Poczucie winy? Dlaczego je czułam? Przecież zdecydowałam się, wiedziałam czego naprawdę chciałam, kogo pragnęłam.
Santiego.
Ale czy na pewno? Nie byłam już tego taka pewna; tego i czegokolwiek innego, zwłaszcza targających mną w tym momencie uczuć.
Santiego nadal mnie całował, czułam to. Zaledwie kilka sekund temu wprawiło mnie to w stan uniesienia, zapomniałam o Bożym świecie i tym, gdzie się znajduję. Pragnęłam jedynie odwzajemnić pieszczotę z pełną pasją, wlać w ten pocałunek całą swoją duszę, wszystkie pozytywne emocje i uczucia, które wyzwalał we mnie ten ciemnowłosy wampir. W końcu przez ponad czterdzieści osiem minionych godzin myślałam jedynie o nim i tym, jak bardzo chciałam, by okazało się, że odwzajemnia on moje uczucia.
A teraz?
Nie potrafiłam. Na początku oszołomiona, teraz w pełni świadoma tego, co się dzieje, nadal stałam niczym przysłowiowy słup soli, niezdolna do zrobienia czegokolwiek. Uniosłam gwałtownie powieki i chwilę przyjrzawszy się całującemu mnie wampirowi, przeniosłam spojrzenie na innego nieśmiertelnego. Pełen bólu wzrok Edwarda dosłownie mnie zmroził, kiedy zaś odwrócił się i po prostu wyszedł, poczułam, że serce pęka mi na dwoje.
Masz czego chciałaś, usłyszałam przytłumiony głos zdrowego rozsądku, który w końcu przedostał się do mojej świadomości. Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, że cała dygocę z nadmiaru emocji. Zaczęłam gwałtownie mrugać, by nie rozpłakać się z bezsilności, po czym gwałtownie odsunęłam się od Santiego. Wampir dopiero teraz zorientował się, że coś jest nie tak.
– Przepraszam – jęknęłam, bo tylko tyle byłam w tej chwili powiedzieć. – Ja nie mogę... Po prostu... – zaczęłam, ale głos mi się w tej chwili załamał i nie byłam już w stanie wykrztusić ani słowa. Z resztą i tak nie byłam pewna, co chcę mu powiedzieć.
Czy go kochałam? Przez pewien czas byłam tego absolutnie pewna, teraz jednak... niekoniecznie. Pociągał mnie fizycznie i nic poza tym, kiedy bowiem doszło do momentu okazania tej miłości... Nie potrafiłam. W tym momencie myślałam o Santiego w sposób, w jaki myśli się o starszym bracie czy kimś z rodziny – nie o ewentualnym partnerze.
Nie potrafiłam całować go z taką pasją i uczuciem, jak Edwarda, choć z miedzianowłosym zrobiłam to jedynie raz. Wtedy jednak było zupełnie inaczej; między nami było coś więcej, niż chemia. Wtedy byliśmy niczym jeden organizm, pocałunek Santiego z kolei, był jedynie chwilowym doznaniem fizycznym, które zdążyło zniknąć, nim w ogóle pieszczota dobiegła końca. Tak nie powinno być, skoro coś do niego czułam...
Podobno.
– Isabel?
Jego ramiona zacisnęły się wokół mnie. Powstrzymałam nagłą chęć odsunięcia się i wyswobodzenia z jego żelaznego uścisku. Odwróciłam wzrok, by na niego nie patrzeć i zaraz tego pożałowałam – cała uwaga, zarówno mojej rodziny, jak i członków straży przybocznej, była skupiona na nas. Nawet nieświadomi sceny, która przed chwilą rozegrała się między mną a Edwardem, natychmiast dostrzegli moją natychmiastową reakcję na pocałunek Santiego
Bo oto w tej właśnie chwili wyrwałam się wampirowi i wypadłam z sali, chcąc znaleźć się jak najdalej. Z opóźnieniem też uświadomiłam sobie, że drżę od nadmiaru emocji, które w jednej chwili zapanowały nade mną; łzy cisnęły mi się do oczu, gotowe w każdej chwili popłynąć po policzkach, dając upust rozrywających mnie od środka poczuciu winy, złości na siebie samą i upokorzeniu. Nie byłam pewna, które z tych uczuć dominowało.
– Chodźmy stąd. – Santiego dogonił mnie na korytarzu. Opiekuńczym gestem objął mnie w pasie; ten gest wydał mi się bardziej na miejscu, niż pocałunek czy dopieszczanie się nawzajem. Jednocześnie byłam mu wdzięczna za to, że nie pozwolił, bym rozkleiłam się tutaj, w miejscu, gdzie każdy mógł mnie doskonale usłyszeć.
CZYTASZ
ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA II: ODRODZONA]
FanfictionPrawda wyszła na jaw, a Isabel w końcu staje się pół-wampirzycą - jedyną w swoim rodzaju w połowie nieśmiertelną, która urodziła się jako człowiek. Nowe życie i niezwykłe zdolności, których nie potrafi okiełzać, są dopiero czubkiem góry lodowej prob...