castles in the snow

235 38 3
                                    

01.12.93

Minęło parę dni od ostatniej akcji. W tym czasie Trevor zdążył dostać swoją zapłatę i również roztrwonił ją w rozsądny sposób - zostawiając większość sumy w różnych barach, klubach i innych tego typu przybytkach, a także w kieszeniach swoich sprawdzonych dilerów. Także powrócił już do swojego niewielkiego mieszkania w North Yankton, w którym mieszkał już od dłuższego czasu. Mimo, że nie było to najpiękniejsze miejsce do mieszkania, wynajem nie był drogi, to jednak kosztował i Philips obawiał się, że niedługo skończy pod mostem.

Pieniądze na potrzeby codziennego życia kurczyły się z każdym dniem coraz bardziej, przez co mężczyzna był zmuszony szukać jakiegoś sposobu na szybki zastrzyk gotówki.
Brunet po dłuższym rozmyślaniu nad swoją sytuacją postanowił chwycić się ostatecznej opcji i zadzwonić do Lestera, który prawdopodobnie pomoże mu pozbyć się problemu. Nie posiadał w domu żadnego telefonu, gdyż na standardy jego życia był to towar dla bogaczy. Musiał znaleźć jakąś budkę telefoniczną, która będzie spełniała swoją funkcję i będzie wyposażona w działającą słuchawkę.

Trevor zgarnął portfel i klucze od auta z niewielkiej komody znajdującej się w wąskim przedpokoju mieszkania, po czym ubrał kurtkę, od razu podnosząc jej kołnierz, i buty, by za chwilę być gotowym do wyjścia. Jego szczęście pozwoliło mu zdać jeszcze w liceum prawo jazdy, a kilka lat później kupić samochód, gdyż pogoda nie była sprzyjająca dla spaceru. Śnieg sypał grubymi płatkami i natychmiastowo osiadał na każdej powierzchni, a ponadto temperatura była grubo poniżej zera, tym samym czyniąc z chodnika czy jezdni istne lodowisko. Trevor jako Kanadyjczyk lubił zimę i to nawet bardzo, lecz nie był w humorze, by cieszyć się urokami tej pory roku.

W ciągu paru minut dotarł do auta, a kilka chwil i przekleństw z powodu zamarzniętych drzwi później udało mu się wyjechać na drogę. Pomimo tego, że było dopiero południe, niewiele samochodów i przechodniów minął. Najwidoczniej nie każdy był takim desperatem jak on, by w taką pogodę gdziekolwiek się wybierać. Brunet uważnie rozglądał się po ulicach i szukał jakiejś wolnej budki telefonicznej, ale z tyłu głowy wiedział, że chociaż jedną sprawną znajdzie przed budynkiem banku.
Gdy znalazł się przed wcześniej wspomnianą instytucją, bacznie się rozejrzał, czy przypadkiem ktoś nie ma zamiaru go podsłuchać. Ulica tak czy inaczej była pusta, aczkolwiek gdyby się nie upewnił, nie mógłby na spokojnie przystąpić do rozmowy.
Chociaż i tak nie zapowiadało się, że zachowa spokój. Nie wiedział za co przeżyje następny tydzień, przez co był zmuszony po raz kolejny łamać prawo, a to zapowiadało niezbyt przyjemną wymianę zdań, nawet z tak rzeczowym i całkiem sympatycznym człowiekiem, jakim był Lester Crest.

Philips wrzucił parę monet do otworu, który był umieszczony tuż przy klawiszach numerycznych telefonu, po czym szybko wpisał numer mężczyzny, jego ostatniej nadziei.

- Jeżeli pracujesz dla tajniaków to radzę ci się rozłączyć, bo tylko tracisz czas!

- Lester, uspokój się. Z tej strony Trevor - odpowiedział mężczyzna, z trudem powstrzymując śmiech.

- Czego chcesz? - Crest najwidoczniej nie był przygotowany na kolejny telefon od niego, lecz brunet po jego głosie mógł wywnioskować, że jest gotowy kontynuować ich współpracę. Przecież on z tego nie wychodził z pustymi rękoma.

- Nie będę owijał cię w bawełnę i powiem wprost - potrzebuję kasy jak cholera. Masz może coś niegłupiego do roboty? - zapytał Trevor, nie kryjąc nadziei na pozytywną odpowiedź mężczyzny. W słuchawce przez chwilę odbijał się dźwięk przerzucanych kartek, spadającego długopisu i głośnego westchnięcia Lestera.

- Niestety nie. Ten Meksykanin od broni, u którego ostatnio robiłeś, dzwoni do mnie co miesiąc i daje świeże zlecenia, ale od kilku dni nic się nie odzywa - odrzekł Crest, przez co Philips cicho jęknął. Prawdopodobnie sam będzie musiał pójść na żywioł i okradać sklepy na potęgę, lecz z takim przedmiotem jak narkotyki nie miał takiej możliwości. - Jeśli chcesz, mogę ci jeszcze wieczorem kogoś podesłać do domu i może wy coś wspólnie wymyślicie. Ja nie mam pomysłów.

- Zrób tak. Dzięki za wszystko - pożegnał się Philips i ruszył do samochodu.

Droga powrotna do domu nigdy nie była dla niego tak ciężka, jak wtedy. Jego portfel był niemalże pusty, w skromnej lodówce mógł znaleźć jakieś resztki alkoholu i lód, a w kieszeni tkwiły mu puste torebeczki po amfetaminie i paczka z trzema papierosami. Był i czuł się jak w dupie. Był w takim humorze, że gdyby teraz wyjechała mu przed maskę ciężarówka, nawet by się nie przejął.

Otworzył mieszkanie i jak burza do niego wparował. Zdjął z siebie kurtkę, buty zrzucił gdzieś w kącie, a zaraz potem runął twarzą na nieposłane łóżko. W zasadzie to spostrzegł, że jeszcze nigdy tu nie sprzątał, ale zawsze znajdował się w takim stanie, który nieporządek wokół niego traktował jako część jego samego. Tylko zapach unoszący się w pokoju działał mu na nerwy, więc co jakiś czas wywietrzał całe mieszkanie. Wtedy było mu wszystko obojętne, nawet to, że w jego pokoju śmierdziało jak w najgorszym zaułku w najgorszej kamienicy w mieście. Jakby znalazł w sobie trochę siły i samozaparcia to by tu posprzątał, lecz to by zrujnowało jego przestrzeń osobistą, a poza tym czuł się na tyle bezwartościowy, że stwierdził, że nawet tego nie potrafi.

Z jego bardzo przygnębiających myśli wyrwał go dźwięk pukania do drzwi. Nie myślał, że ten znajomy Lestera przyjdzie tak szybko albo to on nie zarejestrował upływu czasu. Podszedł do drzwi i uchylił je, by zobaczyć, kto przyszedł. Widok znanej mu twarzy pozbawił go na chwilę tchu. Nie spodziewał się, że zobaczy tego mężczyznę ponownie.

- Wpuścisz mnie? - zapytał Michael, uśmiechając się szeroko. Na jego kurtce, czapce i rzęsach tkwił śnieg, a on sam był przemarznięty do kości, lecz fakt, iż znów może zobaczyć Trevora, zupełnie wyłączył w nim odczucia fizyczne.

you little prick || trikey Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz