🃏10. Słońce

428 25 4
                                    

Niektórzy mówią, że czasami jedynym wyjściem z trudnej sytuacji jest samobójstwo. Oczywiście po części się z tym zgadzam, ale ja nie chciałam go popełnić. To nie w moim stylu, aby kończyć życie w tak banalny sposób. Nie taki był mój cel. Chciałam tylko zniknąć na chwilę, nie na zawsze. Mam dopiero dziewiętnaście lat i nie spodziewałam się śmierci w tak młodym wieku.
A po raz kolejny się o nią potknęłam.

Spadałam w dół, cała zesztywniała ze strachu. Chciałam płakać, ale nie miałam na to tyle czasu. Nie wiedziałam, że przyjdzie mi wypowiadać ostatnie słowa w tak młodym wieku, toteż nie byłam pewna nawet co mam powiedzieć. Szybka regułka, że przepraszam za grzechy wydała mi się odpowiednia, lecz i ona nie była w stanie przejść mi przez gardło. Po prostu ze strachem w oczach śledziłam rozciągający się tuż obok budynek. W oknach apartamentowca widziałam w panice pakujących się ludzi. Zapewne sami bali się, iż ten budynek za moment wyleci w powietrze. Nieliczni zwrócili na mnie uwagę.

Coś w ostatniej sekundzie jednak mnie złapało. Byłam już metr nad ziemią, gdy nagle nad nią po prostu zawisłam. Cichy okrzyk radości wyrwał mi się z ust. Uniosłam głowę i spojrzałam na cieniutką, czarną linkę, która oplotła się na mojej nodze. Była tu jeszcze przed moim upadkiem, czy przed chwilą dopiero, któryś z chłopców zorientował się, że poważnie przyszło mi skoczyć z dachu? Prawdopodobnie się nie dowiem.

Lina się poluzowała, a ja z głośnym hukiem opadłam na twardy beton. Jęknęłam z bólu i zaczęłam masować obolałą głowę. Nie zdążyłam nawet podnieść się z ziemi, kiedy poczułam na ramionach uścisk dwójki potężnych mężczyzn. W każdym razie nie byli to Batman i Joker. Zaczęłam się szarpać, ale jedyne co wskórałam to coraz niżej spadający ręcznik.
Nie dałam rady spojrzeć na twarze porywaczy, kiedy nagle nałożyli mi na twarz okropnie cuchnący worek i zarzucili mnie sobie przez ramię. Bałam się rzucać na boki z uwagi na to, że w każdej chwili mogłam się im ześlizgnąć z szerokich barków i rozpłaszczyć się na ziemi, a ta forma śmierci również nie wchodziła u mnie w grę. Jakby nie patrzeć, żaden sposób na stratę życia nie był u mnie brany pod uwagę w tak młodym wieku.
Chciałam krzyczeć i wołać o pomoc, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jeden z barczystych mężczyzn zakrył mi usta swoją cuchnąca jak odchody świni ręką. Chwilę później obydwoje mało delikatnie wrzucili mnie do również przykro pachnącego pojemnika. Choć szczere mówiąc, stawiałabym, iż była to furgonetka. Wyjątkowo niewygodny i śmierdzący van.

Ryk silnika, mocne podrzuty i ostre zakręty potwierdziły jedynie, że zostałam przez kogoś uprowadzona. Nie byłam w stanie nawet zmusić się do płaczu. W pewnym sensie, obecna sytuacja była dla mnie o wiele lepsza od poprzedniej z Psychopatą i Mrocznym Rycerzem w roli głównej. Zdecydowanie bardziej odpowiadał mi obecny stan. Zaniepokoiłam się jedynie tym, że od początku całej akcji, żaden z porywaczy się nie odezwał. Jak bardzo bym się nie wierciła, żaden nie zwróciłby mi uwagi. Nawet cichutkie szepty nie dostały się do moich uszu, a to wskazywało na to, że nie chcą abym ich rozpoznała.

Jechaliśmy naprawdę z zawrotną prędkością i słysząc co chwile dźwięk klaksonu, zapewne nie przepisowo. Przyzwyczajona byłam co prawda do takiej jazdy, aczkolwiek zawsze wtedy Joker przypinał mnie pasami do fotela. Nigdy, aż tak bardzo nie rzucało mną po ścianach samochodu. Ciemność dodatkowo sprawiła, że już po kilku minutach zaczęłam się nudzić i irytować. Rękoma, które wcześniej związali mi mężczyźni, zaczęłam stukać o podłogę. Gdy jednak żaden z mężczyzn nie zareagował, nasiliłam stukania. Cichy, niezadowolony pomruk jednego z nich wywołał u mnie delikatny uśmiech. Tak, właśnie o to mi chodzi. Chce poznać wasze głosy. Wątpię, że was rozpoznam, ale warto spróbować. No dalej, wkurz się na mnie.

Nie doczekałam się jednak finału. Nim którykolwiek zdążył się mocno zdenerwować, auto stanęło, a ja zostałam z niego wyprowadzona. Na dodatek wielkim zaskoczeniem była dla mnie sytuacja, w której jeden z porywaczy zaczął poprawiać mi spadający ręcznik. Zawsze przekonana byłam, że takie osoby właśnie czekają na moment, w którym ich ofiara stanie przed nimi naga. Tu ewidentnie się coś nie zgadzało. Nie obraziłam się a to. Wręcz zaczęłam się coraz bardziej obawiać powodu mojego porwania.

Obydwoje złapawszy mnie pod rękę, zaczęli ciągnąć moje trzęsące się z przerażenia ciało w jakieś ustronne miejsce. Jedyne dźwięki jakie do mnie docierały, to ćwierkanie ptaków i co jakiś czas głośne mruczenie krowy. Aut już w ogóle nie było słychać. Czyżbym skończyła na wsi? Może w lesie? Nie byłam pewna, choć wiedziałam, że to źle wróży.
Teren był nierówny przez co co chwilę się potykałam. Mężczyźni jednak nie reagowali na moją niezdarność i już chwilę później znalazłam się w zamkniętym pomieszczeniu. Zapach wanilii od razu dotarł do mojego nosa. Cicha i spokojna muzyka, grająca gdzieś niedaleko, zaczęła mnie nieco krepować. Nastrój panujący tutaj był niebezpiecznie miły.

- No proszę, proszę - w końcu odezwał się czyjś bardzo znajomy głos. Mimo prób nie byłam jednak w stanie go rozpoznać. Z pewnością nie należał on do porywających mnie mężczyzn. - Wróciłaś! Wiedziałem, że wrócisz. - zaśmiał się głośno, po czym dodał nieco ciszej: - takie jak ty, zawsze wracają.

Nie byłam pewna czy mówi do mnie. Nie chciałam wyjść na idiotkę, toteż siedziałam cicho. Kto wie, może nie byłam jedyną uprowadzoną. Nie minęła chwila, kiedy znajomy, męski głos ponownie dotarł do moich uszu. 

- No Kelly - wydał się nieco smutny. Teraz bez wątpienia słowa kierował do mnie. - Racz zaszczycić mnie swoim cudownym, melodyjnym głosem. Gdzież twój Joker, kochaniutka? No nie gadaj, że cię zostawił.

- Prawdę mówiąc, jestem tutaj bo mnie porwałeś - warknęłam nieco zbyt ostro jak na swoje pierwsze słowa - A czy ty raczysz zdjąć ze mnie ten obleśny worek i łaskawie powiedzieć kim jesteś?

- Słońce - zaczął nieco ostrzej niż myślałam - nie radziłbym ci się tak wyrażać, mając na sobie jedynie zwiewny, różowy ręczniczek. Poza tym, jak możesz mnie nie pamiętać? - starał się udawać urażonego, ale nie miałam zamiaru zwracać na to uwagi.

Starałam przypomnieć sobie choć odrobinę z ostatnich kilku tygodni, ale na marne. Jedyna osoba jaka przyszła mi na myśl to gruby, obrzydliwy szef ochrony w miejskim banku. Ale przecież on nie posunąłby się do takich czynów. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Och, zdejmijcie, gamonie z niej te szmaty! - krzyknął zdenerwowany, a mnie w jednej sekundzie olśniło.

Siedziałam na krześle w jednej z luksusowych willi Denny'ego Brynnera. A przede mną stał mężczyzna, dla przyjaciół i reszty przestępczego półświatka znany jako Szczur. Koleś, z którego przezwiska śmiałam się mu w twarz. Osoba, która przy najbliższej okazji poderżnęłaby mi gardło. Zaczęłam błagać o szybką śmierć.

______________________________________

Aaa! Mówiłam, że dzisiaj wstawię 😂.

Miłego dnia ❣️

Psychopata 2 || Joker ❣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz