapał moją dłoń zaciągając kaptur mojej bluzy na moją twarz.

- Przepraszam, ale to może być dla ciebie zbyt duży szok i choć w najmniejszej części chciałbym Ci pomóc to przeżyć - zaśmiał się a moje serce podskoczyło do gardła. O czym on mówi? Chyba nie mogło być aż źle. Trzymanymi różami zakryłam prawy profil mojej twarz, która od teraz patrzyła tylko na nasze stopy. 

"Kto to?"

"To nie Gemma"

"Kim ona jest?"

"Czy to kolejna wywłoka przysłana z Modest!?"

"Czy on trzyma ją za rękę?"

Pytania zadawane przez łzy płynęły z każdej strony. Poczułam czyjąś dłoń na moich plecach i lekko odwróciłam wzrok by zobaczyć kto to.

- Spokojnie, jestem Paul. Jestem ochroniarzem chłopaków - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie starając się zasłaniać swoim ciałem naszą dwójkę. Harry objął mnie w pasie i serdecznie uśmiechał się do wszystkich dookoła. Nie rozumiałam jak mógł to robić i nie zwariować? Wystarczyło mi przejście przez jeden terminal a w mojej głowie krążyły nieprzyjemne komentarze i piosenki zespołu przyjaciela, które rozbrzmiewały teraz na całym lotnisku. Mój wzrok uniósł się dopiero gdy dotarliśmy do czarnego vana, który po zapakowaniu mojego bagażu ruszył z piskiem opon. 

- JAK? - krzyknęłam - JAK WY JESTEŚCIE W STANIE TAK ŻYĆ? - spytałam a moje oczy otwierały się szerzej z minuty na minute. Opadłam na fotele samochodu i głęboko odetchnęłam. Uśmiechnęłam się do patrzącego na mnie chłopaka kiwając z niedowierzaniem głową. 

- Przywyknij księżniczko, teraz będziesz miała to na co dzień - zaśmiał się dotykając mojego nosa. 

- Pamiętaj Styles. Mamy umowę. - wyciągnęłam najmniejszy palec w stronę chłopaka czekając na potwierdzenie paktu, który zawarliśmy.

- Umowa - uśmiechnął się, zaciskają swój ostatni palec wokół wokół mojego. Wiedziałam, że zaczynam nowy etap w swoim życiu i wiedziałam, że chce go wykorzystać. Jednak teraz musiałam się skupić na Harrym. Musiałam pomóc mu uporać się z jego problemami. Nie mogłam doczekać się poznania Louisa. Chciałam poznać chłopaka, który zawrócił mojemu przyjacielowi w głowie i który tak diametralnie zmienił moje życie. Nie wiedziałam tylko, czy powinnam mu za to podziękować czy też znienawidzić. 

Obudziłam się czując dłonie Harrego na mojej twarzy. Czarny van właśnie parkował na podjeździe ogromnego domu. Brama otoczona przez kilku ochroniarzy nie wyglądała zbyt zachęcająco. Jednak widok rozciągający się z okien samochodu robił ogromne wrażenie. W końcu dostrzegałam ich. 4 niepozornych chłopców, którzy przepychali się z biały schodów. Śmiali się wniebogłosy i przedrzeźniali wzajemnie. Nie przypominali niczym idealnych chłopców z okładek jakie widywałam w sklepach. Każdy z nich miał na sobie wyciągniętą bluzę i brudne, prawdopodobnie od jedzenia, dresy. Ich włosy były potargane i pozostawiały wiele do życzenia.

Więc to oni. To było prawdziwe One Direction.

beard girl || larry stylinson. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz