8. Niebezpieczna Alchemia

54 7 1
                                    

Cynk był z pewnością potrzebny, zakładając iż licz nie zamienił z Charlą ani słowa albo po prostu jej nie słuchał, bo młoda demonica mówiła z wyraźnym francuskim akcentem. No, ale nic. Raphael zacisnął zęby. Miał jakąś taką naturalną niechęć do bycia teleportowanym przez kogoś innego, a już zupełnie nienawidził wchodzenia do portali i unikał tego jak tylko się dało. Jednakże po dwu sekundowym zawahaniu złapał się ręki Nathana. Trzymał mocno. Trudno określić, czy to ze strachu, czy może po prostu nie chce ugrzęznąć na jakiś czas pomiędzy wymiarami. Pojawili się w jadalni, ale nie było tam jeszcze, a przynajmniej nie w zasięgu wzroku, ani Aleistera, ani Charli, która z uwielbieniem korzystała z każdej sekundy snu, szczególnie u boku swojego chłopaka, którego za żadne skarby nie chciała wypuszczać z objęć.

- Char... Musimy wstawać... - powiedział Aleister nieprzytomnie. - Nath nie toleruje spóźnień, a mamy... - Spojrzał na zegarek - Dziesięć minut, żeby się ogarnąć. - Westchnął konkludując jak niewielka to ilość czasu. 

- Jeszcze pięć minut... - wymamrotała dziewczyna, przewracając się na drugi bok. Nawet nie otworzyła oczu. W tym momencie czynność ta wydawała jej się tak nierealna, że nie miała pojęcia jakim cudem kiedy indziej dawała radę wstawać.

𝛟

Tymczasem licz wszedł do jadalni, zastając w pomieszczeniu Sariela, który cicho czytał jakąś książkę traktującą o gatunku jaszczurek i popijał herbatę. Zachariasza w zasięgu wzroku nie było, więc Nathaniel podejrzewał, że Alchemik albo zaspał, albo coś robił. Licz względnie uśmiechnięty usiadł przy stole.  

Raphael przybrał maskę fircyka o niecnych zamiarach, jak zawsze lubił się zachowywać i usiadł obok Nathana. - Cześć Z-Pewnością-Nie-Zachariaszu - pomachał ręką do zaczytanego maga i oparł się plecami o krzesło. Ostatkiem sił powstrzymał się, żeby nie wydawać żadnych głośnych dźwięków i zamknął silnie oczy, żeby się nie rozpłakać. Zamrugał szybko i głupawy uśmiech wrócił na jego ponure lico.

Nathaniel spojrzał na Sariela z prawdziwą ciekawością. Nie było takiej rzeczy, której by nie zrobił by sprawdzić cierpliwość swojego byłego ucznia. Po pierwsze to zabawne, a po drugie jeszcze bardziej irytowało Sariela. Nathan znał go praktycznie od dziecka i wiedział jak bardzo pozorny jest to spokój. Salamandra (Sariel należy do takiej rasy, później zostanie to objaśnione*) mógł się zarzekać, że jest spokojny jak wietrzyk latem, a Nathan i tak wiedział swoje. Ognisty huragan i kropka. Z rozkoszą więc patrzył jak dżin mówi do mężczyzny w sposób, od którego można by wiele jeszcze wymagać i testuje Sariela, choć robi to nieświadomie. 

Raphael spojrzał na Sariela, potem spojrzał na Nathana. - Czemu się nie odzywa? Obraził się czy co?

- Nie, Sariel udaje, że nie zwraca na ciebie uwagi. Irytujesz go, a nie chce dać po sobie poznać, że cokolwiek jest go w stanie poruszyć. Dlatego też chce ograniczyć kontakt z tobą do minimum by się nadmiernie nie wystawiać - wyjaśnił z złośliwym uśmiechem Nathaniel, a jego uczeń posłał mu mordercze spojrzenie.

  - Naprawdę? Aż tak? - Raphael zaczął się śmiać. - Sariel? Serio jesteś taki... ee... łatwo denerwujący się? Jejku. Już wiem kogo będę dręczyć. Zachariasz mi pomógł, to jego nie... Ale ty... - Zaśmiał się psychodelicznie.  

Do jadalni weszła Julka uśmiechnięta od ucha do ucha i zajęła miejsce obok Sariela na co ten westchnął, bo był już osaczony z dwóch stron. - Nie denerwuję się szybko. Ja się NIE mogę denerwować - wyjaśnił jakby to wyjaśniało cokolwiek, ale Julka ewidentnie zrozumiała, bo ciężko przełknęła ślinę.

- I właśnie to jest w tym takie zabawne - odparł Nathaniel.

- Nie może? Czemu nie może? I dlaczego jest to zabawne? - Dżin wydał się być poruszony. Spojrzał pytająco na licza. - Ale to chyba dobrze że szybko się nie denerwujesz... Nie-Zachariaszu.

14 dni do zLiczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz