Tarindey

242 28 10
                                    

Słońce zaszło już całkowicie, podziwiałam każdą, nawet najmniejszą gwiazdę na niebie które pojawiały się i znikały przez co miałam dziwne uczucie, że mrugają do mnie. Nie wiedziałam jak długo jeszcze będzie trwała nasza podróż, w tym momencie mogłaby się nie kończyć. Po drodze widziałam tyle pięknych rzeczy przez które nie mogłam uwierzyć słowom Anthonego, który zapewniał mnie, że w Tarindey jest jeszcze piękniej.

Z biegiem czasu stawałam się coraz bardziej senna. Oczy zamykały mi się mimowolnie a ja sama powoli poddawałam się i przechylałam swoje ciało lekko w stronę Thonego. On, zauważając moje zmęczenie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej.

     - Śpij, jeszcze długa droga przed nami - Jego głos wydał mi się niezwykle uspokajający. Chwile później, przytulona do jego torsu, zapadłam w sen.

                                               •••

     Otworzyłam oczy. Chwile zajęło mi przyzwyczajenie się do blasku słońca oraz do tego, że na prawdę nie znajdowałam się w więzieniu. Przed moimi oczami rozciągał się niesamowity krajobraz. Trawa była tak zielona, że nie byłam pewna czy przypadkiem dalej nie śnię. Łąki otoczone były mnóstwami drzew a w oddali mogłam dostrzec małe pojedyncze drewniane chatki. Jedna w szczególności przykuła moją uwagę ale nie mogłam dobrze się jej przyjrzeć gdyż widok w połowie zasłaniało mi... Czyjeś ramię.

Tak szybko odkleiłam się od jego ciała, że niechcący przy podnoszeniu głowy uderzyłam nią w jego szczękę. Zakryłam usta rękoma i spojrzałam mu w oczy.

     - Faktycznie jesteś niebezpieczna - Thony pocierał dłonią brodę z grymasem bólu na twarzy

     - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - Moje serce znacznie przyspieszyło a ja myślałam, że spale się ze wstydu w tej sytuacji.

     - No proszę, proszę. Generał Anthony został pobity! - Śmiech Madrana był głośny i zachęcał do posłania w jego kierunku conajmniej wulgarnego gestu lecz Thony go kompletnie zignorował.

     - Nic się nie stało.. Ale następnym razem uważaj - Jego usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu a ja również nie mogłam ukryć rozbawienia

     - Ty się uśmiechasz!

     - Każdy człowiek chyba się uśmiecha - Podniósł pytająco brwi spoglądając na mnie

     - Wiesz.. Ja bardzo rzadko miałam powody do radości

     - Będzie lepiej, zobaczysz - Szarpnął wodze konia i pochylił się do przodu by móc przyspieszyć. Jego głowa znajdowała się tuż obok mojej - Trzymaj się - Wyszeptał mi do ucha - Zaraz będziemy na miejscu

     Nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić, ale zważając na warunki i na prędkość z jaką pędziliśmy do celu, uznałam, że nie będzie to dziwne jak oplotę swoje ręce wokół jego torsu.

                                              •••

     Jeszcze chwila i w końcu dotrzemy do domu. Z każdą mijaną chatką zastanawiałem się coraz bardziej, jak król Harris zareaguje na dziewczynę. Na dziewczynę której imienia w dalszym ciągu nie znałem. Na horyzoncie pojawiał się zarys zamku więc stwierdziłem, że teraz jest najodpowiedniejszy moment na to pytanie.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz