murder on my mind

299 28 13
                                    

31.12.93/01.01.94

Trevor po raz kolejny z niezadowoleniem podszedł do lustra, by przyjrzeć się swojemu odbiciu i niemalże natychmiastowo zrezygnował z wyjścia w wybranym zestawie. Ciemnobrązowa koszula, którą nałożył, smętnie zwisała z jego ramion, a nawet wsunięcie jej w spodnie nie uratowało sytuacji. Mężczyzna ze stłumionym warknięciem zerwał ją z siebie i porzucił w przypadkowym kącie mieszkania.

Od kilkudziesięciu minut walczył z własnym poczuciem stylu oraz z zawartością swojej szafy i wcześniej zszargane nerwy ponownie dały o sobie znać, gdy odrzucał następne zestawy ubrań, które mógłby przywdziać na zbliżającą się nieubłaganie imprezę końcoworoczną organizowaną przez Lestera Cresta. Mimo że wiedział, iż nie ma sensu stroić się nie wiadomo jak, bo towarzystwo raczej nie przykułoby do tego uwagi w żaden sposób, lecz coś w jego głowie mu podpowiadało, że chociaż powinien wyglądać nieco bardziej schludnie niż zwykle to bywa.

Przez uchylone okno Philips usłyszał parkujący samochód i dopiero po chwili domyślił się, że jest to jego tymczasowy kierowca. Ze zrezygnowaniem i w zupełnej ostateczności wyciągnął z samego dna komody bardzo starą szarą koszulkę z logo przypadkowego zespołu, a na nią narzucił krótką czarną kurtkę. Ze spodniami nie miał żadnej trudności, gdyż od początku planował założyć swoje ulubione ciemne obcisłe dżinsy, które dodatkowo spiął paskiem.

Mężczyzna nie był w stanie już znieść kolejnego spotkania ze swoim odbiciem, więc pominął ten element przygotowania i zabrał się za nakładanie butów. Z korytarza słyszał ciężkie kroki wchodzącego po schodach Michaela, także wolał nie zwlekać, bo doskonale wiedział, że starszy będzie nieźle wkurzony, jeżeli zobaczy go jeszcze nieprzygotowanego do wyjścia.

Było mu głupio, że był zmuszony poprosić właśnie szatyna, by ten zawiózł go do Lestera. Jednego względnie zwykłego popołudnia, gdy potrzebował pojechać do okolicznego miasta, zastał swoje auto zupełnie zdemolowane i okradzione. Nie czuł potrzeby zgłaszać tego na policję, gdyż podejrzewał, kto mógł go tak urządzić. Z bólem serca musiał oddać samochód do mechanika, który jednoznacznie stwierdził, iż nie warto wkładać w tę zlepkę metalu jakiejkolwiek kwoty i z zupełnie połamanym sercem oddał auto na złom. Jedynym szczęściem, które wyniknęło z tej sytuacji, był właśnie fakt, że Townley zgodził się go zawieźć na sylwestrową imprezę. Niemniej jednak czuł się z tym źle, gdyż szatyn miał do niego dalej niż do Cresta i specjalnie dla niego marnuje paliwo i swoją energię.

- Gotowy? - zapytał Michael, bez pukania przekraczając próg mieszkania Philipsa.

Brunet jeszcze postanowił związać włosy w byle jakiego koka i zanim w ogóle spojrzał na starszego, szybko przeszedł do głównego pokoju i wyciągnął spod kanapy pistolet, który sprawnie wsunął za spodnie. Skonsternowany Townley, nie otrzymując jakiegokolwiek przywitania, podążył za młodszym i zdołał uchwycić moment, jak ten chowa broń.

- Po co ci ona?

- Wystarczy, że straciłem samochód, nie chcę stracić niczego innego. - Trevor wreszcie spojrzał na mężczyznę. - Ostatnio bez niej nie wychodzę z domu.

- Nie myśl o tym. Skurwysyn prędzej czy później dostanie za swoje - odparł szatyn, umiejętnie kryjąc zmartwienie, które w nim nagle urosło.

Nie spodziewał się, że Philips mógłby obawiać się wyjść z domu i przejmować się stratą materialnej rzeczy. Jednakże bardzo się mylił, gdyż zaraz rysy twarzy bruneta mocno się wyostrzyły, tworząc grymas gniewu.

- Kurwa, Mikey, to było moje auto! Pierwsze, które kupiłem i to za ciężko zarobione pieniądze! - warknął młodszy. - Nie wiesz, jaka to jest strata i nawet mi nie mów, że mam o tym nie myśleć.

you little prick || trikey Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz