Gabinet Dionizosa. (6)

3.8K 232 171
                                    


Wokół wszystkich rozpętał się hałas szeptów, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić.

Spojrzałam błagalnie na Nico, a on wzruszył ramionami.

Ten to potrafi człowieka pocieszyć.

-Cisza! - Głos Chejrona sprawił, że wszyscy się zamknęli. - Valerio, zechcesz się przejść? - Zwrócił się do mnie, a ja pokiwałam głową, idąc za nim.

Przechadzaliśmy się wokół jeziora.

Ledwo powstrzymywałam się przed wejściem do niego.

Jakbym była w jakimś transie.

-Nadal nie rozumiem. Co oznacza, że jestem córką złamanej przysięgi?

-Twoją matką jest Artemida. Co dziwne, powinna być wieczną dziewicą. Ale złamała przysięgę czystości.

-Czyli nie powinno mnie być na świecie?

-Dokładnie tak. Złamana przysięga może mieć wpływ na twoje zdrowie. Miewasz jakieś choroby albo omamy?

-Tak, czasami widzę i słyszę różne rzeczy. Ale nie rozumiem. Co to ma wspólnego z moją matką? - Zapytałam konia.

Tak nagle po osiemnastu latach się pojawia i myśli, że wszystko będzie dobrze?

-Otóż ma bardzo wiele. Te omamy to jest zemsta na twojej matce od bogów. Możliwe jednak jest, że da się to wyleczyć. Zauważyłem na twojej twarzy czarne plamy z krwi. Zeusie, żebym się mylił, ale czy wchodziłaś do tego jeziora? - Oboje spojrzeliśmy w spokojnie odbijające się tafle jeziora.

-A żeby to raz. Percy już mi wszystko powiedział. - Powiedziałam, wpatrując się w wodę.

-Nadal cię nie rozumiem. Kim jesteś, Valerio? - Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko.

-Kim jestem, Chejronie? -  Zapytałam retorycznie i zaczęłam odchodzić.

Jedyne co usłyszałam, to jak mówi do siebie  "Chyba jej nie zrozumiem".

Parsknęłam śmiechem.

-Ktoś chce się z tobą zobaczyć. - Percy przełknął ślinę. Czyli to musi być coś złego. Od razu spoważniałam.

-Gdzie?

-W gabinecie pana D. Śpiesz się. - Bez zbędnego słowa ruszyłam do gabinetu tego pana „D".

Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam, że to jeden z bogów. W ogóle żadnego Boga nie widziałam na oczy.

Zapukałam grzecznie do gabinetu i gdy usłyszałam typowe "proszę", weszłam z lekkim wahaniem.

Zobaczyłam blondyna w złotej zbroi i pana „D".

Zerknęłam na biurko i plakietkę położoną na niej. Ah, więc to Dionizos.

-Dzień Dobry. Podobno mnie pan wzywał. - usiadłam niepewnie na przeciwko mężczyzn. Właśnie siedziałam przed bogiem. Przełknęłam ślinę.

-Witaj, Valerio. - Odezwał się facet w złotej zbroi.

-Kim pan jest i skąd mnie pan zna? - Zapytałam, mrużąc oczy - Jeżeli coś złego się stało, to wina Nico di Angelo. - Założyłam ręce na klatce piersiowej.

Ten zaśmiał się szczerze.

-Jestem Apollo. Bóg słońca i poezji. I mogę nazwać siebie twoim wujkiem. - Zachłysnęłam się powietrzem.

-Że co? - Wydusiłam z siebie. To jedyne, co mogłam.

-Dobra Walkucjo, zostawiam cię i Apolla w moim biurze. Ja idę... Załatwić jedną sprawę. - Powiedział, chowając pod płaszcz wino. I tyle go widzieliśmy.

Black Sea | Nico di Angelo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz