— Ała! — Sherlock popatrzył z wyrzutem na Johna, gdy ten, wcale nie delikatnie, kopnął go w tyłek. — Za co to?
— Jeszcze się pytasz? Mogliśmy tam zginąć! — blondyn podniósł głos, nie zważając na pałętających się po Scotland Yardzie funkcjonariuszy.
— Nie zabiłby nas.
— Tak, tak samo jak byłeś pewien tego, że w willi nikogo nie ma — odparł, zakładając ręce na piersi.
— Bo naprawdę nikogo nie było, gdy tam wchodziliśmy — powiedział ciągle pewny siebie Holmes, jednocześnie podchodząc bliżej Johna. — Miller Senior wszedł niedługo po nas. Musiał nas usłyszeć, dlatego wszedł na górę.
— To nie zmienia faktu, że ci się należało. Poza tym w końcu ci to obiecałem, prawda?
— Myślałem, że to była tylko jakaś taka metafora — mruknął, na co Watson uśmiechnął się pod nosem.
— Ekhm — Greg odchrząknął, tym samym przypominając o swojej obecności, o której najwyraźniej dwójka włamywaczy zapomniała. Sherlock przewrócił oczami.
— Tak, Gavin, dziękujemy, że nam pomogłeś, jesteś naszym bohaterem i bla, bla, bla... — westchnął.
— Nie to miałem na myśli... ale nie ma sprawy. — Uśmiechnął się, by następnie machnąć na nich ręką, aby się przybliżyli. — Znalazłem w danych brata Alexandra.
Holmes wraz z Johnem natychmiast znaleźli się po dwóch stronach siedzącego przy komputerze Lestrade'a, uważnie przyglądając się informacjom wyświetlanym na ekranie.
— Zbyt wiele tego tutaj nie ma. — Greg, tak jak Sherlock, również wyglądał na odrobinę zawiedzionego. — Danny Miller, do tej pory nienotowany. Może to wcale nie jest dobry trop? — spytał, spoglądając na bruneta.
Sherlock przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w komputer, by następnie uśmiechnąć się.
— A może jednak? — rzucił wesoło, wskazując informację o aktualnej pracy jasnowłosego mężczyzny ze zdjęcia. — Danny Miller, dyrektor domu dziecka. Och, zobacz, czy to nie jest dokładnie ten ośrodek, z którego zniknęły te dzieciaki? — prychnął. — Zbiegi okoliczności nie istnieją, Graham.
— Myślisz, że to on? — John spojrzał na niego.
— Jego brat bliźniak został zastrzelony, a on sam ma wystarczającą władzę, aby w chory sposób się zemścić. Dlaczego miałby z niej nie skorzystać? Poza tym widziałeś jego ojca. Szaleństwo jest dziedziczne — stwierdził, na co blondyn podniósł brew.
— Nie zawsze. Widziałem już raz twoich i Mycrofta rodziców. Są całkiem normalni.
Sherlock otworzył usta, aby bez słowa je zamknąć.
— Uważasz, że jestem szalony? — spytał po chwili.
— Czy to pytanie retoryczne?
Detektyw zrobił urażoną minę.
— Obaj jesteście. I nie zaprzeczaj, wszyscy to wiedzą, włącznie z wami — dodał, nie mogąc jednak powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu.
— Wcale nie jestem szalony.
— Za twoją namową włamaliśmy się do willi rodziny mordercy!
— No dobra, może trochę jestem — wymamrotał. John założył ręce na piersi. — Okej, trochę bardzo. Zadowolony?
Były lekarz wojskowy szybko go cmoknął w usta.
— I tak cię kocham. Wiesz o tym, prawda? — wyszeptał.
CZYTASZ
Jak śliwka w kompot | Sherlock BBC | Johnlock
FanfictionGdy Sherlock powraca do żywych, przez Baker Street znów przewijają się tłumy ludzi ze sprawami niecierpiącymi zwłoki, a John dalej znajduje w lodówce ludzkie głowy, tylko jedno jest pewne: gra znowu się rozpoczęła! ____________________ Zagadki krymi...