[1] Kotek i myszka

1.3K 87 11
                                    

*Bill*
Obudziła mnie wkurzająca melodyjka, grająca z mojego telefonu informująca mnie o przychodzącym połączeniu. Otworzyłem oko i sięgnąłem po elektroniczne ustrojstwo.
- Halo? - odebrałem i powoli się przeciągnąłem.
- Samael! - krzyknął Jonathan - Nic ci się nie...

...- Halo? Jony? - zapytałem gdy kontakt się urwał. Zdziwiony usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Nie leżałem na swoim łożku - to uderzyło mnie jako pierwsze. Nie trzymałem w ręku swojego telefonu - to było drugie. Byłem w swojej gwiezdnej formie - to było trzecie.
- Co do...
Samael~
Usłyszałem zewsząd męski, znajomy głos. Gwiazda.
Gdzie jesteś braciszku? Szukam cię. Szukam, szukam... i ZNAJDĘ!
Zdezorientowany rozejrzałem się ponownie dookoła. Wszędzie ciemność.
Znajdę cię i ZNIIISZCZĘ. Zamienię w gwiezdny pył i dopilnuję byś się nie odrodził - warknął głos. Chciał mnie namierzyć. Nie wiem która Gwiazda to była, ale znała się na rzeczy. Wie, że jestem na Ziemi, ale ma też świadomość, że jak się nie odezwę to mnie nie znajdzie tak łatwo... Więc czemu mnie straszy?
Gwiazdy kazały Williamowi milczeć, ale my cię znajdziemy... Nawet jeśli będziesz cichutko jak myszka... Znajdziemy cię i się zemścimy matkobójco... Zamordujemy cię powolnieeeee.
Nic nie mów, nie daj się sprowokować! Głos się zaśmiał.
Jak tchórz chcesz bawić się w „Kotka i myszkę"? Dobrze. Tylko, że ty jesteś jeden, a kotów gromadka.
„Kotka i myszkę"?... O Gwiazdo...
- Cogadh... -szepnąłem, po czym szybko zakryłem usta. Gwiazda Wojny zaśmiała się gardłowo i zmaterializowała przede mną.
- Tak braciszku... Idziemy po ciebie... I to nie będzie taki hop siup, nie tym razem. Będziesz żył w niepewności, kiedy, gdzie, jak... Hahahaha... Pożałujesz matkobójco swego czynu - warknął i wyciągnął dłoń przed siebie.
- Namierzyłem twój kontynent, teraz pójdzie łatwo...

...- SAMAEL! - wrzasnął w słuchawkę Jonathan. Siedziałem cały zlany zimnym potem. Oddech miałem przyśpieszony, a  rece mi się trzęsły. Chciałem się odezwać, ale gardło miałem wyschnięte. Szybko pstryknięciem palców wyczarowałem szklankę wody i ją opróżniłem. Odchrząknąłem.
- T.. tak?
- Odleciałeś na kilka minut... Znalazł cię? - zapytał zestresowany Jonathan. Przeczesałem włosy dłonią.
- Kontynent - szepnąłem. - A ciebie?
- Tak samo...... Powiedziałeś jego imię?
- Tak - spojrzałem na zegarek - Kurwa... muszę się zbierać do szkoły.
Pod lewitowałem do góry i powoli opuściłem nogi na podłogę.
- Jesteś pewien? Ja się nadal cały trzęsę... Ta moc... czy on zawsze był taki potężny?
Zapadła cisza. Obaj znaliśmy odpowiedź. Gwiazda Wojny... zawsze była potężna. Nie na tyle by mieć własne skrzydła, ale dorównywała naszej. Gwiazda Wojny... najpotężniejsza Gwiazda przez wiarę ludzi.
- Wiesz, że jesteś jedynym, który mu dorównuje siłą? - zapytał John szeptem.
- Nie będzie działać sam -jęknąłem - Powiedział „gromadka kotów"... Nie będzie działać sam...
- Powinieneś zostać w domu... Weź wolne w pracy, przylecę do ciebie i ustalimy co trzeba zrobić.
Ponownie usiadłem na łóżku. To nie był głupi pomysł.
- Ok... czekam u siebie w apartamencie... Idę się umyć więc daj mi jakąś godzinę.
- Jasne - odpowiedział i się rozłączył. Powolnym krokiem udałem się do kuchni i otworzyłem lodówkę. Wyjąłem z niej tartę cytrynową i postawiłem na blacie. Pstryknięciem palców pokroiłem ją na kawałki i wziąłem jeden do ust. Następnie zadzwoniłem do dyrektorki i wmówiłem jej, że złapała mnie grypa żołądkowa i nie jestem w stanie przyjść dzisiaj do szkoły. Od razu powiedziała, że nie ma problemu i, że da mi tygodniowy urlop. Podziękowałem i zjadając 4 kawałem tarty poszedłem do łazienki z jacuzzi. Odkręciłem kran, by nalać wody do wanny z bąbelkami i napisałem do Dipper'a.
„Zrywaj się ze szkoły, mamy kłopoty. Z nikim nie rozmawiaj tylko od razu przyjdź do mnie!"
Odłożyłem telefon obok umywalki i zdjąłem z siebie przepocone ubrania. Skrzydła - ponieważ były za duże i wszystko dookoła niszczyły - miałem schowane pod skórą, przez co całe moje plecy były wrażliwe na dotyk Sosenki, co ten wykorzystywał w każdy piątek po szkole. Uśmiechałem się na widok malinki na moim obojczyku i wszedłem do ciepłej wody. Rozkoszowałem się otaczającą mnie cieczą gdy mój telefon ponownie zadzwonił. Odebrałem go pstryknięciem palców.
- Halo?
- Czy ty się kąpiesz gdy ja zapierdalam do ciebie bez śniadania z powodu twojego sms'a?! Co? .... A tak. Mabel mówi, że lepiej by to było coś poważnego bo nie wybaczy ci tego, że musiała zrezygnować ze spaceru z jej nowym obiektem westchnień... ał! - odezwał się Dipper. Uśmiechnąłem się, ale szybko mina mi zrzedła gdy przed oczami stanął mi powód ich wizyty.
- To jest poważna sprawa - odpowiedziałem - I tak, biorę kąpiel, bo powód na tyle mnie przeraził, że jestem strasznie spięty. Niestety nie mieszkasz ze mną wiec musze sobie poradzić kąpielą w jacuzzi.
Mogłem przysiąc, że Dipper spalił buraka na twarzy, bo usłyszałem chichot Mabel.
- Właśnie dlatego nie chce z tobą mieszkać - warknął - Z obawy o mój tyłek.
Zaśmiałem się.
- Kiedy będziecie?
- Za 10 minut? Wiec lepiej wyłaź z wanny, bo Mabel ci do łazienki wparuje z aparatem.
- Ej! Nie zdradzaj mojego planu! Wiesz jakie hajsy będą z jego zdjęć w szkole? - usłyszałem Mabel.... Czy Gwiazdeczka zarabia na mojej osobie w szkole? Będę musiał zapytać gdy tu przyjdą.
- No ok, ok. Liczyłem na wspólną kąpiel z tobą Sosenko, ale jeżeli grozisz mi Gwiazdeczką...
Dipper westchnął.
- To naprawdę jest coś poważnego czy znów chcesz bym spędził z tobą dzień zrywając się ze szkoły?
- Jonathan też będzie, więc sam sobie odpowiedz na to pytanie Dipper - powiedziałem - Do zobaczenia za 5 minut.
Rozłączyłem się i wyszedłem z wanny. I nici z relaksu! Wysuszyłem się i wyszedłem z wanny idealnie gdy bliźniaki zadzwoniły do drzwi. Otworzyłem je i pierwsze co mnie przywitało to błysk flesza.
- Mabel, uczniowie będą cię pytać skąd masz zdjęcie z mojego domu, a naprawdę nie chce mieć teraz na głowie dramy szkolnej - powiedziałem odbierając jej szybko telefon i kasując zdjęcie. - I proszę nie sprzedawać moich zdjęć w szkole.
- Nie przesadzaj, to są arcydzieła i dzięki temu kupiłam sobie nowy telefon! - pisnęła dumna z siebie. Przewróciłem oczami i wpuściłem ich do środka. Dipper'a złapałem w pasie i namiętnie pocałowałem. Sosenka odwzajemnił pocałunek i już miał musnąć moje plecy gdy złapałem go za dłonie.
- Nie teraz skarbie - uśmiechnąłem się i ucałowałem go w czoło. Chłopak uśmiechnął się lekko i wyprostował.
- To co to za wielkie kłopoty? - zapytał. Zaprowadziłem ich do salonu i usiadłem w powietrzu, zawsze pozwalało mi to zebrać myśli i się skupić.
- Od śmierci Taiyō niektóre Gwiazdy nadal są w żałobie. W większości jej pupilki, które nie mogą pogodzić się z jej śmiercią i... obwiniają mnie o nią.
- Dlaczego? - zapytała Gwiazdeczka - Przecież to nie twoja wina, że Taiyō zwariowała i postanowiła ci pochłonąć. Do tego to Ojciec cie uratował. Nic Taiyō nie zrobiłeś.
Spojrzałem na nią smutno.
- Inni nie biorą tego pod uwagę Gwiazdeczko. Chcą winnego, mają mnie. To tylko kwestia czasu zanim nasz rodzeństwo się tutaj pojawi.
Dipper spojrzał za okno i lekko zmarszczył czoło.
- Ja niby mają cię znaleść... Ziemia nie należy do olbrzymich planet, ale... no jest tutaj dużo ludzi, a my nie rzucamy się w oczy.
Przełknąłem ślinę.
- Namierzył mnie przez naszą więź. Dawno temu byliśmy bardzo blisko siebie... Wszędzie szliśmy razem, dlatego każda wojna kończy się ogromnymi stratami - powiedziałem powoli i sięgnąłem po ostatni kawałek tarty. Mabel podkuliła nogi i westchnęła ciężko.
- To co robimy?
- Bawimy się w „Kotka i myszkę" - powiedział Jonathan, wychodząc z portalu - I zaczynamy od razu, bo mam przeczucie, że już wiedzą gdzie jesteśmy.

________________________________________
Wow... To chyba jeden z dłuższych rozdziałów jakie napisałam :o...
Jak wam się podoba?
No i to chyba wszystko :)
Wasza,
LucyNara...

Zemsta... ||BillDipp||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz