6. „Zabierz mnie..."

948 72 24
                                    

To jest to. Na to czekałaś, myślałam, kiedy Edward bardzo powoli przybliżył swoje usta do moich. Miał to być pozornie niewinny i słodki pocałunek o którym marzyłam od dawna. I wiedziałam, że gdy już nasze usta się połączą, oboje nie wytrzymamy i oboje damy się ponieść emocjom.

Tak, jeszcze tylko chwila... Tak blisko...

Poczułam jego słodki oddech na twarzy, widziałam iskierki szczęścia w jego złocistych oczach. Czy wyglądałam podobnie? Podekscytowana czekałam na moment w którym poczuję jego idealne, marmurowe usta na swoich. Czas zdawał się dłużyć niemiłosiernie, aż wreszcie...

Rozdzwoniła się moja komórka.

Ostry dźwięk dzwonka brutalnie wdarł się w otaczającą nas ciszę. Magiczna atmosfera, która nas otaczała zniknęła, a ja i Edward wyrwaliśmy się spod jej hipnotyzującego wpływu, odsuwając się od siebie gwałtownie. Poczułam ból widząc, że miedzianowłosy przybiera obojętny wyraz twarzy, co znaczyło, że wróciliśmy do punktu wyjścia, ale wzięłam się w garść i wyjęłam z kieszeni irytujące urządzenie. Tak po prawdzie to miałam wielką ochotę cisnąć telefonem w oszkloną szybę pokoju, ale opanowałam się i z ociąganiem zerknęłam na wyświetlacz. Westchnęłam widząc domowy numer Wingerów, posłałam Edwardowi przepraszające spojrzenie i odebrałam pewna, że to nie James tylko Melinda. Nie byłam zła na przyjaciółkę, bo jasnowidzem przecież nie była; wściekałam się bardziej na siebie za to, że nie wyłączyłam telefonu, ale stało się i już nie miałam jak tego zmienić.

– Halo? – rzuciłam nieco ostrzej niż zamierzałam. Chciałam zreflektować się i przeprosić, bo nie lubiłam wyżywać się na przyjaciołach, skoro to nie była ich wina, ale ostatecznie nie było mi to dane. Miałam bowiem wrażenie, że usłyszałam w tle czyjś szloch, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.

– Isabel? – Usłyszałam głos Amelii Winger, matki Jamesa i Melindy. Połowicznie dla mnie też nią była; z racji na moją wieloletnią przyjaźń z rodzeństwem, byłam częstym gościem w ich domu i niemalże jego mieszkanką. – Kochanie, jak dobrze cię słyszeć. – Kobietą targały na prawdę silne emocje, co było doskonale słychać w jej głosie. Teraz byłam już absolutnie pewna, że płakała. Stało się coś złego i doskonale to wiedziałam.

Wiedziałam już wcześniej. Moje przeczucie było słuszne.

– Ciebie również, Amelio – zapewniłam gorąco. Pozwalała bym mówiła jej po imieniu, do czego już się przyzwyczaiłam. Kobiety z rodziny Winger'ów zawsze miały silne charaktery; tryskały energią, ich duch zaś pozostawał wiecznie młody. Amelia nigdy nie lubiła, kiedy uświadamiało jej się upływ czasu i musiałam przyznać, że zwrócenie się do tej silnej i niezależnej kobiety per "pani" było wręcz obrazą. – Co się stało? – zapytałam, choć w rzeczywistości nie chciałam wiedzieć.

– Boże, Isabel... – wyszeptała tak cichym, zdławionym przez płacz głosem, że nawet jako pół-wampir miałam trudności z usłyszeniem jej słów. – Tyle złego spotkało nas w przeszłości... – Nie rozumiałam. Zawsze widziałam Wingerów jako pełną, beztroską i kochającą rodzinę, której tylko można pozazdrościć. Nie miałam jednak czasu by długo się nad tym zastanawiać, bowiem moja rozmówczyni podjęła wątek: – Nie chcieliśmy ci z Liamem o tym mówić, ale James zniknął. Nie ma go już drugi tydzień – zaszlochała.

Nie powiedziałam nic. Byłam przekonana, że prędzej czy później taka informacja może do mnie dotrzeć, ale nie przemyślałam i nie przećwiczyłam swojej reakcji na to. W końcu widziałam go, wiedziałam kim się stał i czułam do niego obrzydzenie z powodu tego co robił, ale nie mogłam tego zdradzić jego ludzkim rodzicom. Nikomu z ludzkiej społeczności. Nim jednak zdążyłam głębiej zastanowić się, jak mogę z tego wybrnąć, okazało się, że nie będzie to jak na razie konieczne.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA II: ODRODZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz