II

1.1K 54 2
                                    

   Jestem w jakimś białym pomieszczeniu. Przede mną nie ma żadnych drzwi. Odwracam się, ale za mną też ich nie ma. Wracam wzrokiem przed siebie. Nie jestem już w pokoju, ale na polanie. Polanie usianej trupami. Każdy ma kły, pazury i świecące oczy. tam mężczyźni, kobiety i dzieci. Ich ciała poorane czymś ostrym, a niektórzy nie mają nawet głowy. Pamiętam wszystkich. Rozpoznaje przerażone miny i słyszę ich błagania o litość. Zamykam oczy.
   Gdy je otwieram znowu jestem w tym białym pokoju, ale przykuta łańcuchami do ściany. Ktoś wchodzi przez drzwi. Wilkołak. Ma na twarzy uśmiech, który najchętniej bym mu zdarła. Szarpie się z łańcuchami, ale tylko wzbudzam u niego śmiech. Przechodzą mnie od niego ciarki. Zmienia się w ogromnego, kruczoczarnego wilka o czerwonych oczach. Alfa. Ustawia się jakby chciał zapolować. Czuje strach. Coś co jest mi nieznane. Widzę błysk w jego oczach, a on skacze mi prosto do gardła.

   Budzę się z walącym sercem. Znowu ten sam sen. Opadam na łóżko starając się uspokoić oddech. Jest ósma rano. Za trzy godziny mam spotkanie z tym durnym kundlem. Wzdycham. Co to może znaczyć? Od sześciu lat, odkąd pierwszy raz zabiłam - ten sam sen. Przybieram maskę obojętności i wychodze.
- Siemasz. Czemu wypuściłaś wczoraj tego pchlarza? - John jak zwykle musi wszystko wiedzieć. Posyłam mu tylko wzrok ,,Nie twoja sprawa." i idę zaostrzyć nóż.
   Dźwięk ostrzenia metalu mnie uspokaja. Nawet przed tamtym dniem.
   Przykładam ostrze do skóry tak, że prawie go nie czuje. Podnosze je do góry, a na ręce widnieje rozcięcie, z którego leci stróżka krwi. Jestem gotowa. Zostało pół godziny. Wychodze z changaru i kieruje się w stronę lasu. Wchodze miedzy drzewa. Natychmiast otacza mnie zapach żywicy, śpiew ptaków i szum wiatru wśród gałęzi. Gdyby te kundle tu nie mieszkały...
   Z takimi myślami wkraczał na polanę. Granica. Po przeciwnej stronie stoi mój wczorajszy gość. Wredny uśmieszek wkracza na moją twarz. Szczeniak chyba go dostrzegł, bo w jego oczach błąkało się przerażenie. Ktoś położył mu rękę na ramieniu. Widziałam jak się odpręża. Zza niego wyszedł... O matko! Jeśli to jest Alfa to zabijcie mnie. Ma sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrosu, głębokie, brązowe oczy, takiego samego koloru włosy i umięśniony tors, który widać nawet przez koszulkę. Otrząśnij się! To wilkołak, a ty je zabijasz! Alfa podniósł wzrok ze szczeniaka i spojrzał mi w oczy. Poczułam ciarki, które pszeszły od czubka głowy aż do stóp. Jego tęczówki zmieniły na chwile kolor na wiśniowy.
- Moja! - no to mamy problem...

Alfa i łowca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz