Rozdział 10

1.3K 144 8
                                    

  Minął dzień. I następny. I kolejny. Jeden tydzień i drugi. I nic się nie zmieniało. Za każdym razem powielał się ten sam schemat. Sen, podróż, trening, podróż, sen. Dodam, że po takim czasie piłeczka nie pękła ani razu. To trudniejsze niż sądziłem.

  - Ero-sennin.. - jęknąłem. - Powiedz mi jeszcze raz jak nazywa się ta technika. Nie mogę zapamiętać tej nazwy.

  Trenowaliśmy na jednej z polan otaczających miasto portowe. Za kilka dni mieliśmy wsiąść na statek i wypłynąć do Kraju Błyskawic. Sasuke uważnie trenował swoje chidori. Często miałem wrażenie, że kpi z moich ćwiczeń. W końcu wydawać by się mogło, że skoro to taka potężna technika to jej trening będzie polegał na wykańczających ćwiczeniach fizycznych, a nie zabawie gumową piłeczką.

  - Rasengan. - odpowiedział, kręcąc głową z niedowierzaniem. - I przestań mnie tak nazywać. Jak ktoś cię usłyszy, to moja reputacja runie niczym zamek z kart.

  - Kiedy to prawda... - zmrużyłem oczy. - A jedyna reputacja jaką posiadasz to jako zawodowy podglądacz.

  Uwielbiałem robić mu na złość. Dawało mi to przyjemność, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłem. Mistrz tylko westchnął.

  - Nie odzywacie się do siebie z Sasuke od tamtej rozmowy. - stwierdził. - Jak się czujesz?

  Zamyśliłem się. Co miałem mu odpowiedzieć? Nie do końca potrafiłem ubrać to w słowa.

  - Nie wiem... - zacząłem. - Nie wiem, dlaczego spodziewałem się czegoś innego. Pomyślałem, że może to on będzie tym, który jako pierwszy mnie zaakceptuje. Tymczasem uświadomiłem sobie, jak bardzo jak bardzo jestem znienawidzony. Przez innych ludzi i dziewięcioogoniastą bestię z klatki.

  Sannin zaniemówił na samo wspomnienie o Kyuubim. Widocznie nie sądził, że mogę się z nim porozumiewać.

  - Nie przejmuj się ludźmi. Są tchórzami i boją się tego, co nieznane. - powiedział w końcu. - A bestia z klatki nienawidzi każdego... Szczególnie tych, którzy stanowią dla niej więzienie.

  Po usłyszeniu tych słów znowu się to wydarzyło. Piłeczka pękła. Co prawda, nie było to tak efektowne, jak u mistrza, ale jednak! Uśmiechnąłem sie sam do siebie i poczułem na ramieniu dłoń staruszka.

  - Brawo, Naruto! - pochwalił mnie. - Ale tym razem to nie wystarczy. Musisz nauczyć się robić to perfekcyjnie.

  - Ale jak? - zapytałem, załamany wizją godzin spędzonych na ćwiczeniu.

  - Zastanów się, o czym myślałeś, gdy pękł balonik i o czym myślałeś teraz, gdy pękała piłeczka. - mrugnął, po czym podszedł do Sasuke.

  O czym myślałem...  Wtedy myślałem o... cholera, nie mogę sobie przypomnieć. Ale tym razem myślałem o słowach staruszka. Mimo, że kompletnie odwrócił moją uwagę, zrobiłem to. A z tego co pamiętam, wcześniej też nie byłem na tym skupiony. Czyżby haczyk tkwił właśnie w tym? No tak! Nie muszę skupiać całej swojej uwagi na piłeczce. Muszę chcieć to zrobić, ale myśleć o czymś zupełnie innym. Brzmi bezsensownie, ale postanowiłem spróbować.

  Szybko chwyciłem następna piłeczkę. Początkowo skupiłem się na niej i na tym, co muszę z nią zrobić. Potem musiałem pomyśleć o czymś innym, ale oczywiście w głowie miałem kompletną pustkę. Gdzieś w oddali na polanie mignęła mi postać mistrza. Moja wyobraźnia samorzutnie podsunęła mi obraz jego uśmiechniętej twarzy. To chyba jedyne miłe wspomnienie jakie posiadam. Nikt oprócz tego zboczonego staruszka nie patrzył na mnie jak na normalnego człowieka. Tylko on potrafił...

  BUM!

  Guma pękła, wydając cichy huk. Wyszło nawet lepiej niż wcześniej. Zaśmiałem się sam do siebie, po czym spojrzałem na mistrza. Obraz stał się rzeczywistością: na jego twarzy widniał pełen ciepła, dumny uśmiech. Wziąłem następną piłeczkę, i następną, i jeszcze jedną. Wszystkie pękły, chociaż nie w ten sam sposób. Tak właśnie odzyskałem motywację, którą dał mi niegdyś Hokage.

  - Nigdy się nie poddam. - szepnąłem sam do siebie.

Potwór | Uzumaki NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz