-Cooogadh~ Bracie~ Skrawku mej duszy~ - wołałem w nicość turlając się znudzony w powietrzu. Cholera nie odpowiadała na żadne wołania, a Dippera nijak mogłem namierzyć. W końcu pojawił się mocny kopniak w bok. Zacząłem wirować w drugą stronę aż w końcu się zatrzymałem i wyprostowałem.
-Chyba coś ci się pomyliło - warknęła Gwiazda Wojny patrząc na mnie swoim okiem i pustym oczodołem. - To ty jesteś skrawkiem mojej duszy Samuel'u. Nie na odwrót.
Uśmiechnąłem się perliście i przeciągnąłem.
-To zależy jak na to spojrzysz - zaśmiałem się.
-Nijak na to spojrzysz to TY jesteś skrawkiem MOJEJ duszy. MOJE oko jest teraz w TOBIE. Nie na odwrót! - niemal krzyczał świecąc czerwonym lipiem.
-Oj no wiesz, że tylko się z tobą droczę - powiedziałem zbliżając się o kilka kroków. - Może omówimy to przy herbatce?
Pstryknąłem wyczarowując lewicujący stolik z herbatą i dwa fotele. Cogadh zmrużył oczy i wyprostował się przez co wyglądał bardzo władczo. Nic dziwnego, że nadal przeżywał żałobę po matce. Był bardzo do niej podoby. Przynajmniej do pierwszej wersji, która mnie nienawidziła całym sercem.
-Czy możesz mnie proszę wysłuchać czy dzwonimy po Gwiazdę Sprawiedliwości?
-Nie mieszaj w to Kornelii, ona..
-Czyli przeczuwasz ze mam racje. Nie ja jestem winny śmierci matki - przerwałem mu wpatrując się w niego badawczo. Blondyn zamilkł.
-Gdzie jest Dipper? - spytałem spokojnie. - Wiem, że w tym wymiarze nicości, ale jest to cholernie duże miejsce i łatwo się zgubić więc wiesz, dokładne współrzędne byłyby mile widziane.
-Nic ci nie powiem Trucizno Boga - warknął. Westchnąłem lekko i usiadłem w fotelu.
-Możemy się targować, wiesz? Ale najpierw usiądź.
Cogadh usiadł po turecku w powietrzu.
-Nie masz się czym targować - powiedział swoim spokojnie pustym głosem. Uśmiechnąłem się lekko i zdjąłem opaskę. Już miałem otworzyć oko, gdy przerażony brat skoczył na mnie i zasłonił wachlarzem, który wyczarował, by zasłonić moje oko.
-ZDURNIAŁEŚ DO
RESZTY?! CHCESZ NAS POŁĄCZYĆ?! - wrzasnął. Pozycja w jakiej się znaleźliśmy była komiczna. Fotel zmienił swoje ustawienie o 180 stopni przez co wisieliśmy głowami do nieistniejącego dołu. Ja siedzący w fotelu z jedną ręką wbitą w bok Cogadh'a, a on zawisł w powietrzu zasłaniając mi twarz. Lekka stróżka złotej krwi spłynęła po jego brodzie. Przerażony powoli spojrzałem na brata, który dyszał ciężko po nagłej dawne strachu.
-Przepraszam - szepnąłem nadal w lekkim szoku. - Ja...
-Nie chciałeś. Tak. Słyszałem to kilka miliardów razy - przerwał nie oddalając wachlarza ani na minimetr. Wolną ręką złapał mnie za moją, wbitą w niego i mocno ścisnął.
-Tak samo było z matką czy celowo ją zmiotłeś z powierzchni? - spytał wyrywając mi moja kończynę przy łokciu, a następnie wyjmując ją z siebie. Syknąłem z bólu.
-To nie było konieczne. Mogłem sam ją wyjąć.
Cogadh założył mi z powrotem opaskę i odsunął się. Jego regeneracja zatrzymała się, gdy był zagojony na tyle, by nie krwawić. Nie miał tyle siły. Potrzebował czasu.
-Chociaż jak tak na ciebie patrze to chyba przyda ci się trochę mojej mocy.
-Nic. Ale to absolutnie nic od ciebie nie chce.
-Nawet swojego oka? Wiesz, kiedyś mnie nim uratowałeś. Ale to było dawno, gdy Taiyō zabrała mi skrzydła i wszystko się ze mnie ulatniało. Teraz, gdy mam już swoje skrzydła to go nie potrzebuję. Chociaż bywa czasem pomocne.
Gwiazda Wojny przymrużyła oko i pogrążyła się w myślach. Nim odpowiedział zdołała minąć wystarczająca ilość czasu, bym się zaczął nudzić.
- Co mogę zrobić byś oddał mi Dippera? - zapytałem odczarowując sobie moją rękę.
- Zginąć. Daj mi cię zabić, a obiecuje, że Dipper wróci do swojego wymiaru w trybie natychmiastowym.
- Coś innego.
Cogadh syknął podirytowany i zaczął energicznie się wachlować. Co z nim było nie tak, że nie mógł nic wymyślić? No naprawde. Mój brat się starzeje.
- Może, by ci udowodnić moją niewinność dam ci pogrzebać w mojej głowie - powiedziałem powoli zastanawiając się czy to aby na pewno była dobra propozycja.
- Przy wszystkich? - spytał brat.
Kiwnąłem lekko głową.
- Powiedz to!
- Tak, pozwolę ci grzebać w mojej głowie przy wszystkich Gwiazdach.
Cogadh uśmiechnął się szeroko i zwinął wachlarz następnie wskazując nim w mój tors.
- Zawrzyjmy w takim razie deal.
Zastanowiłem się na chwilę patrząc na iskierki w oku Gwiazdy. Nic złego nie powinno się wydarzyć, poza tym mogę zabezpieczyć wspomnienia nie związane z Taiyō. Wyciągnąłem przed siebie rękę, która stanęła w niebieskich płomieniach.
- Moim warunkiem jest byś natychmiast wypuścił stąd Dipper'a do Gravity Falls. Mam być tego światkiem i już nigdy go nie ruszysz - powiedziałem poważnie. Cogadh szybko złapał za moją rękę tak, że płomień przeszedł także na jego kończynę.
- Moim warunkiem jest to byś pozwolił mi grzebać w swojej głowie przy wszystkich - wypowiedział swój warunek. Spojrzeliśmy sobie w oczy i równocześnie odpowiedzieliśmy:
- Deal.
Dopiero wtedy się zorientowałem jak głupi i nieostrożny byłem.*Dipper*
- CZY TA NICOŚĆ SIĘ GDZIEŚ KOŃCZY?! - wrzasnąłem podirytowany. Byłem wyczerpany. Od zniknięcia Cogadh'a lazłem przed siebie, a sceneria ani trochę się nie zmieniła. Cały czas otaczała mnie czarna nicość. W pewnym momencie poddałem się i usiadłem... czy może zacząłem lewitować jak to Bill ma w zwyczaju.
- Gdzie jesteś durny naciosie gdy cię potrzebuję? - jęknąłem skulając się.
- Tuż za tobą - usłyszałem rozbawiony głos Bill'a. Szybko się odwróciłem, a na widok ukochanego rzuciłem się w jego ramiona ze łzami w oczach.
- Bill!
- No hej Sosenko. Stęskniłeś się? - zapytał głaszcząc mnie po głowie. Spojrzałem na niego z dołu i ucałowałem. Długo i namiętnie jakbyśmy mieli się pocałować po raz ostatni. Bill pogłębił pocałunek i przyciągnął mnie bardziej do swojego ciała.
- Samael'u. Nie zapominasz o czymś? - przerwał nasz moment Cogadh. Wbiłem w niego nienawistny wzrok i już miałem się na niego rzucić pięściami, gdy Bill złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramie.
- No już już spokojnie. Pamiętam o wszystkim bracie, ale najpierw pozwól, że odstawie ukochanego do domu - powiedział jak zawsze rozbawiony Bill. Zacząłem go bić w plecy pięściami.
- O czym znowu mi nie mówisz?! Postaw mnie na ziemi i wyspowiadaj się ze wszystkich swoich sekretów! - krzyknąłem.
- Do zobaczenia Samael'u - powiedziała Gwiazda Wojny i z uśmiechem zniknęła. Bill odetchnął lekko.
- No naprawdę. Kiedyś był o wiele fajniejszym starszym bratem - mruknął pod nosem i postawił mnie przed sobą. Spojrzałem na niego obrażony.
- Co z nim ustaliłeś? - spytałem z zaplecionymi rękoma.
- Powiem ci w domu - powiedział ze zmęczonym uśmiechem i znów mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci nie jest - mruknął w moją szyję. Odwzajemniłem uścisk i schowałem głowę w jego ramieniu.
- Nie daj im mnie uprowadzić - szepnąłem. W odpowiedzi Bill tylko kiwną głową i prze teleportował nas do domu gdzie czekała na nas reszta rodziny. Cała zestresowana i zmartwiona.
- Wróciliśmy - powiedział Bill ponownie zakładając swoją szczęśliwą maskę._______________________
Macie 1066 słów.
Kolejny rozdział. Mam wrażenie, że jest chujowy i cała ta część jakaś beznadziejna jest ....
No ale cóż.
Taka dola autora.
Dawajcie komentarze co sądzicie i tak dalej.
Może jeszcze przed maturami pojawi się kolejny rozdział, ale nie jestem tego taka pewna więc proszę nie pytajcie mnie kiedy next, bo mam na głowie rozszerzoną filozofię i ledwo co wyrabiam ze snem... więc nie wiem kiedy uda mi się kolejny rozdział wysmarować.
Do następnego,
LucyNara
CZYTASZ
Zemsta... ||BillDipp||
FanficCzy policzyliście kiedyś wszystkie gwiazdy na niebie? Nie jesteśmy w stanie... A wszystkie gwiazdy są rodziną, która właśnie straciła matkę. Taiyō mimo odrodzenia z czystą kartą nie jest zaakceptowana przez wszystkich jako nowa Gwiazda Matka. Zwłas...