[1.2] Zabójcza piękność

6.1K 574 500
                                    

Sherlock wszedł pewnym krokiem do siedziby należącej do Storm Model Management, a tuż za nim, nieco mniej pewnie, szedł John. Od początku wiedział, że będzie tylko niepotrzebnym cieniem wielkiego detektywa. I wcale się nie pomylił.

— Och, panie Holmes, jak dobrze pana widzieć! — Wysoki ciemnowłosy mężczyzna w garniturze podszedł do uważnie rozglądającego się Sherlocka i uścisnął mu dłoń, zdając się Johna nawet nie dostrzegać. — Nawet nie wiem, od czego zacząć...

— Najlepiej od zamknięcia się i nie przeszkadzania mi w pracy.

— Sherlock! — John szturchnął go w ramię, by następnie uśmiechnąć się przepraszająco do zaskoczonego mężczyzny. — On tylko żartował.

— Wcale...

— Tak, żartowałeś — wszedł mu w słowo, jednocześnie posyłając Sherlockowi aż zanadto wymowne spojrzenie. Odchrząknął. — Myślę, że... że Sherlock musi się najpierw trochę rozejrzeć, ale jeśli będziemy potrzebowali pomocy, zwrócimy się do pana. Prawda, Sherlock?

— My — mruknął Sherlock, na co John zmarszczył brwi.

— Słucham?

My musimy się rozejrzeć — powtórzył, po czym na nic więcej nie czekając, ruszył przed siebie. John stał tak jeszcze chwilkę, by po raz kolejny rzucić mężczyźnie przepraszające spojrzenie, a następnie szybko pobiegł za jak zawsze przemiłym Sherlockiem.

— Za każdym razem musisz być taki arogancki, co? — spytał, gdy w końcu udało mu się zrównać z krokiem bruneta. Sherlock wzruszył ramionami.

— I tak nie miał nam nic ciekawego do powiedzenia.

— Skąd wiesz? — zapytał i w tym samym momencie tego pożałował. Sherlock zatrzymał się i odwrócił do niego przodem. Wziął głęboki oddech, by po chwili zacząć mówić:

— Michael Mollow, bo takie imię i nazwisko widniało na identyfikatorze, który wystawał mu z kieszeni, może i pełni funkcję jakiegoś dyrektorka, ale tak naprawdę nie bywa tu zbyt często, więc dużo wiedzieć nie może. Jak na dyrektora powinien ruszać się pewnie, a gdy do nas podchodził, zdawał się zagubiony. Nie wiedział, od czego zacząć, bo nawet nie zna tej sprawy dokładnie. O śmierci dowiedział się niedawno i zapewne nawet jeszcze nie wie, które to modelki. Jest dosyć młody i nieodpowiedzialny, gdyż zabrałem mu klucze, a on nawet się nie zorientował. — Wyjął z kieszeni swojego płaszcza plik kluczy, by następnie wcisnąć je zszokowanemu Johnowi. — Prawdopodobnie więc dostał tutaj fuchę po znajomości, zapewne pracuje tu jakiś członek jego rodziny. Sądząc po jego workach pod oczami, które nieumiejętnie próbował ukryć pod niewielką warstwą pudru, nie spał długo. Nie jest to jednak przejaw bezsenności, a udanej imprezy, na której poprzedniej nocy był. Co ciekawe, była to formalna impreza, gdyż miał na sobie tę samą koszulę. Dziś bowiem miał poplamiony rękaw, który wystawał z odrobinę za małej marynarki. Zaspał, więc nie zauważył tego, bo się spieszył. Nie wiem jednak po co, skoro zupełnie nie jest tu potrzebny. Jego praca to jakaś dokumentacja, która nudzi nawet jego samego. Niczego przydatnego jednak nam powiedzieć nie może, więc rozmowę z nim uznałem za marnowanie czasu.

John bez słowa wpatrywał się w niewzruszonego Sherlocka i starał się to wszystko poukładać sobie w głowie. Cholera, powinien już się do tego przyzwyczaić, a tymczasem po każdej dedukcji detektywa zwyczajnie oniemiewał.

— Ach, i jest leworęczny — dodał brunet po chwili, zdając się nie dostrzegać zdumienia przyjaciela. — Wywnioskowałem to po śladach tuszu na jego palcach lewej ręki.

— Coś jeszcze? — wydusił w końcu. Sherlock się zastanowił.

— Obecnie nie ma dziewczyny i jest wielkim fanem Justina Biebera.

Jak śliwka w kompot | Sherlock BBC | JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz