071216 *dzień*

370 42 58
                                    

Blondwłosy złączył swoje usta z ustami swojego chłopaka, którego kochał nad życie, a nawet bardziej. Zarzucił jego plecak na ramię, po czym złapał granatowowłosego za rękę, i udali się w stronę wyjścia ze szpitala. Gdy już mieli wychodzić, złapał ich lekarz.

- Powodzenia w związku, chłopaki. - uśmiechnął się do chłopców. - Widać, że się naprawdę kochacie, i takiej miłości mógłbym tylko pozazdrościć.

- Dziękujemy! - uśmiechnął się promiennie blondyn, a granatowooki zachichotał. - Do widzenia!

I wyszli.

- Zapamiętaj sobie to, że bardzo cię kocham. Tyle. - powiedział Alois, a potem szli w ciszy.

Przechodzili przez ulicę. Ciel szedł trochę z przodu, bo mu się spodobało szybsze chodzenie.
Nagle można było usłyszeć donośne skrzypienie opon, i niespodziewanie..

- Ciel, u-uważaj!! - krzyknął blondyn, odpychając swojego chłopaka na chodnik.

- A-Alo.. - Ciel urwał zdanie, gdy zobaczył prawdopodobnie najgorszą scenę w swoim życiu.

Jego chłopak, Alois Trancy, został potrącony przez samochód towarowy, i teraz bezwładnie leży na ulicy, z krwotokiem z nosa, rozbitą głową i prawdopodobnie cały połamany.

Ludzie wokół zaczęli piszczeć, i wydzwaniać po karetkę, lub policję. Ciel wstał i podbiegł do blondyna. Spojrzał na niego.

- A-Alois! N-nie umieraj! M-masz żyć! Żyj, mamy być razem do końca! Już zawsze, i nawet dłużej! Pamiętasz, jak mi to powtarzałeś?! Jak byłem umierający? Kocham cię! Zostań ze mną! Nie odchodź..

W tym momencie przyjechała karetka, próbowali jakoś reanimować chłopaka.

Gdy defibrylacja nie zadziałała, ratownicy westchnęli.

- Straciliśmy go. - powiedział jeden z ratowników, a Ciel poczuł, jak cała jego radość wyparowuje z niego w ciągu ułamka sekundy.

- Jak to?! Nie da się nic zrobić?! On ma żyć! Co z was za ratownicy? Alois! Alois, masz żyć! Kocham cię! A-Alois.. - krzyczał, gdy nagle zdał sobie sprawę z tego, że jego chłopak nie żyje i już nigdy go nie pocałuje, nie przytuli, nie pocieszy..

Jego cały świat nagle stał się martwy.

Nie wybaczy sobie tego. To jego wina. Jego wina, bo szedł z przodu. Jego wina, bo zachował się jak idiota. Jego wina, że Alois nie żyje. Że już go nie przytuli, ani nie usłyszy, jak ślicznie śpiewa. Już nigdy nie pośmieją się z tandetnej gry na skrzypcach blondyna, nigdy nie porozmawiają na głębszy temat, nigdy nie pójdą nawet na pieprzony spacer nad jezioro, które tak bardzo kochali. To nie powróci, nigdy.

Nigdy już nie przytuli blondyna, nie poczuje jego zapachu, ani się z nim nawet nie pokłóci. On go  k o c h a.

Kocha nad własne życie.

Wieczorem siedział w swoim pokoju, był sam w domu, bo ciotka wyjechała na delegację.

- A-Alois.. - zanosił się z płaczu. - Ch-chcę z t-tobą b-być.. t-teraz!

Podjął decyzję.

Wyszedł z mieszkania, uprzednio biorąc pamiętnik swojego chłopaka, który znalazł w plecaku. Nabazgrał coś niezrozumiałego, podpisał się, po czym wszedł na dach i stanął na krawędzi.

- Alois, niedługo znów się spotkamy.. - uśmiechnął się, zrzucając się z dachu.

say that again » cielois «Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz