Czerwona róża

165 19 6
                                        

     Sala tronowa. Ulubione miejsce króla oraz jego podwładnych. Ciężkie tematy, walka, intrygi, rozejm, śmierć. Podążałem korytarzem na zapewne najbardziej niechcianą rozmowę, jaką chciałbym teraz odbyć. Ręce pociły mi się z nerwów, nogi odmawiały posłuszeństwa. Mimo tego wszystkiego, kroczyłem dumnie przed siebie. Głęboki wdech. Drzwi się otwierają.

     - No w końcu! - Ryknął na mój widok - Myślałem, że już nigdy tu nie dotrzesz.

     - Przepraszam Wasza Wysokość - Ukłoniłem się najniżej jak potrafiłem.

     - Siadaj w końcu - Machnął ręką i parsknął pod nosem.

Posłusznie wykonałem jego rozkaz. Spojrzałem na wszystkich zgromadzonych szlachciców i pokiwałem im głową na znak powitania. Wszyscy byli obecni. Czyli sprawa jest bardzo ważna.

     - Powiedz nam Anthony - Nie spodziewałem się, że to namiestnik króla zacznie rozmowę. Spojrzałem na niego, na jego starą, pomarszczoną twarz - Dlaczego myślisz, że to ona?

Zawahałem się, ale nie miałem wyboru. Musiałem w końcu powiedzieć co zobaczyłem, czego się dowiedziałem. Na samą myśl zdradzenia jej tożsamości robiło mi się niedobrze. Miałem tylko nadzieje, że nie zrobią czegoś niemądrego.

     - Chcecie wiedzieć dlaczego ją wybrałem?

     - No tak! Na bogów, Anthony.. Przejdź do rzeczy! - Niecierpliwił się, czyli sprawy przybrały na wartości, on też musiał się czegoś dowiedzieć. Cokolwiek król Harris trzymał w garści, musiałem się dowiedzieć co to takiego. Jaka informacja skłoniła go do przyspieszenia procesu.

     - Ma znak na karku - Spojrzałem prosto w oczy mego władcy - Dwa gryfy walczące ze sobą, jeden z koroną na głowię.

     Król wstał, reszta zgromadzonych osób patrzyła z szeroko otwartymi oczami to na mnie, to na króla. Ciche szepty wypełniły całe pomieszczenie lecz nikt nie odważył się podnieść głosu.

     - Lordzie Galvin! - Młody mężczyzna wstał i wyprostował się czekając na rozkaz - Zwołaj tajną radę. Mają się zjawić za tydzień.

     - Tak jest Wasza Wysokość - Ukłonił się i szybko wyszedł z sali.

Król spojrzał na każdego z nas.

     - Chcę zobaczyć ten znak. Dopilnujecie by nasza Rosalie była obecna na balu z okazji urodzin Lysanis. Rozgłoście na całym dworze, że wszystkie kobiety mają mieć spięte włosy. A jeśli się dowiem, że pisnęliście choć słowo! - Uderzył dłonią w stół - Na temat dzisiejszej rozmowy.. To przygotujcie się na natychmiastową śmierć! - Wszyscy milczeli, nerwowo wpatrywali się w swoje dłonie lub buty. - No już! Wynoście się!

                                                •••

Podążałam przez kamienne ścieżki, przeskakiwałam przez strumyczki i conajmniej pięć razy potknęłam się o gałęzie. Książę aż zbyt dosłownie zrozumiał moją prośbę by nasza rozmowa odbyła się w miejscu, gdzie nikt nas nie znajdzie i nie usłyszy. Zaufałam mu jednak pod tym względem. W końcu wychował się tutaj, znał ten teren bardzo dobrze.

- Daleko jeszcze? - Odważyłam się spytać. Mimo, że były to pierwsze wypowiedziane słowa od jakiś dwudziestu minut, to nie skwitował tego żartem.

- Jeszcze chwila - Rzucił radośnie przez ramię

Zatrzymałam się i skrzyżowałam ramiona na piersi. Zobaczył to, więc również się zatrzymał i powoli obrócił w moją stronę.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz