VII

787 37 13
                                    

Nastał nowy, piękny... a kogo ja chce oszukać: leje jak z cebra, grzmi od paru godzin a pan ,,jesteś moją mate więc nie odstąpię cię na krok" łazi za mną wszędzie z wyjątkiem łazienki. Więc tak. Wiem co myślicie: kto normalny siedzi trzy godziny w łazience gapiąc się w ścianę? Otóż ja.... Chociaż? Jestem normalna? Nieważne!
- Venandiiiiiiiiii! Wyjdź! Nie widziałem cię jak dla mnie za długo! Jeśli w ciągu pięciu sekund nie otworzysz tych drzwi to je wyważe! Raz, dwa...

Proszę bardzo otworzę drzwi za...

-cztery,...

Teraz.
Szybkim ruchem otworzyłam ten kawał drewna a pchlarz wpadł do pomieszczenia z rozpędu waląc w ścianę na przeciwko. Szybko się ewakuowałam ze zwycięskim uśmieszkiem.

- No wiesz co?!

Co?
Nagle za oknem dało się słyszeć warczenie i piękną wiązankę przekleństw. W związku z tym, że moja ciekawość nie zna granic skierowałam się w kierunku drzwi wejściowych. Kundel oczywiście ruszył tuż za mną. Na zewnątrz było niezłe zbiorowisko. I że im chce sie tak w deszczu stać i moknąć? No ja rozumiem że mi to nie powinno przeszkadzać; i nie przeszkadza, bardzo lubię deszcz; no ale jak chyba każdy wolę ciepły koc.

- Alfo. - jest i zapchlony beta - Jeden że szczeniaków wszedł niechcący na inne terytorium. Chcą go zabić za naruszenie granicy.

I w tym momencie coś we mnie pękło. Ja, która zabijała dzieciaki za to kim były teraz za wszelką cenę nie chciała dopuścić do czegoś takiego. Ta więź mnie niszczy. Dyskretnie wyminęłam dyskutujących i skierowałam się w środek tłumu. Szłam z dumnie uniesioną głową a (teraz też moje) stado schodziło mi z drogi. W samym środku kręgu stały trzy psy. Jeden z nich przyciskał zapłakanego chłopca do ziemi. Mały miał na oko osiem lat. Zacisnęłam dłonie w pięści. Co to to nie. Tak się bawić nie będziemy. Zanim się zorientował przywaliłam mu w twarz. Moje srebrne ćwieki na rękawiczce rozcięły mu skórę z cichym sykiem. Jak ja kocham ten dźwięk. Kundel krzyknął przeraźliwie i cofnął się wręcz natychmiast co dało małemu czas na ucieczkę. W popłochu schował się za mną. Ciekawe... Oczy wszystkich zwróciły się ku nam.

- To wbrew regułom! Alfa decyduje a nie jakiś idiotyczny łowca!

Wiesz gdzie mam twoje reguły?
Nagle obok mnie jak spod ziemi wyrósł Ryan posyłając mi gniewne spojrzenie. No co?

- To nie jest idiotyczny łowca tylko moja mate. A ty masz tu najmniej prawa głosu. - warknął tak że tamten się wzdrygnął. No nie powiem ,,odważny".

- W takim razie oddaj dzieciaka i znikamy.

Wilczek skulił się za mną jeszcze bardziej. Wystąpiłam krok do przodu dając znać, że jeśli tak bardzo chce to musi odebrać mi go siłą.

- Skoro taka twoja wola, Luno. - wręcz wypluł to słowo i stanął w pozycji do ataku. Na mojej twarzy pojawił się mój cwaniacki uśmieszek, który tak dobrze pamiętam sprzed tych sześciu lat. Nawet nie wiesz w co się wpakowałeś.

Alfa i łowca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz