- Przepraszam panie Andrews, ale policzyłam szalupy i wydaje mi się, że na pokładzie nie ma wystarczającej ich ilości.
- W rzeczywistości, dla połowy. Nic nie ujdzie pani uwadze. Zamierzałem wstawić tu więcej szalup, lecz podniosły się głosy, że zaśmieci to pokład.- mówi spokojnie jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Jestem ciekawa kto jest na tyle mądry by nie zabezpieczyć pasażerów i ich życia.
- Strata miejsca. Ten statek jest niezatapialny.- śmieje się Shawn na co ja jedynie przewracam oczami.
- Tak samo mówiono o General Slocum i co? W tysiąc dziewięćset czwartym roku spłonął, a życie straciło około tysiąca dwustu osób.- mówię patrząc na nich.- Szalup powinno być więcej. Rozpatrzcie to przy kolejnym rejsie.
- Panienka wybaczy ale General Slocum zbudowano z drewna. Titanic to sama stal. Najwyższej jakości!
- Nie zmieni to mojego zdania o ilości szalup.- mówię nie patrząc już na żadnego z nich. Powolnym krokiem kieruję się w stronę restauracji, w której ma odbyć się kolacja.
- Kobieta nie powinna w ten sposób rozmawiać z mężczyznami.- Shawn zatrzymuje mnie i odwraca w swoją stronę.
- Wybacz, ale nie zamierzam się zmieniać bo tobie się nie podoba moje zachowanie. Niedługo zostaniesz moim mężem i powinieneś mnie zaakceptować. Nie jestem jak inne kobiety i nie dam sobą manipulować.- oznajmiam patrząc mu w oczy, ten jedynie mocniej ściska mój nadgarstek, na którym jestem pewna że zostanie ślad.
- Porozmawiamy o tym później.- szepcze przez zaciśnięte zęby widząc zbliżającego się do nas mężczyznę. Cicho prycham na jego słowa po czym wymijam go i szybko wchodzę do środka.
- Dobrze, że już jesteś Camila. Właśnie rozmawiałyśmy o tobie. Panna Brooke tak samo jak ja uważa, że na ślubie powinna dominować biel.- moja matka sztucznie się do mnie uśmiecha i ręką nakazuje bym zajęła miejsce tuż obok niej.
- Lawenda jest odpowiednim kolorem.- przypominam jej.- Zresztą zaproszenia zostały już zamówione. Kolor lawendowy będzie dominował.
- Dlaczego zawsze musisz postawić na swoim?- pyta z wyraźną irytacją w głosie.
- Po prostu nie lubię robić to samo co robi większość.
- Jeśli nie lubisz robić to co większość powinnaś ożenić się z kobietą. Tego nie robi nikt.- mówi rozbawiona. Spoglądam na nią z wyraźnym rozczarowaniem i dziwnym uczuciem siedzącym gdzieś w środku mnie.
- Kolacja została podana. Moje drogie czas zacząć ucztować.- panna Brooke śle mi szczery uśmiech pełen współczucia. Od razu odwracam od niej wzrok i staram się zająć czymś innym. Po chwili dostrzegam małą dziewczynkę, która bez przerwy upominana jest przez matkę siedzącą tuż obok niej. Patrząc na nią widzę siebie, tak samo jak ona w dzieciństwie przechodziłam katorgi by jak to mi mówiono "być w życiu kimś". Tortury nie wniosły niczego dobrego do mojego życia. Za kilka tygodni wychodzę za mąż by nie wylądować z matką pod mostem. Oddaję serce pieniądzom, których szczerze nienawidzę. To one są źródłem wszystkich nieszczęście jakie mnie spotykają.
Wydaję mi się, że stoję nad przepaścią, nikogo nie obchodzę i pomimo iż otaczają mnie ludzie jestem sama. Codziennie te same twarze, wąska grupa towarzystwa irytująca nawet sposobem bycia.
Lauren's POV
Aktualnie siedzę sama i wpatruję się w gwiazdy, które tej nocy są wyjątkowo piękne. Nagle do moich uszu dobiega stukot obcasów. Podnoszę się niemal natychmiast i próbuję namierzyć źródło dźwięku. Widząc dziewczynę wspinającą się po poręczy od razu wstaję i szybkim krokiem zaczynam kierować się w jej kierunku.