22. Pakt

725 55 14
                                    

Kolejne godziny mijały, a my leżeliśmy wtuleni w siebie. Pokazałam Edwardowi wszystko, co chciałam – każde wspomnienie z nim związane, wszystkie moje drobne przemyślenia i uwagi, nawet te odrobinę wstydliwe i intymne. Bo jeśli nie on, kto miał prawdo wiedzieć o mnie dokładnie wszystko?

Ale na tym się nie skończyło.

Pragnął wiedzieć o mnie więcej, a ja z ochotą odpowiadałam na jego pytania, przywołując w pamięci wszystko, co chciał zobaczyć. Pokazałam mu jakie życie wiodłam do tej pory; rodziców (dla mnie Renée i Charlie nadal nimi pozostawali, nawet jeśli prawda była inna); przyjaciół; to, jak spędzałam wakacje i zwykłe dni... Nie przeszkadzały mu moje wspomnienia dotyczące Jacoba i mojego związku z Jamesem, choć normalnie bez wątpienia by go drażniły. Fascynacja i chęć poznania mnie była zbyt wielka, poza tym ufał mi – byłam tego świadoma.

– Ten Oliver... – odezwał się nagle. Drgnęłam niespokojnie w jego ramionach. – On cię skrzywdził, prawda? – zapytał, ostrożnie dobierając słowa.

Westchnęłam. Moja tarcza gwałtownie wróciła na swoje miejsce, ponownie blokując mu dostęp do mojego umysłu. Nie chciałam tego wspominać; unikałam tematu mojego byłego przyjaciela jak ognia, on zaś najwyraźniej musiał to zauważyć.

– To nie tak... – zaoponowałam, podświadomie stając w obronie Olivera. – Po prostu zniknął, tak? Wyprowadził się bez słowa i kontakt nam się urwał. Nie wszyło, tyle. Nie lubię o tym mówić – ucięłam pośpiesznie, mając nadzieję, że zrozumie.

Nie skomentował tego w żaden sposób, a jedynie pocałował mnie w czoło. Rozluźniłam się w jego ramionach, czując jednocześnie spokój i poczucie całkowitej akceptacji. Wsłuchałam się w swój własny oddech i szum liści za oknem – jedynymi dźwiękami, idealnie odnajdującymi się w panującej ciszy. Obecność najważniejszej osoby w moim życiu, to jak Edward delikatnie wodził palcem po moich plecach, kreśląc jakieś wzory, pozwalało mi się w pełni rozluźnić i uspokoić. Przez cienką koszulkę czułam chłód jego skóry i choć drżałam przez to lekko, nie przeszkadzało mi to.

Powoli odpływałam, choć dobrze wiedziałam, że nie mogę zasnąć. Popadłam w letarg, wszystkimi zmysłami chłonąc tę chwilę i łączące nas uczucia, dające nam poczucie równowagi i bezpieczeństwa. Sama łaknęłam tego od dawna, praktycznie od dnia w którym zmuszona byłam przeprowadzić się do Forks. Pragnęła, by to milczące porozumienie, ta idealna chwila, trwały wiecznie; czym bowiem był mijający czas dla istot takich jak my?

Naturalnie, tak to już bywa, że nigdy nie mamy tego, czego byśmy chcieli, niezależnie od mocy naszych pragnień i marzeń.

– Isabel! – Eleazar załomotał w drzwi pokoju Edwarda, brutalnie burząc równowagę i atmosferę chwili. – Dopiero co wróciłem z polowania i Alice powiedziała mi, co zrobiłaś!

Denalczyk wydawał się być wręcz zachwycony tym nieoczekiwanym postępem, nawet jeśli efektem moich starań było coś z goła odwrotnego do tego, co miałam osiągnąć. Tak czy inaczej, byłam przekonana, że nie zaznam już spokoju, wampir bowiem będzie chciał wznowić treningi, nawet jeśli nie było już na to czasu – nazajutrz wraz z Carmen planowali wracać na Alaskę.

Spojrzałam zrezygnowana na ukochanego, bezgłośnie błagając o pomoc, choć szczerze wątpiłam by miał jakikolwiek wpływ na zapędy Denalczyka. Edward uśmiechnął się do mnie łobuzersko, co zupełnie zbiło mnie z tropu; podświadomie liczyłam, że będzie rozczarowany przynajmniej w połowie tak bardzo jak ja, ten beztroski uśmiech więc sprawił, że poczułam się w jakimś stopniu urażona.

Niesłusznie.

– Poczekaj – szepnął, dziwnie czymś rozbawiony.

Skradłszy mi krótki pocałunek, w ułamku sekundy znalazł się przy drzwiach. Usiadłam na tapczanie, podciągnęłam kolana pod brodę; oplotłam je ramionami w łydkach i cierpliwie czekałam na rozwój wydarzeń.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA II: ODRODZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz