11. Łyżwowanie do celu

37 5 2
                                    

Raphael prawie krzyknął, tak się wystraszył, ale gdy zauważył gdzie jest, jakoś tak złe emocje z niego uleciały.

– Woah. Pan tak na serio, serio? Oh... Ośmiela się pan rzucać mi wyzwanie? Jam jest ten, który kaskaderem łyżwowym się zowie – wyrecytował ładnie, ze śmiechem. Odebrał specjalistyczne buty zwane potocznie łyżwami od Nathana i zawiązał je na nogach. Porządnie, mając na uwadze ten jeden raz, gdy tego nie zrobił i dwa tygodnie nie mógł normalnie chodzić, bo bolała go kostka. Stanął stabilnie na lodzie i odepchnął się raz, drugi, trzeci. Z początku patrzył pod nogi, ale z każdą chwilą coraz bardziej się prostował. Dziękował w myślach Charli, która pewnego dnia postanowiła mu dokładnie wyjaśnić, jak poprawnie jeździ się na łyżwach. Oczywiście wtedy tego nie docenił i jeszcze jej napyskował, że się nie zna, ale teraz... Śmignął po prawie idealnie gładkim lodzie i zatrzymał się przed Nathanem. Ukłonił się przed nim, prawie się wywalając, ale szybko odzyskał równowagę.

– Jednak potrafię – oznajmił zadowolony z siebie dżin.

Nathaniel zaczął bić brawo, trochę kpiąco, ale z uśmiechem i ruszył na lód. Nie zachwiał się ani razu, nie kłamał. Faktycznie uwielbiał łyżwy. Jeździł na nich jak był młodszy. Wykonał piruet, a potem jeszcze kilka figur, niewielkich, niezbyt wymagających. W końcu było praktycznie ciemno i tylko światła posiadłości oraz księżyc oświetlały lodowisko. Zakończył tuż obok Raphaela hamując ostro, opiłki lodu wydobyły się spod płoz. – Pan coś mówił o wyzwaniu?

Szczękę Raphaela chyba trzeba było zbierać z lodu, bo wręcz oniemiał od samego patrzenia, a patrzył z uwagą. Gdy Nathan przyśpieszył, a potem gwałtownie zahamował, Raphael stracił równowagę i wygrzmocił się na kość ogonową.

– Ała... – Mruknął pod nosem, wstając i pocierając bolące miejsce. Chrząknął. – No powiem szczerze jestem pod wrażeniem. Nie umywam się także i do pana. Może jedynie Charla jeździ lepiej. Hah... Kolejna osoba lepsza ode mnie, niefajnie. – Spojrzał na Licza. – Znaczy się cudnie. Fantastycznie wręcz. Jest, na co popatrzeć. – Wyszczerzył ząbki i pojechał trochę w bok. – Ale ogólnie to zwracam honor. Jest pan znakomity. – Utrzymał się na jednej nodze przez metr i obrócił się jadąc do tyłu.

Tobie też nie idzie tak źle skoro jak mówisz dopiero jeździć zaczynasz i się uczysz. Chyba w łyżwach jesteś bardziej pojętny niż w słuchaniu rozkazów i posłusznym zachowaniu.

– Uśmiechnął się raz jeszcze i też zaczął sobie jeździć obok, ciesząc się jak dziecko, którym był, kiedy w lesie po raz pierwszy stanął na lodzie na czymś, co tylko przypominało obecne łyżwy. – Powinienem urwać ci łeb, a jeżdżę z tobą na łyżwach. Może tak po prostu jest zabawniej albo gdzieś po drodze uderzyłem się w głowę? – Zapytał sam siebie. Raphael jeździł naprawdę całkiem przyzwoicie i Nathaniela, co tu dużo mówić kusiło...

– Jest dokładnie tak, jak pan mówi – rzekł z dumą Raphael. – Jednakże dziękuję za komplement. –Odwzajemnił uśmiech Nathana, mając nadzieję, że on się rzeczywiście uśmiecha, a nie, że to jakaś fatamorgana. – Chce mi pan odseparować głowę od reszty ciała? Toż to czyn niecny i uśmiercający. – Zachichotał. – Wierzę, że jednak to się dzieje naprawdę i nikt z tu obecnych nie uderzył się niczym w głowę. Niby dostałem śnieżką. W twarz. I to kilkukrotnie. Ale nie powinno mi nic od tego być.

– Kątem oka stale obserwował Nathana. Oczywistością i jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tego, że ktoś postanawia jechać bliżej, jest fakt, iż dana persona knuje coś złego. A licz nawet nie ukrywał uśmiechu, toteż dżin utrzymywał bezpieczną odległość. Lód przecież był twardy jak beton i zderzenie z jego powierzchnią bolało i było hańbiące dla kogoś takiego jak Raf.

14 dni do zLiczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz