25.12.93
Okres świąt dla większości ludzi na świecie był czymś wiążącym się z przyjemnością i rodzinną atmosferą. Nastrój, jaki tworzyły wszelkiego rodzaju świąteczne ozdoby i postacie doprawiał to wszystko wyjątkowością i niezwykłym urokiem, który kochały i dzieci, i dorośli.
Trevor wraz z Michaelem jednak należeli do tej mniejszości, która nie przepadała za świętami. Sam fakt, że dwudziesty piąty grudnia nastał, doprowadzał ich do niewymiernej złości, a tę skutecznie pobudzały wszechobecne kolorowe lampki i sztuczne figurki Świętego Mikołaja. Podczas trwania świąt, obaj wyłączali się z życia społecznego i zajmowali się czymś, co nie ma związku z kalendarzową datą.
Townley raz po razie wciskał przyciski pilota w poszukiwaniu jakiegokolwiek programu, który nie puszczał świątecznych audycji czy filmów, a gdy zbrakło mu do tego psychicznych sił, z irytacją wyłączył telewizor. Brunet, nie zwracając uwagi na poczynania Mikey'a, przerzucał strony komiksu, który znalazł w jakimś kącie. Był w pozycji leżącej, a jako że kanapa znajdująca się pod nim była dość mała to był zmuszony do położenia nóg na nogach szatyna, lecz to akurat mu nie przeszkadzało.
W pewnym momencie młodszy poczuł, że Michael chwycił jego nogi, po czym zaczął je miarowo uciskać i ugniatać. Brunet ze zdziwieniem wyjrzał zza gazety, by ujrzeć, że starszy zabrał się do masażu jego kończyn z pełną determinacją, gdyż skupienie ściągnęło mu twarz w zupełnie poważną minę.
- Popierdoliło cię? - zapytał ze śmiechem Trevor.
- Nudzi mi się jak cholera, a ty w ogóle się mną nie interesujesz, to chociaż cię pomasuję, żeby nie rozpierdolić sobie zaraz czaszki - odparł szatyn, nie przerywając swojego zajęcia, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Poczytaj coś albo gdzieś wyjdź i to najlepiej szybko, bo mi zaraz rozgnieciesz mięśnie na papkę. - Townley po usłyszeniu tego od razu zabrał dłonie z łydek mężczyzny. Dopiero po chwili ujrzał grymas bólu na twarzy bruneta.
- Przepraszam - mruknął ze skruchą Michael.
- To nie wystarczy. Jako zadośćuczynienie masz mnie zabrać do pubu i to ty stawiasz. - Philips spojrzał wyczekująco na starszego mężczyznę. Ten bez namysłu zaakceptował życzenie młodszego.
Delikatny śnieg nieustannie przyprószał drogi i ulice miasteczka, gdy mężczyźni wyszli na zewnątrz. Temperatura z dnia na dzień spadała coraz niżej, co można było odczuć natychmiastowo po opuszczeniu ciepłego miejsca. Pub, do którego zamierzali pójść, znajdował się dość daleko od bloku Trevora, co nie było zbyt miłym faktem, ale nie mogli wziąć samochodu z czysto logicznego powodu. Szli w miejsce, gdzie alkohol lał się strumieniami, a jazda pod jego wpływem nie była najmądrzejszym pomysłem. Gdyby zostawili auto na noc na parkingu przy budynku, prawdopodobnie na następny dzień nie znaleźliby w nim radia, kierownicy i wielu innych rzeczy, więc woleli przedrzeć się przez mróz i śnieg niż tam po prostu pojechać.
Trevor był w trakcie lepienia ogromnej śnieżki, gdy starszy nagle stanął przed jedną z sklepowych wystaw.
- Ty lubisz komiksy, co nie? - zapytał Michael, jeżdżąc wzrokiem po wystawionych na widok zabawkach. Gdy odnalazł tą właściwą, ukradkiem poszukiwał zabezpieczeń antywłamaniowych i kamer.
- Nie przepadam, ale czasami poczytam - odpowiedział ze zdziwieniem brunet. - Co ty planujesz?
- Zaraz polubisz komiksy. - Starszy mężczyzna zwinnym ruchem łokcia wybił szybę wystawy i zgarnął z niej figurkę komiksowej postaci.
Trevor stał przez chwilę zszokowany prędkością zdarzenia, ale mocne szarpnięcie wybudzili go z tego stanu, od razu pobudzając go do ucieczki. Pomimo tego, że na ulicy nie było ani jednej żywej duszy, mężczyźni biegli ile sił w nogach, zostawiając wyjący sklepowy alarm za sobą.
Michael był pierwszym, który się zatrzymał. Udało im się wybiec daleko za miasto, gdyż byli dokładnie na polach otaczających zabudowy, które teraz mieniły się słabą poświatą za ich plecami. Philips stanął koło szatyna i oparł dłonie o kolana, by móc uspokoić oddech.
- Czy ty przypadkiem nie podjebałeś mi prochów? - wysapał młodszy, gdy jego płuca otrzymały wystarczającą ilość powietrza. Townley akurat nie miał problemu z uspokojeniem oddechu, bo takie dystanse jeszcze niedawno niemalże codziennie zaliczał, więc stał wyprostowany i zadowolony z siebie.
- Nigdy nie wziąłbym czegoś, co ty bierzesz. - Mężczyzna wyciągnął lekko zakrwawioną rękę z figurką w stronę Trevora. - Trzymaj. Wesołych świąt.
- To musisz jarać naszprycowane fajki, bo cię dzisiaj nie poznaję - rzekł brunet i wziął zabawkę, dziękując za nią krótkim skinieniem głowy.
- Sam jesteś naszprycowany, mi się po prostu nudzi.
Trev, wciąż mając w sobie trochę adrenaliny po ucieczce, kątem oka spojrzał na starszego, zanim z podłym uśmieszkiem upuścił figurkę i rzucił się na jego postać, bez większej trudności ją przewracając. Młodszy co prawda był drobniejszy od Michaela, lecz to nie oznaczało, że jest słaby, co właśnie udowodnił, wgniatając mężczyznę w leżący pod nim śnieg. Starał się wsunąć pod kurtkę starszego jak najwięcej mokrego białego puchu, co z łatwością mu się udawało za pomocą zwinnych i szybkich palców. Townley próbował wyszarpać spod ciała Trevora, aczkolwiek upór bruneta był na tyle duży, że stało się to niemożliwe, więc postanowił go wykiwać, chwytając go nagle za kark i przyciągając jego głowę do siebie. Wgryzł się agresywnie w wargi Philipsa i przekornie delikatnie wplótł palce między jego włosy, aby za chwilę móc zmienić pozycję tak, by to teraz młodszy był pod nim. Ten wydawał się być tym faktem w ogóle nieprzejęty, gdyż z zaangażowaniem oddawał pocałunki i pozwalał, aby starszy w rewanżu wciskał mu śnieg za kołnierz kurtki.
- A może to jednak ty coś brałeś? - zapytał Mikey, gdy brunet odsunął się od niego.
- A weźże się pierdol. Idziemy do tego pubu? - odpowiedział Trev z uśmiechem. Starszy mężczyzna ze śmiechem podniósł się z ziemi, po czym pomógł zrobić to samo Philipsowi, który z wdzięcznością chwycił wyciągniętą w jego stronę rękę.
Po otrzepaniu ubrań z resztek śniegu i wody, podjęli marsz powrotny, tym razem już kierując się w stronę wcześniej ustalonego miejsca. Budynek pubu znajdował się paręset metrów za główną częścią miasta, przez co stał sam pośrodku pustkowia, lecz to nie zniechęcało gości do odwiedzania tego przybytku. Mężczyźni w ciszy przemierzali kolejne metry pól, jedynie od czasu do czasu sięgając do kieszeni, by wyciągnąć papierosy.
- Wiesz, jutro muszę wracać do siebie - powiedział nagle Michael. Trev spojrzał na niego z przygnębioną miną, gdyż nie spodziewał się, że tak szybko to nastąpi.
- Dlaczego? - Brunet tylko to zdołał z siebie wydobyć.
- Kumpel, z którym mieszkam, chce się wyprowadzić, a to wiąże się z tym, że ja też muszę, bo nie utrzymałbym tej chaty sam.
Philips pokiwał głową na znak zrozumienia. Chciał zaproponować mężczyźnie, by zamieszkał z nim albo chociaż znalazł jakieś mieszkanie w pobliżu niego, ale obawiał się, że ani w jednym, ani w drugim przypadku ten się nie zgodzi.
- Kolega z liceum chce mi wynająć pokój w jego domu, więc mam gdzie spać, póki co. - Starszy zatrzymał się tuż koło budynku pubu, z którego było słychać stłumiony hałas przebywających w nim ludzi i szmer muzyki. Brunet stanął koło niego i nieśmiało chwycił jego dłoń.
- Nie chcę, żebyś odjeżdżał - mruknął młodszy, po czym delikatnie musnął ustami wierzch dłoni szatyna w miejscu, gdzie znajdowało się najgłębsze przecięcie po zbitym szkle z wystawy. Starszy mężczyzna w odpowiedzi jedynie cmoknął czoło Trevora, gdy ten opadł głową na jego ramię.
W mało pogodnym nastroju weszli do pubu, gdzie już od samego wejścia można było wyczuć intensywny zapach alkoholu, a z głośników wydobywała się świąteczna muzyka.
-
trochę krótko, ale planuję dodać coś jeszcze w najbliższym tygodniu, więc nie jest źle. standardowo - przepraszam za nieobecność.
o, i jeszcze chcę baaardzo podziękować za ponad 500 wyświetleń! ❤️
CZYTASZ
you little prick || trikey
Fanfictionczasy north yankton, początki znajomości dwóch protagonistów gry Grand Theft Auto 5, wątek miłosny. tzw. pierwsze poważne i opublikowane przeze mnie opowiadanie. należy też wspomnieć o tym, że jest to fanfiction, niektóre fakty mogą nie zgadzać się...