VI

832 32 1
                                    

   ,,Znamy'' się jakieś pięć minut, a już mogę stwierdzić, że nie polubiłam bety. Za to Sara wydaje się aż zabyt chętna do poznania mnie. Wygląda jakby zaraz miała wyskoczyć ze skóry żeby nie zasypać mnie pytaniami.
- Dobra nie mogę tak dłużej! Choć! - krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę na pietro. Weszłyśmy do zapewne jej pokoju. - Mam nadzieję, że jesteś uzbrojona w cierpliwość bo muszę o tobie wiedzieć jak najwięcej. - tryskała wręcz radością, jakby nie obchodził jej fakt, że w każdej chwili mogę wbić jej nóż w plecy i to dosłownie. I czemu ja się zgadzałam na to spotkanie w lesie?!

   Siedzę tu już parę godzin a jej się taśma nie kończy. Ile można gadać? Zadawała typowe pytania takie jak kolor, urodziny, itd. Dowiedziała się tyle, że mam siedemnaście lat, lubię zielony i.....i to tyle.  Zaczynałam się serio irytować.
- Widzę, że wymęczyłam Cię za wsze czasy więc zadam ostatnie pytanie: dlaczego na nas polujesz?                                 Przyznaje. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Wzięłam więc leżąca obok kartkę, napisałam odpowiedź i podałam pannie kundla nr. dwa.
   - Qui pavit quaerendum nobis? Co to znaczy?
   Wzięłam od niej kartkę i napisałam obok tłumaczenie.
   - Polujemy na tych, którzy polują na nas. - przeczytała na głos, a na jej twarzy dostrzegłam tak jakby zrozumienie - Przykro mi. Naprawdę. Ale nie wszystkie wilkołaki są takie.
   Prychnełam tylko odwracając wzrok w stronę okna. Wszystkie są takie same.

   Oto chwila, którą najchętniej odwlekłabym jeszcze dalej. Jest dwudziesta trzecia i według pchlarza powinniśmy iść spać. Ciekawe co by powiedział na wiadomość, że jestem w stanie nie spać trzy dni na pełnych obrotach. Ale koniec końców leżę na łóżku, a pies na podłodze. Normalka nie? No może poza faktem, że wziął sobie poduszkę i koc.
- Dobranoc ko...Venandi. - poprawił się szybko. No chociaż tyle.

Biały pokój. Polana pełna trupów. Łańcuchy. Wilkołak. Skok. Tym razem nie do gardła, ale ku klatce piersiowej. Siła uderzenia powaliła mnie na ziemię. Jego czerwone oczy były pełne furii, a ostre pazury zozrywały skórę i łamały kości. Ból był tak silny,  jakby to nie był sen. W końcu włożył w moje ciało pysk i wyrwał serce, przenosząc je nad moją twarz. To co zobaczyłam było jeszcze bardziej nierealne. Przede mną nie było mięśnia, który pompuje krew, ale wielka bryła lodu.

Znowu gwałtownie podniosłam się do siadu. Mój oddech był strasznie szybki a serce waliło jak oszalałe. Nie wiem czy mi się zdawało, ale chyba pierwszy raz zerwałam się z krzykiem. Ukrywam twarz w dłoniach próbując się uspokoić.
- Venandi? Co się stało? - odwróciłam głowę w stronę Ryana, który patrzył na mnie zatroskany. Czyli jednak krzyczałam. Pokręciłam tylko głową. Nie mam zamiaru mu się z niczego spowiadać. Ku mojemu zdziwieniu usiadł koło mnie na łóżku i czule przytulił. Popatrzyłam na niego jak na ostatniego kretyna i zaczęłam lekko odpychać. On jednak nie dawał za wygraną więc po pewnym czasie po prostu pozwalałam mu się przytulać. Czemu mam ochotę na więcej? Przysięgałam sobie, że nie będę okazywać czułości żadnemu psu, więc czemu chce z nim zostać na zawsze? Czemu chce by mnie przytulał, spał ze mną, uśmiechał się do mnie, całował? Czemu chce zapomnieć o przeszłości, której trzymałam się sześć lat?

Alfa i łowca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz