🃏 2. Pustka

578 37 9
                                    

Joker

- Szefie, tak w ogóle to dlaczego ją tam zostawiłeś? - odezwał się stojący obok mnie tęgi ochroniarz. Zirytowany przewróciłem oczami szukając w głowie odpowiedniej odpowiedzi.

- Bo tak - burknąłem chwytając w dłoń butelkę jednego z najdroższych Whisky. Przystawiłem ją sobie do ust i wziąłem kilka porządnych łyków. Od razu zrobiło mi się lżej, kiedy chłodny napój rozpalił mnie od środka.

- Szefie - skrzywił się strażnik - minęły dopiero niecałe dwa dni, a szef wygląda tak trochę... blado...

Spojrzałem na niego jak na ostatniego idiotę po czym mocno zirytowany wyciągnąłem broń z tylnej kieszeni i wycelowałem w natrętnego pachołka. Jak ten dureń śmiał w ogóle się do mnie odezwać i wmawiać mi takie głupoty? Nie płacę mu za bycie głosem rozsądku a tym bardziej gadającym lustrem. To nie jego sprawa co się ze mną dzieję, a tym bardziej jaki jest cel moich poczynań. 

- Zamkniesz się wreszcie?! Nie obchodzi mnie co się dzieje z Kelly! - krzyknąłem, a moja dłoń coraz mocniej zacisnęła się na pistolecie.

W Oczach mężczyzny pojawił się strach, jednak tym razem mnie nie zadowalał. Chciałem czegoś więcej. Brakowało mi jakiegoś ważnego elementu. Coś nie spełniało moich potrzeb, ale za cholerę nie wiedziałem co to było. Uczucie pustki od jakiegoś czasu gościło w moim chorym umyślę, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Byłem zły na wszystko dookoła nie umiejąc stwierdzić co dokładnie jest tego przyczyną. W sumie po co miałbym szukać jednego źródła skoro mogę zabić wszystkich dookoła i choć na chwilę zakryć te cholerne uczucie?

- Nie mówiłem nic o niej - pisnął, a ja nie wytrzymawszy pociągnąłem za spust. Kula przebiła mu czaszkę i mężczyzna upadł martwy na ziemię. Krew lała się strumieniem ale i to mnie nie satysfakcjonowało. Chwyciłem butle alkoholu upijając kolejne kilka, kilkanaście łyków. Rozsiadłem się na fotelu i wlepiłem wzrok w leżące pod drzwiami ciało. Starałem się na nim skupić i czerpać z niego radość, ale za żadne skarby było u mnie szukać jakiegokolwiek wyrazu szczęścia lub bynajmniej rozbawienia.

- Szefie! - do pokoju wpadł kolejny z moich durnych pracowników. Spojrzał na martwe ciało kolegi i na swoje szczęście bez żadnych pytań dobrze wiedział co zrobić dalej. Pochwycił w dłoń bezwładnie leżącą nogę i pociągnął ją w swoją stronę, zabierając trupa z zasięgu mojego wzroku.

- Co chciałeś? - spytałem wiedząc, że nie przyszedł tu tylko po ciało.

Mężczyzna uniósł na mnie wzrok i odrzekł podekscytowany:

- Batman się wypowiada na temat twojego napadu.

***

Wybuchnąłem sztucznym, od lat wyćwiczonym śmiechem. Psychopatyczny rechot wstrząsnął moimi ochroniarzami, na co na chwilę poczułem się lepiej. Mimo, że wcale nie było mi do śmiechu nie mogłem pojąć myśli, że słysząc zdania wypowiedziane przez nietoperza odrobinę się zaniepokoiłem. Ta czarna menda po raz kolejny wchodzi w nieswoje sprawy.

- Drodzy obywatele, nie mamy wątpliwości, że był to kolejny napad Jokera. - Batman stanął na wysokim podium i skierował słowa do stojącego przed nim tłumu ludzi. Przewróciłem oczami widząc płomyczki nadziei w oczach mieszkańców miasta.- Obiecuję wam, że wszystkie pieniądze jakie utraciliście do was wrócą. A tym czasem, Panie J, jeśli tego słuchasz: Znam twój sekret i radzę Ci ją oddać zanim sam się za to zabiorę.

Wiedział, że Kelly żyje. Nie miałem wątpliwości, że menda nie uwierzyła w moje kłamstwo. Teraz na pewno będzie jej szukał. Przecież to jego... Przez usta mi nie przejdzie. Elizabeth po prostu ma fatalne rodzeństwo. Kochany Nietoperzyk wkrótce dołączy do swojej siostrzyczki.

Wyłączyłem telewizor i rozsiadłem się na kanapie. Pusty wzrok wlepiłem w wiszącą na ścianie półkę z alkoholem. Ciągle powtarzałem w głowie, że uśmiech to jedyne wyjście. Mam się uśmiechnąć i przestać myśleć o czymkolwiek. Ale do cholery ile można udawać?!
Z każdym kolejnym łykiem napoju wszystko stawało się łatwiejsze i przyjemniejsze. Mimo że zaczęło mi wirować w głowie, wstałem z kanapy i podchodząc do jednego z ochroniarzy nakazałem im sprowadzenia tu jednej z moich ofiar.
Trochę się pobawię. Może to mi polepszy humor.

Stanąłem na wprost przywiązanego do krzesła chuderlawego chłopaka. Nie wiem ile miał lat. Porwałem go niedawno jak włóczył się po moich uliczkach.Nie na marne wiszą tam tabliczki z ostrzeżeniem, ale głupiemu nie wmówisz. Na oko wyglądał na siedemnaście wiosen, ale nie interesowało mnie to na tyle, żeby go o to spytać. 

- Wypuść mnie - Jęknął gdy odkleiłem mu taśmę z ust. Nie czułem, żeby się bał. Nie wyrażał ani trochę zainteresowania tym co się z nim dzieje. Od samego początku z obojętna miną powtarza tylko dwa słowa.

- A cóż to by była za zabawa? - mruknąłem rozbawiony szybko siadając mu na kolanach i podnosząc jego głowę do góry.

Wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na ścianę po lewo. Irytowało mnie to dziwne stworzenie. Nie wyrażało sobą prawie żadnego niepokoju, a nawet w obliczu śmierci zachowywało kamienną twarz. Przyglądałem mu się jeszcze przez chwilę z fascynacją po czym chwyciłem za leżący obok na stoliku ostry jak brzytwa nóż.

- To też cię nie rusza? - machnąłem mu ostrzem przed twarzą. Wzruszył ramionami i spojrzał w moim kierunku. Zacisnąłem rękę na narzędziu i przybliżyłem je do jego bladych ust. - Uśmiechnij się chociaż - warknąłem, jednak chłopak nadal obojętnie patrzył w moim kierunku. - Skąd ta powaga? - syknąłem i zaniosłem się śmiechem.

Włożyłem mu końcówkę ostrza do buzi i zrobiłem małe nacięcie wzdłuż linii ust. Krew delikatnie spłynęła na mój nożyk.
Uniosłem wzrok i spojrzałem na jego twarz. W zaszklonych oczach zaczął pojawiać się cień strachu. Idealnie. Przeciągnąłem głębiej nożem, krojąc jego policzek na dwie części. Chłopak ryknął z bólu, a po twarzy spłynęły mu dwie krople słonego płynu. Już nie był taki poważny jak na początku, co ponownie bardzo mnie rozśmieszyło. Krew ściekała na moje ręce i spodnie oraz brudziła podłogę. Piękny widok aczkolwiek nadal było mi mało. Przełożyłem nóż na drugą stronę i ponowiłem ruch. Głośny jęk mężczyzny rozniósł się po sali.

- Od razu tak jakoś weselej - uśmiechnąłem się do niego zaciskając dłoń na poharatanych polikach. Jęknął z bólu i zacisnął zęby. - Wyglądasz przecudownie. Od razu na twoim obliczu pojawił się zarys jakichś uczuć. Powinienem być dumny. Naprawiłem cię! 

Uniosłem ręką jego brodę do góry i ponownie przystawiłem do niej srebrne narzędzie. Przy cudownym krzyku młodego chłopaka wbijałem powoli ostrze w jego szyję. Z rozmarzeniem, zmysłowością i uczuciem napawałem się momentem, gdy przeciągając nóż do góry na moją koszulkę tryskała wściekle czerwona krew. Wszystko było tak dokładne i powolne, a krzyki głośne i pełne cierpienia, że nie rozumiałem dlaczego nadal czułem się pusty. Jakby ktoś nagle pozbawił mnie odpowiedzialnej za całkowite spełnienie części mojej głowy.
Warknąłem wściekły i rzuciłem ostrze na bok. Wstałem z chłopaka i zdejmując koszulę sięgnąłem po najostrzejszy, długi i ciężki nóż. Przejechałem po nim palcem i z pełnym gniewu wyrazem twarzy zszedłem ofiarę od tyłu.
Odchyliłem jej głowę do siebie, przykładając jej broń do szyi.

- Skąd ta powaga? - Spytałem i poderżnąłem mu gardło, tym samym pozbawiając go życia.

Psychopata 2 || Joker ❣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz