Podróż

273 28 3
                                    

Dziesięć lat... Dziesięć lat czekałam na tą chwilę a teraz gdy jestem już tak bardzo blisko to zaczynam się obawiać. Owszem, generał Anthony trzymał mnie tak mocno, że byłam już pewna siniaków na skórze, ale to nie jego się bałam.

Bałam się świata.

- No rusz się!

Generał chyba nie był zbyt cierpliwym człowiekiem. Dopiero gdy zaparłam się trzeci raz, zorientował się, że słońce mnie razi..
W końcu ostatni raz widziałam je dobre pare miesięcy temu gdy przenosili mnie z drugiego poziomu.
Obróciłam głowę w bok i zamknęłam oczy. Nie widziałam co robi ale usłyszałam dźwięk rwanej tkaniny. Zrobiłam pare kroków w tył.

- Za pare godzin słońce zajdzie - Powiedział równocześnie wyciągając w moim kierunku dłonie z kawałkiem materiału - Trochę się pomęczysz ale nie oślepniesz

Nie sprzeciwiałam się gdy do mnie podszedł, nawet nie próbowałabym się buntować. W końcu to dzięki niemu wyszłam na wolność. Wiec oto ja, ze związanymi rękoma i zasłoniętymi oczami szłam w towarzystwie człowieka któremu król ufa najbardziej.

- Mogę zapytać gdzie idziemy? - Powiedziałam to bardzo ostrożnym tonem. Nie chciałam zaleźć mu za skórę.

- Idziemy? Raczej jedziemy - Chwycił mnie za ramię nieco mocniej niż powinien - Zaraz wsadzę cię na konia i pojedziemy do Tarindey, do mojego domu

Dobre dziesięć minut zajęło nam usadowienie mnie na koniu. Związane ręce nie pozwalały mi na jazdę za Anthonym więc siedziałam przed nim.
Pozycja może nie była najwygodniejsza ale jak to mój wybawiciel powiedział - Tak przynajmniej będę miał pewność, że nie spadniesz - Więc posłuchałam go, usiadłam bokiem, między jego ramionami a jego pierś mogłaby mi służyć jako poduszka. Oczywiście nie odważyłam się go dotknąć. Mimo, że plecy bolały mnie już od wyprostowanej pozycji to nie dałam tego po sobie poznać.

•••

     Nie sądziłem, że będzie taka spokojna. Jej włosy czasami muskały moją skórę lecz ona sama nawet nie oparła się o moją pierś. Widziałem, że jest jej nie wygodnie, ale również nie zaproponowałem innego rozwiązania.

Nie skomentowała mojego podopiecznego, który usilnie próbował z nią rozmawiać. Kpił z niej, obrażał ją. Nie zważała na słowa lecące w jej kierunku, po prostu siedziała.

Była więźniem przez   d z i e s i ę ć   l a t.   Za rzekome zabójstwo.

Nie wiedziałem ile było w tym prawdy a ile władze sobie same dopowiedziały. Jedno ciekawiło mnie najbardziej. Znak na jej karku.. A raczej piętno, które mógł pozostawić tylko jeden człowiek w całej Syrtandei.

Robiło się coraz chłodniej, dziewczyna dalej się nie upominała, więc sam z siebie ściągnąłem pelerynę i okryłem ją. Ubiór więzienny nie należał bowiem do najcieplejszych. Miała na sobie o wiele za dużą tunikę i luźne spodnie w kolorze ciemnego brązu. Oczywiście nie zdziwił mnie brak reakcji na ten gest.

Do tej pory podróż mijała nam w milczeniu. Gdy słońce zajdzie całkowicie i pozbędę się opaski z jej oczu mam nadzieje, że chociaż będzie komentować widoki.

                                                •••

     - Za ile zrobi się ciemno? - Moje pierwsze wypowiedziane słowa od momentu opuszczenia więzienia.

     - Słońce powoli zachodzi - Odpowiedział mi szybko głosem tak obojętnym, że powietrze obok nas aż się zagęściło - Mogę ci już ściągnąć opaskę, raczej nie oślepniesz od półmroku.

Szybkim ruchem zerwał z moich oczu ten kawałek materiału lecz oczy miałam dalej zamknięte.
Czułam, że delikatnie się do mnie przybliżył po czym usłyszałam głośnie parsknięcie

     - Możesz otworzyć oczy

Powoli pozwoliłam moim powiekom się unieść, pierwsze co zobaczyłam to zachodzące słońce które jeszcze delikatnie drażniło moje gałki oczne. Po paru uderzeniach serca otworzyłam je całkowicie.

Świat był piękny, przede mną rozciągała się ogromna polana a w jej środku rosło tyle kwiatów, że nie byłam w stanie przypomnieć sobie nazwy choć jednego gatunku. Nawet nie zauważyłam, że po moich policzkach lecą łzy, było mi to teraz obojętne co oni sobie o mnie pomyślą. Chciałam się nacieszyć tym widokiem bowiem nie wiedziałam co mnie czeka w królestwie które Anthony nazywał domem.

Uniosłam ręce by otrzeć wilgotne oczy, kompletnie zapominając, że moje ręce wciąż są skrępowane sznurem.

- Zaraz się tym zajmiemy

Generał zatrzymał konia i wydał komendę również jego towarzyszowi którego imienia wciąż nie znałam.

- Konie muszą chwilę odpocząć - Jednym płynnym ruchem zeskoczył z wierzchowca po czym wyciągnął ramiona by mi pomóc - Madran! Zaprowadź je do strumienia, żeby się napoiły.

     - Dobrze generale.

     - Ja się zajmę dziewczyną, musimy zdjąć z jej rąk ten sznur.

     - Oczywiście generale.

     - Madran!! Ile razy ci już mówiłem, że masz do mnie mówić Thony..

      - Przepraszam gene.. Thony! - Madran złapał za wodze koni i pospiesznym krokiem ruszył w stronę strumienia. My również podążyliśmy za nim.

Zaskoczył mnie uśmiech na jego twarzy. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jego wygląd. Teraz miałam go przed sobą całego i w dalszym ciągu rozbawionego. Jego ciemne włosy lekko opadały na czoło a ostre rysy twarzy dodawały mu tej stanowczości. Jego oczy zaś były tajemnicze, nie byłam w stanie dostrzec ich koloru ale wydawały się ciemne. Był wyższy ode mnie o głowę i dobrze zbudowany. Z nim w pojedynkę nie byłoby łatwo.

- Zobaczmy - Szarpnął lekko moją ręką by przyjrzeć się lepiej poranionym nadgarstkom - Sznur już zaczął zrastać się razem z twoją skórą - Oglądał z jednej i z drugiej strony po czym jego mina na powrót stała się obojętna - Będzie bolało - Lekko pokiwałam głową na znak, że pozwalam mu działać.

Usadowił mnie na kamieniu zaraz obok strumienia i wyciągnął z kurty sztylet.

- Najpierw przetnę na pół - Spojrzał mi w oczy - Potem pomyślimy co z tym zrobić.

Jego ruchy były delikatne ale jednocześnie pewne. Patrzyłam jak wykonuje zadanie z mistrzowską precyzją. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie iż zajmuje się uwalnianiem ludzi codziennie.

Słońce zaszło już całkowicie a ja nie mogłam się napatrzeć na otaczające mnie widoki. Madran z Thonym podzielili się ze mną chlebem a nawet dostałam od nich własny bukłak z wodą. Konie odpoczywały wiedząc, że zaraz będą musiały ponownie wyruszyć w drogę.

W drogę do mojego nowego życia.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz