Raphael prawie krzyknął, tak się wystraszył, ale gdy zauważył gdzie jest, jakoś tak złe emocje z niego uleciały.
– Woah. Pan tak na serio, serio? Oh... Ośmiela się pan rzucać mi wyzwanie? Jam jest ten, który kaskaderem łyżwowym się zowie – wyrecytował ładnie, ze śmiechem. Odebrał specjalistyczne buty zwane potocznie łyżwami od Nathana i zawiązał je na nogach. Porządnie, mając na uwadze ten jeden raz, gdy tego nie zrobił i dwa tygodnie nie mógł normalnie chodzić, bo bolała go kostka. Stanął stabilnie na lodzie i odepchnął się raz, drugi, trzeci. Z początku patrzył pod nogi, ale z każdą chwilą coraz bardziej się prostował. Dziękował w myślach Charli, która pewnego dnia postanowiła mu dokładnie wyjaśnić, jak poprawnie jeździ się na łyżwach. Oczywiście wtedy tego nie docenił i jeszcze jej napyskował, że się nie zna, ale teraz... Śmignął po prawie idealnie gładkim lodzie i zatrzymał się przed Nathanem. Ukłonił się przed nim, prawie się wywalając, ale szybko odzyskał równowagę.
– Jednak potrafię – oznajmił zadowolony z siebie dżin.
Nathaniel zaczął bić brawo, trochę kpiąco, ale z uśmiechem i ruszył na lód. Nie zachwiał się ani razu, nie kłamał. Faktycznie uwielbiał łyżwy. Jeździł na nich jak był młodszy. Wykonał piruet, a potem jeszcze kilka figur, niewielkich, niezbyt wymagających. W końcu było praktycznie ciemno i tylko światła posiadłości oraz księżyc oświetlały lodowisko. Zakończył tuż obok Raphaela hamując ostro, opiłki lodu wydobyły się spod płoz. – Pan coś mówił o wyzwaniu?
Szczękę Raphaela chyba trzeba było zbierać z lodu, bo wręcz oniemiał od samego patrzenia, a patrzył z uwagą. Gdy Nathan przyśpieszył, a potem gwałtownie zahamował, Raphael stracił równowagę i wygrzmocił się na kość ogonową.
– Ała... – Mruknął pod nosem, wstając i pocierając bolące miejsce. Chrząknął. – No powiem szczerze jestem pod wrażeniem. Nie umywam się także i do pana. Może jedynie Charla jeździ lepiej. Hah... Kolejna osoba lepsza ode mnie, niefajnie. – Spojrzał na Licza. – Znaczy się cudnie. Fantastycznie wręcz. Jest, na co popatrzeć. – Wyszczerzył ząbki i pojechał trochę w bok. – Ale ogólnie to zwracam honor. Jest pan znakomity. – Utrzymał się na jednej nodze przez metr i obrócił się jadąc do tyłu.
Tobie też nie idzie tak źle skoro jak mówisz dopiero jeździć zaczynasz i się uczysz. Chyba w łyżwach jesteś bardziej pojętny niż w słuchaniu rozkazów i posłusznym zachowaniu.
– Uśmiechnął się raz jeszcze i też zaczął sobie jeździć obok, ciesząc się jak dziecko, którym był, kiedy w lesie po raz pierwszy stanął na lodzie na czymś, co tylko przypominało obecne łyżwy. – Powinienem urwać ci łeb, a jeżdżę z tobą na łyżwach. Może tak po prostu jest zabawniej albo gdzieś po drodze uderzyłem się w głowę? – Zapytał sam siebie. Raphael jeździł naprawdę całkiem przyzwoicie i Nathaniela, co tu dużo mówić kusiło...
– Jest dokładnie tak, jak pan mówi – rzekł z dumą Raphael. – Jednakże dziękuję za komplement. –Odwzajemnił uśmiech Nathana, mając nadzieję, że on się rzeczywiście uśmiecha, a nie, że to jakaś fatamorgana. – Chce mi pan odseparować głowę od reszty ciała? Toż to czyn niecny i uśmiercający. – Zachichotał. – Wierzę, że jednak to się dzieje naprawdę i nikt z tu obecnych nie uderzył się niczym w głowę. Niby dostałem śnieżką. W twarz. I to kilkukrotnie. Ale nie powinno mi nic od tego być.
– Kątem oka stale obserwował Nathana. Oczywistością i jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tego, że ktoś postanawia jechać bliżej, jest fakt, iż dana persona knuje coś złego. A licz nawet nie ukrywał uśmiechu, toteż dżin utrzymywał bezpieczną odległość. Lód przecież był twardy jak beton i zderzenie z jego powierzchnią bolało i było hańbiące dla kogoś takiego jak Raf.
CZYTASZ
14 dni do zLiczenia
خيال (فانتازيا)Co może się wydarzyć w ciągu zaledwie czternastu dni? Trzysta trzydzieści sześć godzin, można coś zorganizować... Na przykład fajny wyjazd. Przyjaciel zabrał go ze sobą na ferie do domu swojego opiekuna. Ostrzegał, próbował go uchronić... Szkoda, że...