-Aua! - Krzyknęłam i odsunęłam się od Nico.
-Chyba wyszłaś z wprawy. - Parsknął i znowu zaatakował.
Do ataku na mnie dołączył się Leo.
-To chyba jakieś jaja. - Mruknęłam pod nosem i z krzykiem ich zaatakowałam.
Nacierali na mnie z każdej strony.
Było słychać tylko dźwięk uderzającego o siebie metalu i nasze szybkie oddechy.
Kopnęłam Leo w brzuch, przez co upadł na ziemię, a w tym samym momencie odparowałam cios Hadesiątka.
Nasze miecze się skrzyżowały.
-Poddaj się. - Wycharczał i naparł na mnie mieczem.
-Nigdy. - Syknęłam i nadepnęłam mu na nogę, przez co wytrąciłam mu miecz.
-Jesteś dobra. Za dobra. - Uśmiechnął się dumny.
-Niech mi ktoś pomoże. - Jęknął Valdez, który zwijał się z bólu.
-Oj, nie marudź. - Zachichotałam.
Usłyszałam, jak ktoś podnosi miecz.
Stałam tyłem do Nico, więc złapałam wolno rękojeść swojego miecza.
Starał się być cicho.
Zanim mnie trafił, zrobiłam unik i nacięłam jego policzek.
-Nie uderza się wroga w plecy. - Warknęłam.
-To najlepsza strategia. Skąd wiedziałaś, że chcę cię zaatakować? - Przyłożył chustkę do rany.
Wzruszyłam ramionami.
-Pomocy! - Jęknął Valdez i uderzył pięścią w moją nogę.
Syknęłam i kopnęłam go lekko w głowę.
Nagle jego głowa zaczęła się palić.
-Wody! Dajcie wody! - Krzyknęłam i pobiegłam po wiaderko.
-Spokojnie. Leo jest synem Hefajstosa, to u niego normalne, gdy się zdenerwuje albo podnieci. - Wytłumaczył Nico, a ja pokiwałam głową.
Nagle zaczął padać śnieg. Weszłam do kajuty po kurtkę.
Gdy z niej wyszłam, o mało nie zakrztusiłam się powietrzem.
Na naszym statku były macki wielkiej ośmiornicy.
-Zabijmy to gówno! - Uśmiechnął się loczek, a jego włosy jeszcze mocniej się zapaliły.
Mój oddech zaczął parować, a ja z wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w walczących towarzyszy.
W końcu wyjęłam miecz zza paska i podbiegłam do bestii, chociaż nie było to takie łatwe, przez śliski pokład.
Wbiłam swój miecz w mackę potwora, ale on złapał mnie kolejną w pasie.
Krzyknęłam, gdy zaczął mną tarmosić na lewo i prawo.
-Gdzie te macki, ośmiornico? - Krzyknęłam i nacięłam ostrzem obrzydliwą kończynę.
Nie przemyślałam jednej rzeczy.
Zaczęłam spadać z wysokości 60 stóp.
Piszczałam, wierzgałam i modliłam się do bogów o szybką śmierć.
Poczułam jak moje ciało się w czymś zanurza.
Woda.
Morze.
Morze Posejdona.
Szybko otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać.
Zauważyłam grotę na dnie.
CZYTASZ
Black Sea | Nico di Angelo
FanfictionDlaczego to zawsze ja muszę umierać? Dlaczego to mnie skazano na takie cierpienia? Nico, proszę. Ratuj. Tu jest tak ciemno. I zimno. Nie mogę oddychać. Nico! Gdzie jesteś? Czuję się taka samotna. Nie słyszę nic. Jest tak ponuro i cicho. Bo...