Kundel zmienił się w wilka i rzucił wprost do mojego gardła. Zrobiłam szybki unik i przywaliłam mu z całej siły w bok łba. Padł ciężko na ziemię, lecz dosłownie sekundę później znów atakował. Złapał mnie za prawą nogę i pociągnął w dół. Z głuchym dźwiękiem upadłam na trawę. Deszcz niczego nie ułatwiał. Było ślisko a pchlarz w wilczej formie miał przewagę. Zaczął mnie ciągnąć po ziemi dlatego przykopałam mu w ten zapchlony pysk. Puścił moją nogę i zawył z bólu. Szybko się podniosłam i skoczyłam na niego. Padł na kawałek ziemi bez trawy a ja zaczęłam go walić po łbie bez opamiętania. Zmusiłam go tym do zmienienia się z powrotem w ludzką formę. Moje ćwieki rozcinały mu skórę jednocześnie ją przypalając. Byłam jak w transie.
- Venandi dość!
Moja ręka zawisła przygotowana do zadania kolejnego ciosu. Odwróciłam głowę w kierunku głosu. Ryan.
- Wystarczy - powiedział. Ostatni raz walnęłam tego psa. Dało się słyszeć chrupnięcie kości. Złamamna szczęka. Z wielką niechęcią zeszłam z... chyba mogę go już nazwać trupem. Chociaż nie. Jeszcze oddycha. Wszystkie wilki patrzyły na mnie z przerażeniem. Z wyjątkiem małego i jego matki. W ich oczach widziałam... wdzięczność?
- Dziękuję - wyszeptała kobieta i posłała mi lekki uśmiech. Okej... To jest dziwne. Poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Ryan. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w jego piękne ocz... STOP!
- Dziękuję, że go uratowałaś, ale my nie zabijamy swoich. Nawet jeśli to wygnańcy, którzy za wszelką cenę chcą naszej śmierci.
Serio? No tak. To by tłumaczyło dlaczego ma tak mało rozumu, że wysłał omege do paktowania.
- Jak tam twoja noga? - spytał wyraźnie zmartwiony. Wzruszyłam tylko ramionami. Ryan uklęknął na przeciwko mnie i podniósł nogawke do góry. Wyglądał na naprawdę zdziwonego, ale co poradzić. Nie codzień widuje się kawałek metalu zamiast skóry i kości.
Jest już południe. Cały ranek zleciał mi na czyszczeniu i ostrzeniu broni po walce. Deszcz przestał padać około godziny temu. Teraz siedzę na dachu i wysłuchuje próśb Ryan'a, cytuje ,,Złaź stamtąd albo po ciebie wejdę! " I wiecie co? Właśnie podszedł do ściany. Dobra, koniec tego wolnego... Wstałam i poszłam na skraj dachu.
- Venandi?! Co ty robisz?! - krzyknął przerażony. Jakie to zabawne. I takie naiwne. Złączyłam ręce na klatce w stylu faraona, odwróciłam się tyłem i przechyliłam. Chwilę później poczułam, że spadam. Po dwóch lub trzech sekundach poczułam jak łapią mnie silne ramiona. Potargałam Ryan'owi włosy jakbym głaskała psa, który dobrze wykonał sztuczkę, zeszłam na ziemię i jak gdyby niegdy nic poszłam się do drzwi frontowych. Kundel szybko mnie dogonił.
- Ty chcesz żebym na zawał zszedł?! - powiedział z wyrzutem. Przystanełam i zaczęłam udawać, że się zastanawiam. Uśmiechnęłam się do niego chytrze.
- Albo wiesz co? Nie odpowiadaj...- odparł zrezygnowany. Zaczęłam się śmiać i ruszyłam dalej. Wchodzę prosto do kuchni i co widzę? Betę wraz z siostrą pchlarza obściskująych się przy stole. Odchrząknełam znacząco. Odwrócili się niemal natychmiast.
- Cześć - powiedzieli równocześnie. Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. Podeszłam do lodówki i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Bo muszę przyznać zgłodniałam już po walce. W tym samym czasie zakochana parka opuściła pomieszczenie w dość szybkim tempie.
- Zrobić ci jajecznicę? - usłyszałam tuż przy uchu na co mimowolnie się wzdrygnełam. Pokiwałam lekko głową i usiadłam na krześle przy stole. Ryan zaczął przygotowywać w sumie już obiad, a ja, jako że nie miałam nic lepszego do roboty patrzyłam co gdzie jest. Podczas tych oględzin nawet nie zauważyłam, że zaczęłam mu się przyglądać. Z transu wyrwał mnie dopiero jego śmiech kiedy stawiał przedemną talerz.
Boże jak ja nienawidzę tych więzi. Zawsze to samo. Przywiązanie.

CZYTASZ
Alfa i łowca.
WerewolfChyba wszyscy wiedzą czym jest więź mate. Ale czy mate może zrobić psikusa? Może połączyć ze sobą największych wrogów? Jak widać tak.