Gavin, gdy już skończysz użerać się
z tymi ludźmi, wracaj szybko do
Scotland Yardu. Czekam by powalić
cię swoim geniuszem, jak zawsze.
Przy okazji możesz też zabrać ze sobą
Emily Parker. Powiedz jej, że znaleźliśmy
zabójcę Sophie. Wiem, że pewnie nic
teraz nie rozumiesz, ale zaufaj mi
i chociaż raz zrób to, co mówię,
bez zadawania głupich pytań.
Wszystko ci wyjaśnię już na miejscu.
Wiem, gdzie trzymasz zapasy pączków.
Ruchy, bo inaczej wszystkie ci zjemy,
a mam ze sobą głodnego Johna.
Pospiesz się.
SH— To już podchodzi pod szantaż — mruknął rozbawiony John, zaglądając Sherlockowi przez ramię.
— To jedynie motywacja — odparł, chowając komórkę do kieszeni płaszcza. W tym czasie do pomieszczenia wszedł skrzywiony bardziej niż zwykle Anderson. — Och, Anderson, jak miło cię widzieć!
— Bez wzajemności — burknął, siadając naprzeciwko nich.
— Niech zgadnę, w drożdżówce nic nie było? — bardziej stwierdził, niż zapytał, na co Anderson naburmuszył się jeszcze bardziej. — No, ale chociaż trochę się pobawiłeś. W ogóle jak głowa? Miałeś chyba trochę twarde lądowanie.
Anderson zmierzył go spojrzeniem, które w domniemaniu miało być groźne. Założył ręce na piersi, wyglądając przy tym jak pięcioletnie dziecko.
— Czego właściwie tu chcecie? — zapytał w zamian. — Nie powinieneś biegać i zgadywać, kto jest zabójcą?
— Ja nie zgaduję, tylko dedukuję — poprawił od razu. — Poza tym zagadka już rozwiązana. Teraz tylko czekamy na Lestrade'a, półgłówku. I na naszą zabójczyni.
Anderson zmarszczył brwi.
— Słucham? — prychnął. — Że niby zabójca sam do nas przyjdzie? Co jeszcze?
— Dokładnie tak, Anderson — powiedział, jednocześnie łapiąc Johna za dłoń i splatając ich palce razem. Spojrzenie mężczyzny natychmiast tam powędrowało. — Może lepiej już się połóż na podłodze. Będzie mniej bolało.
John zagryzł wargę, próbując ukryć uśmiech, co jednak na niewiele się zdało.
— Bardzo śmieszne — żachnął się, odwracając wzrok. Po chwili milczenia, cicho jednak spytał: — Wy tak poważnie...? No... Wiesz.
— Oczywiście, że poważnie — odparł John, ściskając mocniej dłoń bruneta. — Jesteśmy razem. Od miesiąca. A co, czyżbyś właśnie przegrał zakład? — dodał ze złośliwym uśmieszkiem, na co Sherlockowi aż łezka w oku się zakręciła.
Anderson, dziwnie blady, prychnął.
— Też coś! Nie jestem na tyle głupi, aby się zakładać.
— Ile straciłeś?
— ...trzydzieści funtów — burknął, krzywiąc się jeszcze bardziej. Sherlock uśmiechnął się pod nosem.
— Dałeś się oskubać Lestrade'owi. Donovan wisi mu dwadzieścia — mruknął rozbawiony detektyw. — Nie sądziłem, że aż tak nam kibicuje, chyba jako jedyny z was wszystkich. Wzbogaci się dzięki nam. — Zerknął na Johna. — Nie sądzisz, że powinniśmy odliczyć mu od tego jakiś odsetek dla nas?
John pokiwał energicznie głową.
— Absolutnie się zgadzam. To bardzo dobry pomysł.
— Nie no, wy tak na serio, serio? — zapytał Anderson, patrząc to na jednego, to na drugiego. — Przecież jesteście przyjaciółmi!
CZYTASZ
Jak śliwka w kompot | Sherlock BBC | Johnlock
FanfictionGdy Sherlock powraca do żywych, przez Baker Street znów przewijają się tłumy ludzi ze sprawami niecierpiącymi zwłoki, a John dalej znajduje w lodówce ludzkie głowy, tylko jedno jest pewne: gra znowu się rozpoczęła! ____________________ Zagadki krymi...