26.12.93
- Kurwa, Trevor! - krzyknął szatyn zanim zerwał się do ucieczki wraz z poganiającym go Philipsem.
W gonitwę za nimi podążyło dwóch rosłych mężczyzn, którzy widocznie za wszelką cenę chcieli ich złapać i załatwić w nieco brutalny sposób niedokończoną sprawę powstałą kilka chwil temu.
Trev przez ciągle cieknącą krew z rozciętego łuku brwiowego miał mocno ograniczoną widoczność, aczkolwiek instynkt powstały przy ciągłym uciekaniu, nie tylko przed życiowymi obowiązkami, prowadził go na tyle dobrze, że trafiał wyłącznie na zawiłe boczne uliczki i wąskie przejścia, przez które ciężko było przebiec gładko dorosłemu, muskularnemu mężczyźnie. Michael miał to szczęście, że nie był aż tak wielki jak ci, co za nim biegli, a to jedynie ułatwiało mu tę całą ucieczkę.
Tajemniczy mężczyźni ze wściekłością zrezygnowali z dalszej pogoni za delikwentami, gdy po raz kolejny napotkali wysoką ścianę ślepego zaułku. Uciekinierzy dopiero po dłuższej chwili zorientowali się, że zagrożenie już minęło i mogli w końcu zatrzymać się, by nieco ochłonąć.
- Do jasnej kurwy, co to miało być?! - wysapał starszy, opierając plecy o ścianę jakiegoś budynku.
- Sukinsyny chciały mnie okraść! Myślałem, że skoro są nowi w mieście to jeszcze będą się przy sobie trzymać, a jednak się myliłem. Jak ja kurwa nienawidzę Latynosów! - wykrzyczał Trevor, chodząc w tę i z powrotem przed szatynem.
Adrenalina wciąż w nim buzowała, przez co nie był w stanie choćby na chwilę przystanąć i odpocząć po szalonym biegu o utrzymanie swojego życia.
- Nie mogłeś tego załatwić jak człowiek, a nie od razu zacząłeś bić? - Townley spojrzał ze zrezygnowaniem na marnie wyglądającą postać bruneta. Twarz mężczyzny była przykryta przysychającą krwią, chociaż ta z niektórych ran wciąż się sączyła, a z jego ubrań pozostało kilka porozdzieranych skrawków. Obraz, jaki reprezentował, był co najmniej przykry, a to ani trochę nie pocieszało Michaela.
- Miałem się dać tak zwyczajnie ojebać?! Ciesz się, że ciebie nie zawołałem, bo i ty byś wyglądał tak pięknie jak ja.
Mikey zaśmiał się w odpowiedzi, co jeszcze mocniej zadziałało na nerwy bruneta. Przez całe to zamieszanie z nowymi handlarzami w mieście mężczyzna pozostał chwilowo bez towaru, a to oznaczało nadejście bardzo złego czasu dla niego. Mimo że mówił sobie, że bierze tylko dla przyjemności, to jednak jego organizm zdążył już uzależnić się od tych wszystkich substancji, powodując to, iż nie mógł wytrzymać dnia bez żażycia narkotyku. W takich wypadkach, gdy nie mógł zdobyć chociażby najmniejszej porcji amfetaminy, stawał się nad wyraz agresywny, co nigdy nie wiązało się z przyjemnymi skutkami.
- Tak cię to bawi, huh?! - zapytał Trevor z wyraźną nutą grozy w głosie.
Townley był zupełnie nieprzejęty zachowaniem młodszego mężczyzny i spokojnie do niego podszedł, by chwycić go pod łokciem i bez ociągania zabrać go w drogę powrotną do domu. Szatyn miał za kilka godzin wracać do swojego miasta, a wolał ten pozostały czas tutaj wykorzystać trochę inaczej niż na szarpaniu się z Philipsem pośród zimna i pustych dróg.
- Uspokój się, bo inaczej będzie źle.
Trevor puścił słowa starszego mimo uszu i wręcz natychmiastowo wyrwał się z jego uchwytu, lecz zanim udało mu się wykonać jakikolwiek ruch, szatyn zdodał go złapać w taki sposób, aby młodszy miał umożliwione poruszanie tylko nogami. Michael w odpowiedzi na liczne przekleństwa wypływające z ust bruneta reagował coraz większym uśmiechem, a gdy w połowie drogi powrotnej młodszemu mężczyźnie udało się w jakiś sposób wbić palce w żebra Townley'a, by choć trochę oswobodził swój uścisk, ten jedynie go zwiększył, odbierając Philipsowi po części możliwość oddychania.
CZYTASZ
you little prick || trikey
Hayran Kurguczasy north yankton, początki znajomości dwóch protagonistów gry Grand Theft Auto 5, wątek miłosny. tzw. pierwsze poważne i opublikowane przeze mnie opowiadanie. należy też wspomnieć o tym, że jest to fanfiction, niektóre fakty mogą nie zgadzać się...