goodbye horses

344 36 28
                                    

05.12.93

Michaelowi dosyć szybko udało się zadomowić u Trevora. Tylko przez chwilę czuł się nieco nieswojo, ale przez to, że młodszy dał mu wyraźnie odczuć, że naprawdę może czuć się jak u siebie, był o wiele spokojniejszy. Obaj nie dbali o porządek, zrzucali swoje rzeczy w przypadkowych miejscach i jedli wszystko, co nie zaliczało się do kategorii zdrowej i przygotowanej w domu żywności. Czuł się zupełnie tak, jakby przeniósł swój dom w miejsce mieszkania młodszego. Mężczyzna co prawda miał problem z rozeznaniem w mieście, lecz po kilku podróżach w tę i z powrotem zapamiętał podstawowe kierunki, w których mógł znaleźć sklepy z najpotrzebniejszymi artykułami codziennego użytku. Przez to, że brunet niezbyt miał pieniądze na życie, starszy z czystej przyzwoitości postanowił mu w tej kwestii pomóc, chociaż to sprawiało, że Philipsa oblewał wstyd za każdym razem, gdy mężczyzna znosił do domu torby pełne jedzenia i zostawiał na stole banknoty. Mikey czuł wewnątrz, że nawet to był jego obowiązek, bo w końcu spał w mieszkaniu młodszego i zużywał prąd oraz wodę, za którą to Trevor płacił. Robił to, co było według niego słuszne, a Philips nie chciał się przyznać, że jest mu wyraźnie lżej z pomocą starszego i był mu za to bardzo wdzięczny.

W kwestii planowanego rabunku nie poczynili zbyt wielu kroków. Tak właściwie to wciąż stali w miejscu. Lester z nieukrywanym zadowoleniem poparł ich pomysł, gdyż to właśnie on miał zająć się ułożeniem planu całej akcji, a ponadto sam zgarnie część sumy. Od kilku dni Crest zapowiadał swoje odwiedziny w mieszkaniu Trevora, lecz póki co, nie dostali żadnej jaśniejszych informacji.

Obaj siedzieli przy stole i zaciągali się ostatkami papierosów, gdy telefon Michaela zaczął dzwonić.

- To Lester - mruknął Mikey po spojrzeniu na ekran telefonu, a następnie wyszedł na przedpokój, by spokojnie porozmawiać.

Trevor z niecierpliwością wiercił się na krześle i czekał na powrót szatyna, bo jego rozmowa mogła oznaczać jedynie przybycie Lestera, a tym samym początek tworzenia ich planu na napad. Ekscytacja powoli zaczynała w nim rosnąć, chociaż miał złamać, i to całkiem poważnie, prawo. Ku jego uciesze, po niedługiej chwili mężczyzna wrócił do Philipsa, by zdać wszystkie informacje.

- Muszę po niego pojechać. Miał niedawno operację i niezbyt może sam się poruszać. Wrócę za godzinę. - Trevor przytaknął i pozwolił mężczyźnie kontynuować wyznaczone mu zadanie. Oprowadził szatyna wzrokiem, gdy ten ponownie wrócił na przedpokój, by ubrać wierzchnią odzież i po chwili opuścić mieszkanie.

Philips pomimo tego, że nie wiedział, co ze sobą poczynić w tym czasie to nie chciał jechać wraz z nim. Do jego informacji dotarło, że Crest i Townley znają się o wiele dłużej niż on i szatyn, więc jego towarzystwo w niektórych momentach nie byłoby wskazane. Obaj na pewno mieli tematy na tyle osobiste, że nie chcieli ich dzielić z kimś trzecim.

Z dłużej trwającego otępienia wyrwał go pomysł pójścia do sklepu. W zasadzie z żywności nie musiał nic kupować, ale jego paczka papierosów była niemalże pusta, więc wyjście, jakby nie patrzeć, było konieczne. Bez większego zastanowienia zaczął zakładać kurtkę, w międzyczasie zgarnął ze stołu w kuchni pieniądze i klucze, po czym wciągnął buty na stopy i szybko wyszedł z mieszkania, uprzednio je zamykając kluczem. Gdyby zeszło mu się nieco dłużej, Michael wiedział, gdzie został umiejscowiony klucz zapasowy.

Pogoda z dnia na dzień stawała się coraz bardziej surowa, przez co ulice były potężnie ośnieżone, a ogólny ziąb zniechęcał ludzi do wyjścia z ciepłego domu. Natomiast Trevor, jako Kanadyjczyk z krwi i kości, korzystał z każdej okazji spotkania się bezpośrednio ze śniegiem, dlatego też co jakiś czas chwytał w garść biały puch i lepił z niego niewielkie kulki, by po chwili rzucić nimi wysoko w niebo lub daleko przed siebie. Dziarskiemu krokowi towarzyszył nieustanny skrzyp białej pokrywy znajdującej się tuż pod jego butami, lecz dla niego to była czysta muzyka i mógłby jej słuchać przez cały czas. Gryzący mróz również mu nie przeszkadzał, a nawet całkiem go lubił, bo w pewnym stopniu przypominał mu te najlepsze momenty dzieciństwa, których niestety było bardzo niewiele. Najbardziej znany sklep w mieście nie znajdował się bardzo daleko od bloku Trevora, ale ten nie bez powodu wybrał dłuższą drogę. Poprzez spacer czas mu szybciej zleci, co było jego głównym celem, a ponadto chciał wstąpić do pewnej osoby po jedną, niewielką rzecz, która jedynie mogła mu jeszcze bardziej uprzyjemnić dzień.

you little prick || trikey Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz