16. Didyme

720 54 4
                                    

Nie...

Nie, nie... Nie mogę..., myślałam, ale moje usta nie chciały się poruszyć, by wypowiedzieć choć słowo sprzeciwu. Dłonie Santiego błądziły po moim ciele i choć nie zrobiłam nic, by odwzajemnić pieszczotę, również nie dałam mu w żaden sposób do zrozumienia, że ma natychmiast przestać. Leżałam jedynie, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w górującego nade mną wampira, pozwalając, by posuwał się coraz dalej, niezrażony brakiem reakcji z mojej strony.

– Już tego pierwszego dnia pojąłem, że nie jesteś mi obojętna – szepnął, przeczesując palcami moje włosy. – Przyznaj, to przeznaczenie. Widziałem, jak na mnie patrzysz... Czujesz to przyciąganie, prawda? – dociekał, nawijając sobie na palec kosmyk moich włosów.

Nie był, miał rację. W tej chwili, w której ujrzałam go po raz pierwszy, wszystko się zmieniło. Wcześniejsze uczucia i więzi zniknęły, dylematy wyparowały – cały mój umysł, moje ciało i dusza należały do niego, do Santiego. Tak po prostu, w jednej chwili – był jedynie on, stał się moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

Teraz to wydawało mi się nierzeczywiste i tak bardzo odległe. Zamęt w emocjach, to z jaką łatwością go pokochałam, co teraz przyrzekłam mu zrobić... Zupełnie jakby wszystko to przydarzało się komuś innemu; ja byłam jedynie biernym obserwatorem, kontrolującym wszystko z boku. Byłam snem, zwykłym nierzeczywistym majakiem, który powoli zanikał, tak jak sen z cudzej pamięci po przebudzeniu.

Boże, byłam taka zmęczona...

Powoli odpływałam, zatapiałam się w rozkosznej ciemności; wszystko powoli się zamazywało, znikało wraz ze mną... Ale Santiego nie wydawał się zwracać na to uwagi. Więc może to ja znikałam? Bo on trwał, muskając ustami moje czoło, powieki, każdy zakamarek mojej twarzy... To było przyjemne, bardzo przyjemne, ale on nie zamierzał na tym poprzestać – chciał więcej.

Zaufaj mi...

Zaufaj... To jedno słowo pieściło moje uszy, kiedy wyszeptał je swoim aksamitnym, kojącym głosem. Jednocześnie rozbrzmiewało w moim umyśle, niczym indywidualna obca myśl, jakże podobna do moich przeczuć, podszeptów intuicji i przy tym jakże od nich różna. Nie byłam pewna na czym właściwie polega ta różnica, ale czułam ją, podobnie jak byłam świadoma tego, co robił Santiego, nawet mimo narastającego zmęczenia.

Jak przez mgłę widziałam jego twarz i delikatny uśmiech, który błąkał się na jego ustach, kiedy z największą ostrożnością, zważając na każdy kolejny ruch, zaczął dobierać się do zapięcia mojej sukni. Poczułam jak miękki materiał zsuwa się po moich nagich ramionach, a lodowate usta wampira rozpoczynają wędrówkę po moim ciele, muskając te miejsca, które dopiero co skrywała suknia. Kolejne pocałunki schodziły coraz niżej, muskały moje ramiona, okolice piersi, brzuch, powoli zmierzając do...

Jego palce zahaczyły o skraj mojej bielizny, usta raz jeszcze musnęły skórę na brzuchu. Wzdrygnęłam się, gwałtownie wyrywając ze stanu otępienia i narastającej ciemności. Dziwne zawroty głowy i poczucie upojenia zniknęły, a ja nagle odzyskałam władzę nad własnym ciałem. Poderwałam się, skrywając suknią i wpatrując się w niego oszołomiona. Wyglądał na zdezorientowanego moim zachowaniem.

Zdezorientowanego i bardzo złego.

– Nie mogę – jęknęłam, usiłując przybrać przepraszający ton. – Po prostu nie potrafię – wyrzuciłam z siebie, usiłując jakoś wytłumaczyć swoją rekcję i jednocześnie zdusić żal o to, że on nie potrafił mnie zrozumieć.

Mimo wszystko byłam młoda, zwłaszcza biorąc pod uwagę czekającą mnie wieczność. Potrzebowałam czasu, by dojrzeć do podobnych ekscesów, a on powinien mi go zapewnić. James nigdy na mnie nie naciskał, choć kiedyś rozmawialiśmy na ten temat. Jeśli zaś chodziło o Edwarda, byłam pewna, że on tez...

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA II: ODRODZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz