14 kwietnia, 1912
Nie mogę przestać myśleć o Lauren i o zabawie na dolnym pokładzie. Trudno mi zapomnieć jej pięknych, zielonych oczu i pulchnych, różowych ust. Nie mam pojęcia dlaczego myślę akurat o nich. Muszę jak najszybciej pozbyć się jej z głowy. Moja matka ma rację. Nie mogę dłużej widywać się z Lauren, jeśli chcę wyjść za Shawna.
- Camila, pan Andrews zaprosił nas na spacer po pokładzie, jesteś gotowa by dołączyć do nas teraz?- w mojej kajucie pojawia się moja matka z uśmiechem na twarzy.
- Chyba tak.- stwierdzam zamykając notatnik i chowając go do jednej z szuflad małej komody znajdującej się przy łóżku.
- Przemyślałaś wszystko?- pyta kiedy obie kierujemy się na pokład, na którym już czekają na nas.
- Tak..- mówię obojętnym tonem nawet na nią nie patrząc.
- Kiedyś mi podziękujesz.- stwierdza zanim ogromne drzwi zostają przed nami otwarte.
Witam się grzecznie z panem Andrewsem i ze swoim narzeczonym po czym już w ciszy towarzyszę im na spacerze. Nie mam najmniejszej ochoty wdawać się z nimi w jakiekolwiek konwersacje. Wybuch Shawna kompletnie odebrał mi chęci do życia.
Nagle czuję kogoś dłoń na ramieniu na co prawie natychmiast się odwracam by sprawdzić do kogo należy.
- Co Ty tu robisz..?- pytam cicho by nikt z idących z przodu mnie nie usłyszał. Kobieta nie odpowiada mi tylko ciągnie mnie za nadgarstek w bok, otwiera drewniane drzwi i wchodzi do środka. - Co Ty wyprawiasz?- mówię już głośniej wiedząc, że teraz już nikt nie może mnie usłyszeć.
- Chciałam z tobą porozmawiać, rano uniemożliwiono mi to więc znalazłam Cię i..
- Nie wydaję mi się byśmy miały o czym rozmawiać.- mówię przybierając obojętny wyraz twarzy.
- Camila słyszysz się? Chcę Ci tylko pomóc?
- Ty..?- kpię odsuwając się od niej.- Jak Ty możesz mi pomóc?- pytam drwiącym tonem nie mając odwagi by spojrzeć w jej piękne oczy.
- Masz rację, tylko Ty możesz sobie pomóc. To do ciebie należy ostatnie słowo i to czy pozwolisz zniszczyć swoje życie i... wyjdziesz za niego.. wybór należy do ciebie. Ja nie mogę podjąć go za ciebie ale mogę pomóc Ci otworzyć oczy.. B- bo, bo zależy mi na twoim szczęściu..- drżącą dłonią dotyka mojego policzka.- Nigdy nie zależało mi na nikim tak jak na tobie Camila.
- Dam sobie radę.- mówię cicho, nie patrząc w jej zielone oczy bo wiem, że są one moją zgubą.- Wychodzę za mąż Lauren. Jestem zaręczona.- pokazuję jej pierścionek, który mam na palcu by ta w końcu zrozumiała.
- Zaangażowałam się.- szepcze a moje serce rozpływa się na ton jakiego użyła. - Nie jesteś aniołkiem Camila, ale mimo to jesteś najcudowniejszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałam.
- Lauren ja...
- Daj mi skończyć.- przerywa mi i łapie za mój nadgarstek przyciągając tym samym do siebie jeszcze bardziej.- Jesteś niezwykła, nie jestem idiotką, znam świat. Mam kilka dolarów w kieszeni i wiem, wiem że nie mogę Ci wiele dać, ale Camila naprawdę się zaangażowałam. Ty skaczesz, ja skaczę, pamiętasz? Nie mogę odejść nie wiedząc czy dasz sobie radę.- po usłyszeniu tych słów automatycznie w moich oczach pojawiają się łzy i wiem, że to nie uszło jej uwadze.
- Daję sobie radę. Będzie dobrze. Naprawdę.
- Nie wydaję mi się, trzymają Cię w pułapce jeśli się nie uwolnisz umrzesz. Może nie od razu bo jesteś silna ale w końcu ten ogień, który mnie zauroczył się wypali.
- Ty mnie nie ocalisz.
- Masz rację tylko ty możesz tego dokonać.
- Wracam, zostaw mnie w spokoju.- kobieta na moje słowa odsuwa się ode mnie i pozwala mi odejść, na drżących nogach kieruję się w stronę Shawna i matki, którzy wpatrzeni są ocean.
Resztkami sił udaję przy nich, że nic przed chwilą się nie wydarzyło a ja mam się świetnie. Chociaż i tak są tak zapatrzeni w siebie by zauważyć w jakim stanie jestem. Rozmowa z Lauren wyczerpała mnie z sił jakie w ogóle zdążyłam zgromadzić.
Dlaczego nigdy nic nie idzie tak jak powinno?
Dlaczego nie mogę z nią być?______
Lauren's POV
Wiedziałam, że nie mam szans u Camili a jednak spróbowałam, i teraz wracam na dolny pokład nie wiedząc do końca co mam ze sobą zrobić. Naprawdę się zaangażowałam i wiem, stało się to w dość krótkim czasie, ale ja nigdy nie spotkałam w swoim życiu drugiej takiej kobiety. Camila jest wyjątkowa.
- Skąd taka posępna mina?- łokciem szturcha mnie Normani, która nawet nie wiem skąd się tu wzięła, nie widziałam jej wcześniej.
- Wydaje Ci się.- próbuję robić dobrą minę do złej gry.
- Chodzi o nią, tak?- zamykam na chwilę oczy zdając sobie sprawę z tego kogo na myśli ma kobieta.- Czasami warto odpuścić.
- To właśnie zrobiłam. Szanuję jej zdanie i pomimo uczucia jakim ją darzę pozwoliłam jej wybrać. Usunęłam się z drogi do jej szczęścia.
- Obie wiemy, że z nim nie zazna go.
- To tylko domysły, gdyby cokolwiek czuła do mnie.. chociaż nie, przecież nie mogę jej nic dać. Podjęła słuszną decyzję. Będzie szczęśliwa.- brzmię pewnie choć wcale taka nie jestem.
_____
Camila's POV
Po spacerze razem z matką wybrałam się do restauracji, oczywiście towarzyszy nam panna Brooke, która stara się od kilku minut zagadać do mnie. Jednak ja czuję się na tyle źle, że jedyne na co mnie stać to słaby uśmiech skierowany w jej stronę.
Mam siedemnaście lat i muszę podjąć decyzję, która zadecyduje o moim dalszym życiu.
To niedorzeczne..
Spoglądam ukradkiem w stronę małej dziewczynki, dokładnie tej samej na którą patrzyłam parę dni temu. Sytuacja wygląda dziś prawie identycznie co jest nieco komiczne. Nie wiem dlaczego, ale w tej małej istocie widzę siebie. Lauren miała rację, jestem zamknięta w pułapce z której pomimo wielu prób nie umiem się uwolnić. To jak zostałam osaczona z każdej strony przyprawia mnie o lekki zawrót głowy, wiem że z każdym kolejnym dniem trudniej jest mi zrobić krok w stronę lepszego.
Może los chciał bym spotkała Lauren.
Może to właśnie ona jest moim ratunkiem?- Matko, panno Brooke pozwolicie, że udam się do swojej kajuty. Czuję się nad wyraz zmęczona.- mówię nie patrząc żadnej w oczy, bo wiem że któraś na pewno wykryłaby moje kłamstwo. Nie czekając na odpowiedź szybkim krokiem kieruję się w stronę wyjścia.
Muszę wszystko naprawić....
~*~