Rodzina królewska

252 27 11
                                    

Służka poprowadziła mnie do komnaty która jak się okazuje miała być już moim prywatnym pokojem. Dowiedziałam się, że ma na imię Lorette i służy w królestwie od siedemnastu lat. Była kobietą o przeciętnej urodzie, pulchna starsza pani o ciemnych włosach na których widać już było pojedyncze siwe włoski. Wydawała się bardzo miłą kobietą chociaż widziałam jak na mnie patrzy.. W końcu byłam więźniem, nie mogłam spodziewać się królewskiego traktowania.

Gdy doszłyśmy do drzwi zatrzymałam się niepewnie i spojrzałam na nią.

- Lorette? - Spytałam lekko zdenerwowanym głosem. Nie wiedziałam czy mogę ją o coś prosić.

- Tak? - Uniosła głowę wysoko i spojrzała mi prosto w oczy po czym przeniosła wzrok na moje dłonie. - Ahh tak! Już ci ściągam te kajdany kochaniutka - Uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła z kieszeni fartucha pęczek kluczy.

Gdy moje dłonie były już „wolne" złapała mnie za nadgarstki i otworzyła szeroko oczy.

- A to co? - Przekrzywiała moją rękę we wszystkie strony by móc uważnie się przyjrzeć. - Natychmiast musimy się tym zająć!

- To nic.. - Powiedziałam cichutko - Uroki bycia więźniem - Posłałam jej smutny uśmiech.

- Nic!? To nie do pomyślenia żeby tak zaniedbać rany! - Pociągnęła mnie za sobą i szybkim krokiem doszłyśmy do innych drzwi które otworzyła tak gwałtownie przez co myślałam, że na progu zaliczę solidny upadek. - Trzeba się tym zająć natychmiast! Siadaj i nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.

Pomieszczenie było sporych rozmiarów. Po dokładnych oględzinach mogłam stwierdzić, że znajduje się w pokoju uzdrowiciela. Wszędzie stały donice z przeróżnymi roślinami. - Zapewne o leczniczych właściwościach - Nie zdążyłam nawet się dobrze usadowić na krześle, ponieważ do pokoju wbiegła Lorette a za nią wszedł wysoki mężczyzna.

- Pierce! Musisz koniecznie się nią zająć! Tylko spójrz na jej nadgarstki - Wskazała na mnie palcem i dopowiedziała - Są poważnie poranione.

Mężczyzna spojrzał na mnie po czym spokojnym krokiem podszedł bliżej. Przykucnął przede mną i westchnął ciężko.

- Jak masz na imię? - Jego głos był spokojny i wzbudzał uczucie bezpieczeństwa.

- Rosalie

- Mogę zobaczyć twoje nadgarstki Rosalie? - Pokiwałam głową i uniosłam dłonie by mógł je obejrzeć. Chwycił mnie delikatnie i zrobił zniesmaczoną minę - Sznur zrasta się z twoją skórą. Jak długo byłaś nimi związana?

- Pare miesięcy - Jego oczy otworzyły się szeroko ale nie wystraszył się. Puścił moje dłonie i podszedł do drzwi za którymi za pewne znajdował się schowek.

Gdy Pierce przeszukiwał swoje zapasy, Lorette podeszła do mnie i uśmiechnęła się czule.

- Jest naszym najlepszym uzdrowicielem - Powiedziała pewnym siebie głosem - Musisz mu tylko zaufać.

Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam w stronę drzwi z których właśnie wychodził uzdrowiciel. Trzymał trzy małe skrzynki które za moment położył na blacie. Otworzył je po kolei i wyciągnął z nich kilka narzędzi po czym podszedł do mnie i posłał przyjazny uśmiech.

- Postaram się zrobić to najdelikatniej jak potrafię - Przeczesał dłońmi włosy i chwycił dziwne szczypce - Ale nie obiecuje, że nie będzie bolało.

•••

Słońce przebijało się do mojej komnaty i nie dawało szansy na choć chwile drzemki. Może to z przyzwyczajenia albo po prostu taki już jestem, że za dnia nie umiem zmrużyć oka. Siedziałem więc na fotelu i rozmyślałem o wszystkich ważnych i nie ważnych sprawach jakie miałem teraz na głowie. Rosalie była największym problemem ale starałem się myśleć pozytywnie. Żałowałem mojej decyzji o wybraniu właśnie jej, król przecież może rozkazać ją zabić. Może rozkazać cokolwiek by tylko zrobić mi na złość jeśli dowie się kim jest na prawdę. Zamknąłem na chwile oczy.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz