IV

973 39 4
                                    

Przez z jakieś trzy sekundy stałam w osłupieniu. NASZ. Chyba go do reszty porąbało! Zaczynam się nieopanowanie śmiać i kręcić głową. Jeśli on myśli, że będę z nim w jednym łóżku to powinien iść do psychiatry.
- Co cię tak bawi kochanie? - pyta. Momentalnie sztywnieje. Kochanie? Że proszę, że co? Spojrzałam na niego ,,Nazwij mnie tak jeszcze raz, a urwę ci łeb." oraz ,,Serio pytasz?". On tylko uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Jak chcesz mogę spać na podłodze, ale na pewno w tym samym pokoju.
   Unoszę oczy ku sufitowi. Z kim ja muszę mieszkać?! Wchodzę niechętnie do pokoju. Muszę przyznać przed samą sobą, że jest piękny. Kiedy go oglądam, przez cały czas czuje jego spojrzenie. Ciekawe czy to dla tego, że mam bordowe włosy, dwu kolorowe oczy, bliznę po pazurach, która przecina całą twarz czy może bo jestem jego mate. To wie tylko jego mały psi móżdżek.
-Jesteś może głodna? - pyta pchlarz od siedmiu boleści. Na moje nieszczęście nie jadłam śniadania przez co mój brzuch odpowiedział za mnie. On tylko cicho się zaśmiał a ja strzeliłam facepalma. No to fajnie.

   Po dziesięciu minutach dojeżdżamy do jakiejś restauracji - jednej z wielu, w których mnie dobrze pamiętają. Ach te bójki... Pamiętam je jakby.. a nie, to było wczoraj. Kundel parkuje, ale nie otworzył mi drzwi. To co, zostajemy w samochodzie? Jeszcze raz próbuje otworzyć drzwi. Serio? Patrzę w jego stronę ale jego już nie ma w środku. Obchodzi samochód od strony maski, po czym otwiera mi drzwi jakby nigdy nie były zamknięte. Jeszcze patrzy się ze zwycięskim uśmieszkiem. Mój wzrok chyba mówi sam za siebie bo jego uśmiech momentalnie znika. Odsuwa się od drzwi bym mogła wysiąść. Jeśli tak będzie za każdym razem to rozwale mu tę klamkę.
   Nareszcie wchodzimy do lokalu. Ledwie niezauważalnie moje kąciki ust podnoszą się do góry, kiedy widze że jeszcze nie zdążyli wyczyścić podłogi z krwi. Po tamtego faceta przyjechała karetka. Miał dwa złamania otwarte, wylew wewnętrzny i pękniętą czaszkę. Nie dziwie się więc kiedy wszyscy patrzą na mnie jakby zobaczyli ducha. Może nie mam zbyt dobrej reputacji ale lepiej być myśliwym niż zwierzyną prawda?
   Siadamy przy stoliku w kącie lokalu. Kiedy podchodzi do nas kelner widzę że jego ręka nieznacznie drży. A, to ten co się chował.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć? - zapytał dość cicho kelner. Ten pchlarz zmarszczył delikatnie brwi. Czyli kelnerowi drży również głos. Moment...  on chyba cały się trzęsie.
- Poproszę zestaw piąty. - mówi gość o którego istnieniu zapomniałam. Kelner zapisuje coś na kartce.
- Dla pani to co zwykle? - pyta na co kiwam głową. Pospiesznie od nas odchodzi, a ten pies raczy się wreszcie odezwać.
- Wybacz, że nie powiedziałem tego na początku, ale chyba sama rozumiesz. Szukałem cię cztery lata. Ale to już nie ważne. W każdym razie nazywam się Ryan.
   Ta informacja jest mi w tej chwili najmniej potrzebna do życia. Kelner właśnie przyniósł nam nasze dania.  W ogóle na mnie nie patrzył. Lubię strach innych. Napędza mnie do działania. Wiem, zbliżam się do poziomu psychopaty ale nic nie poradzę że kundel zawalił mi psyche w dzieciństwie.
   - Wiesz chciałbym poznać twoje prawdziwe imię, Venandi.
   Moja ręka odruchowo zacisnęła się na nożu. Nikt nie zna mojego imienia. Nikt. Nawet Louis i John. A napewno nie żaden pies. Spojrzałam na niego twardo. Jedyna pozytywna rzecz jaka wynikła z tej więzi to to że wie o co mi chodzi nawet jeśli się nie odzywam.
   Posiłek dokończyliśmy bez dalszych ,,konwersacji". Wychodząc z restauracji spojrzałam na zegar nad drzwiami. Piętnasta. Co ja mam niby robić przez cały dzień?
   - Chciałbym abyś poznała mojego betę i jego meat. 
   Czyli już wiem. Ciekawe jak to teraz będzie. Pchlarze muszą oddawać mi szacunek, ale jestem pewna że większość się mnie boi. Ja mam być Luną? Ja mam im pomagać? Nie wydaje mi się.

Alfa i łowca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz