🃏 12. Jeffrey

565 37 21
                                    

Z litości, ale się zgodziłam. Nie minęła godzina od zniszczenia przeze mnie połowy miasta, a gadam o litości.
Miło jednak było patrzeć, jak na wcześniej zagubionej twarzy widnieje pełen radości uśmiech. Cudownie by wyglądał na martwym, tym razem trafionym w głowę Szczurze. Teraz jedynie o tym potrafię marzyć.

Z jego późniejszych, nudnych monologów zrozumiałam, że od naszego poprzedniego rozstania specjalnie dla mnie powstawał dodatkowy pokój w jego klimatycznej willi. Mógł sobie na nią pozwolić tylko że względu na to, że policja nie ma na niego żadnych dowodów, toteż nie jest on na liście poszukiwanych. Może normalnie zarabiać i nikt nie ma prawa go o nic podejrzewać. To był chyba jedyny jego plus. Z tego co mi obiecał, niedługo sama przestanę być ścigania przez FBI i będę mogła prawnie poruszać się po ulicach miasta. Oferta naprawdę warta przemyślenia.

Ale nie jestem w stanie dotrzymać słowa.

Nie jemu.

Zostałam zaprowadzona przez dwójkę ochroniarzy do swojego pokoju. Na pierwszy rzut oka zdawał się być mały, lecz była to jedynie wina sporej ilości dodatków i mebli. Liczne obrazy i świeczki poukładane po kątach w pewnym sensie tworzyły niepowtarzalny klimat. Pomieszczenie mimo że zapchane rzeczami, miało swój urok. Dominowały pastelowe kolory toteż łatwo było tu o spokój i opanowanie, a dla mnie ostatnio było to bardzo przydatne.

Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, pomiędzy milionem innych grantów, to leżący pod wielkim telewizorem telefon stacjonarny. Głupio się przyznać, że komórki nie widziałam już od kilku miesięcy, ale taka była prawda. Joker bał się telefonu jak woda ognia i nawet ochroniarzom kazał ich nie wyjmować o ile nie ma "ostatecznej ostateczności".

Telefon to tylko źródło problemów - powtarzał. Na nic ci się przyda. Dość mamy kłopotów.

- możesz go używać do woli - odezwał się za mną gruby głos ochroniarza - Tylko żadnych sztuczek. Jest na podsłuchu. - dodał - To znaczy, że każde twoje słowo...

- Wiem co to znaczy - przerwałam mu i złapałam słuchawkę do ręki, dokładnie ją oglądając.

- No - odchrząknął i poprawił garnitur - to rozgość się. Jakbyś czegoś potrzebowała to zostawiam tu do siebie numer. Dzwoń... W sumie to kiedy chcesz. Jakbyś chciała iść na spacer wokół budynku, co szef kazał ci proponować co dwie godziny, to mów. Las też jest niedaleko.

- Dobrze. Dziękuję - odpowiedziałam, już dawno zapominając jak to słowo brzmi. A brzmiało bardzo dziwnie i o dziwo szczerze. Mężczyzna również spojrzał się na mnie jakbym powiedziała coś, co było zapomniane i nieużywane od wieków. Przez krótką chwilę obydwoje patrzyliśmy się na siebie zdziwieni i zmieszani. Już miałam z powrotem odwrócić wzrok, kiedy do pokoju wszedł Szczur i z wielkim, obrzydliwym uśmiechem spojrzał na moją, trzymająca telefon rękę.

- Chcesz na spacer? - spytał.  

- Nie.

- Może głodna jesteś?

- Nie.

- To idziemy do jadalni - krzyknął ucieszony, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie chce jeść - powtórzyłam.

- Jak to nie? Nie jadłaś od przyjazdu tutaj. A nawet wątpię, że wzięłaś coś do ust u Jokera. - posmutniał i mrużąc oczy kazał strażnikowi wyjść z pomieszczenia.

- Najadłam się strachu i przerażenia. Syty obiad. - Odłożyłam słuchawkę i podchodząc do idealnie pościelonego łóżka, usiadłam na miękkim materacu.

- Nie przesadzaj. Dobrze cię traktowali. - warknął, jakby próbując wmówić mi, że ma rację.

Mruknęłam jedynie coś w stylu mhm i czekałam, aż mężczyzna wyjdzie i da mi spokój. To, że nie czułam się już zagrożona, nie oznaczało, że nie byłam zmęczona. Naprawdę, jak dla mnie to dzisiaj było zbyt wiele wrażeń. Musiałam to sobie wszystko spokojnie poukładać, a żeby to zrobić, potrzebowałam spokoju. Miałam już plan. Plan doskonały, który nie mógł nie wyjść. Wymyśliłam go w ciągu ostatnich kilku minut. Kilka tysięcy sekund zmarnowanych na wytężenie mózgu. Jak to nie wypali to będę musiała liczyć wyłącznie na Jokera.
A na niego rzadko kiedy można liczyć jeśli chodzi o bezpieczny powrót.

- Jestem zmęczona - wyznałam, gdy Denny nadal stał w drzwiach.

- Aha

- To znaczy, że chce się położyć - wyjaśniłam.

- To się kładź. - burknął i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Chwilę jeszcze patrzyłam się w miejsce, w którym chwilę wcześniej znajdował się Szczur i upewniwszy się, że odszedł, rzuciłam się do stojącego pod telewizorem telefonu.
Wybrałam numer i nacisnęłam zielony przycisk na słuchawce.
Po kilku krótkich pikaniach odezwał się damski, zachrypnięty głos:

- Słucham?

- Jeff? - spytałam, mimo że wiedziałam z kim rozmawiam.

- O boże. Kelly - niemal wydusiła z siebie siłą te kilka słów. Jej ciężki oddech odbijał się w słuchawce. - w telewizji mówili, że nie żyjesz.

- Wiem.

- Co się z tobą dzieje? Gdzie jesteś? Kell, martwiłam się o ciebie.

- Byłam z Jokerem. Nic mi nie jest. - odpowiedziałam mimo że głos powoli mi się łamał, a łzy napływały do oczu. Tak dawno się z nią nie widziałam. Tak wiele mogło się zmienić od naszego ostatniego spotkania.

- Czyli to prawda. Jezu, czy ty ich zabiłaś?! - krzyknęła do telefonu, a mi aż zrobiło się niedobrze na samo wspomnienie scen sprzed kilku miesięcy.

- Nie, nie zrobiłabym tego. - nawet się nie zająknęłam. Kłamstwa już tak gładko wychodziły mi z ust, ale nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Nie zrozumiałaby.

- Kelly, co się dzieje? Dlaczego cię nie ma? - nie ustępowała. Miałam wrażenie, że zaraz wypyta mnie o każde najmniej istotne gówno. Ale czy ja nie zrobiłabym to samo?

- Ja... - zaczęłam, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. - jestem na lekcji u starej Marshall.

Zostało mi już tylko liczyć na to, że Jeff zrozumie mój przekaz. Pani od chemii zawsze słyszała nawet najcichsze szepty, więc w szkole jak ktoś podsłuchiwał zwykło się mówić, że ma słuch jak pani Marshall. Jeffrey nigdy nie włączała się w życie szkoły, a tym bardziej w życie towarzyskie toteż to określenie nie musiało być jej znane. Miałam jednak nadzieję, że teraz choć odrobinę sobie je skojarzy.

- W jakiej sali? - Odetchnęłam z ulgą, gdy koleżanka zrozumiała szyfr i uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

- Słaba jestem z geografii. Gdzieś koło przyrodniczej. Nauczycielka złapała mnie na przerwie i zaciągnęła do klasy. Miałam praktycznie związane oczy. - zaśmiałam się mając nadzieję, że osoba która nas podsłuchuje myśli, iż to tylko zwykła rozmowa dwóch nastolatek o ostatnich wydarzeniach ze szkoły. Nic wartego uwagi.

- To musiało być straszne. Nic ci nie zrobiła? - spytała, a ja dziękowałam bogu, że Jeff jest na tyle inteligentna, abyśmy mogły posługiwać się szyfrem.

- Kilka razy tylko się potknęłam, ale w sali już się o mnie zatroszczyła. Dostałam osobną, nową ławkę. Nie znałam jej dokładnych planów co do mnie. Chciała mi chyba zrobić sprawdzian z Romea i Julii. - zdążyłam dokończyć zdanie, gdy w słuchawce odezwał się inny, tym razem męski głos. Mimo że serce skakało z radości, po plecach przeszły mi ciarki.

- Spuszczaj włosy roszpunko. Książę nadjeżdża.

I śmiech od którego włoski na ciele stanęły mi dęba, ręce zaczęły się trząść, a twarz stała się blada niczym ściany w prosektorium.


-----------------------------------------------------------

Tak trochę jeszcze nie kontaktuję po Infinity War,
więc proszę
Nie bijcie za tak zły rozdział  >_<

Problem w tym, że dobrze wiem co mam napisać, ale za cholerę nie wiem jak to ująć w słowa. Niby mam w głowie scenę, a kompletnie nie potrafię jej opisać. A żeby tego było mało, co się  brałam za pisanie przed oczami zaczynały wyświetlać mi się sceny z filmu. Za każdym razem, dosłownie, kończyło się mokrym od łez telefonem. 

Czy to już depresja?

W każdym razie będą następne rozdziały, ale nie potrafię powiedzieć kiedy. Najprędzej pewnie jak ogarnę odrobinę umysł. Postaram się to zrobić szybko. 

A do tego czasu,

Miłego dnia kochani ❣️

Psychopata 2 || Joker ❣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz