Aleister wrócił do Charli, rzucił tylko: - Zgodził się, odda mu jak już się pobawi... - westchnął. - Wybacz, że tak długo. Musiałem coś przemyśleć. - Chłopak starał się grać szczęśliwszego niż w rzeczywistości był i jakoś mu nawet szło. "W końcu Nathaniel chociaż odezwał się tego samego dnia". - Zaraz kolacja, będziemy musieli się pojawić. Stęskniłem się za nimi wszystkimi, ale dzisiaj... Nie mam na to, ani siły, ani ochoty.
𝛟
Nathaniel myślał, próbował sobie poradzić ze złością, z tym jak okropnie się czuł. Może zdradzony? W końcu Jonathan obiecał, a potem tę przysięgę złamał. Licz się zawiódł, nie ważne jak ciężka była sytuacja, przecież chłopak mógł do niego napisać. Cokolwiek. Nathan położył się we wnęce, w której normalnie złożono by owinięte w białe płótno ciało. Patrzył w przestrzeń i znajdował w kamieniu kolejne kształty i wzory. W końcu zdecydował się na pierwszy kontakt i upewnił się chociaż, że to była tylko chwila... chwila słabości. "Ale jeśli tak... To co on musiał przeżywać? Radzi sobie z bólem jak mało kto... Co było silniejsze od niego? I dlaczego się nie odezwał wcześniej". Nathaniel czuł, że na te i inne pytania musi otrzymać odpowiedź.
Nie wiedział, ile już tu jest, a imperium finansowe samo się nie ogarnie. "Należy wyjść, zacisnąć zęby i wziąć się do roboty... Może zaprosisz Sariela na noc? Byłoby jakoś łatwiej". Przez myśl przeszło mu wykorzystać swoją nową zabawkę, ale obiecał, że da Raphaelowi czas. Nathan zawsze dotrzymywał słowa, to było ważne w biznesie, no i w życiu... "Teoretycznie przyrzekłeś Aleisterowi, że jak go złapiesz z tym syfem jeszcze raz, to urządzisz mu piekło na Ziemi. Tylko dlaczego nie masz na to ochoty?". Nathan nie był przyzwyczajony do poczucia rezygnacji, a już tym bardziej bycia bezsilnym. Należało wstać, więc wstał i wyszedł z krypty. Nadal był zły, ale starał się ograniczać do złości, z furią sobie radził, a jeśli nawet nie, to szukał Zachariasza. Z bardziej złożonymi uczuciami... Wcale. Zaczął obdzwaniać firmy, które z czegoś się przed nim jeszcze nie wywiązały.
Tu można było usłyszeć fragment pewnej rozmowy, całość odbywała się tak głośno, że chyba nikt w domu nie mógł pławić się w nieświadomości. Służba uciekała i kryła się po kątach, byleby przypadkiem nie przejść akurat niewłaściwym korytarzem. Licz krążył po posiadłości, od jednego biurka do drugiego, między regałami i pokojami. Gdyby ktoś chciał powiedzieć, że nekromanta mówił podniesionym głosem, byłoby to krzywdzące niedowiedzenie, Nathaniel się po prostu darł.
- Gdzie są rozliczenia za ten miesiąc, Trincet? Jak to jeszcze kończycie? To za co ja wam kurwa płacę?! Miałeś czas do wczoraj, żeby mi to przesłać, a ty mówisz, że dopinacie budżet?! Ciebie matka nie kocha!? Posłuchaj mnie kretynie! Zamknij się, nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia! Za dwie godziny mam to mieć. Jak się nie da? To zrób tak, żeby się dało, a jak nie to ja znajdę kogoś, kto przyjdzie i zrobi to lepiej, a ty skończysz pod mostem! Czy to jasne? Masz dwie godziny albo prześlę ci skan dyscyplinarnego zwolnienia z własnoręcznym podpisem. Bierz się kurwa do roboty... - Nathaniel rzucił telefonem z taką siłą, że smartphone na pewno uległby destrukcji, gdyby Nekromanta nie złapał go zaklęciem w ostatniej chwili. "Szkoda pieniędzy na nowy". - Zachariasz?! Zwalniamy Trinceta.
- Ale to już trzeci raz w tym miesiącu. Może znowu się wywinie. No, ale wpiszę do dziennika. Może jakąś naganę mu wystawić? Polecieć po premii? - zapytał Alchemik, notując sobie w zeszycie kogo i za co ma zwolnić, jeśli do tego dojdzie.
- Polecieć? Obciąć całkowicie. Kazałbym mu płacić za to, że gra mi na nerwach, ale kodeks pracy nie przewiduje takiej ewentualności...
Raphael słyszał ową rozmowę, ale o dziwo nie poszedł sprawdzić o co chodziło. "Może mnie dzisiaj nie przywoła. Może zostawi mnie w spokoju"
CZYTASZ
14 dni do zLiczenia
FantasiaCo może się wydarzyć w ciągu zaledwie czternastu dni? Trzysta trzydzieści sześć godzin, można coś zorganizować... Na przykład fajny wyjazd. Przyjaciel zabrał go ze sobą na ferie do domu swojego opiekuna. Ostrzegał, próbował go uchronić... Szkoda, że...