7 |Ciasto czekoladowe|

2.2K 153 12
                                    

Luke Robert Hemmings

Lola nie chce spać, bo chce podziwiać całą drogę, ale jest to niemożliwe przy ostatnim stresie, który przeżyliśmy. Po za tym, ktoś nam zrobił zdjęcie na parkingu i chyba oboje denerwujemy się, że ludzie wiedzą o naszej podróży. Chciałbym, żeby nikt nas już nie spotkał, ale to raczej niemożliwe.

– Zaśpiewasz mi, żebym nie zasnęła?

– Możesz spać – pochylam się, żeby pocałować ją w policzek.

– Nie chcę. Może wieczorem zatrzymamy się w hotelu, prześpimy i pojedziemy dalej? Rozpakujemy resztę naszych paczek.... jednak jest zbyt wcześnie i potrzebuję kawy oraz tego ciasta czekoladowego, które schowałeś mi do bagażnika.

Lola Kinney

– Na stacji nie mają dobrej kawy, prawda?

– Nie dla ciebie – ma wymagania, co do kawy i wielu innych produktów, ale w ogóle się tym nie przejmuję – Poszukam Starbucks.

– Dzięki – to nie najwyższy luksus świata, ale on uwielbia stamtąd kawę i czasem wstaje wcześnie rano tylko po to, żeby pójść po kawę dla siebie i dla mnie. Czasem przynosi też stamtąd jedzenie, co jest pieprzoną wygodą, a nie jakimś bonusem.

Znajduję pierwszego lepszego Starbucksa na drodze i włączam nawigację.

Po pół godzinie dojeżdżamy do Starbucksa. Proszę go, żeby nie wysiadał, chcę załatwić to sama, w razie spotkania kogoś. Luke podaje mi swoje zamówienie, a ja wyskakuję z samochodu. Szkoda, że nie są się ukryć czerwonego Ferrari albo sprawić, żeby było niewidoczne, wtedy moje życie byłoby prostsze.

Nie ma kolejki, pomimo, że jest ta godzina, gdzie ludzie idą już do pracy. Szybko dostaję nasze kawy. Niestety Luke nie dostanie kawy ze swoim imieniem. Wiem, jak wiele ludzi ma tak na imię, ale zawsze...

– Lola i?

– Robert – to może być jego alter ego, właściwie to jego imię, więc nie jest tak źle.

Chwile później wracam do samochodu, a Luke już zdążył wyjąć z bagażnika ciasto.

– Proszę, Robert – podaję mu kawę.

– Co jest? Myślałem, że powiedziałem ci moje prawdziwe imię.

– Bezpieczeństwo przede wszystkim – żartuję.

– Jesteś z wydziału policji, czy co?

– Pani policjantka, do twoich prywatnych usług – muskam jego usta w delikatnym pocałunku, czując smak jego kawy – Mmm, dobre, chcę więcej – łapie mnie za tył głowy i miażdży moje usta swoimi.  Uśmiecham się od ucha do ucha.

– Jedźmy stąd.

– Jesteśmy trochę, jak James Bond nie sądzisz? A może Batman i Batmobil?

– Kocham cię – jego uśmiech wywołuje mój własny – Zdecydowanie mogę być oboma.

– Możesz być też Luke'm Hemmingsem.

– Fajny z niego gość, co?

Wznawiamy naszą podróż.

Tutaj wszystko jest lepsze. Pomiędzy nami jest znowu tak, jak było. Nie ma strachu, nie ma wątpliwości, tylko my i nasza miłość. Wiem, że nie powinnam opuszczać zajęć, ale ta podróż nie tylko daje mi wytchnienie, a także zbliża mnie do Luke'a.

Otwieram ciasto i wszystko, co mogę w tej chwili zrobić to ułamać je ręką. Wsuwam pierwszy kawałek do ust Luke'a i szybko napełniam też własny żołądek.

ardor {Luke Robert Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz